Rozdział XIII
Letnie rozważania
14 lipiec 1911 r. Florencja
Drogi
Pamiętniczku!
Przez pierwsze dwa tygodnie lipca
budziła mnie codziennie upojna woń kwiatów, które ciotka ustawiała rankiem przy
oknie, odsłaniając muślinowe zasłonki. Ciepłe promienie przedzierały się przez
cienką tkaninę, delikatnie łaskocząc mój nos i zmęczone powieki. Jednocześnie
dawały one wrażanie, jakby tysiące pocałunków obsypywało moją twarz,
pozostawiając ciepło i uczucie błogości. Przez tę krótką chwilę, zapominałam o
wszystkich zmartwieniach i przypominałam sobie najpiękniejsze chwile z mojego
życia. To właśnie w lecie spędzałam całe dnie na pastwisku z przybraną siostrą,
pasąc owce, należące do folwarku baronostwa Gajeckich. Słyszałam w myślach
szemrzące górskie strumyki, wiatr szumiący w koronach drzew oraz wydawało mi
się, że gdzieś z oddali dobiega do moich uszu donośny krzyk Katarzyny. Jednak,
za każdym razem, okazywał się on głosem ciotki Juliette, która lekko szarpiąc
moje ramiona, rozbudzała mnie powoli ze snu.
- Dziś jest bardzo ładny dzień –
powiedziała tego pranka, wdychając powoli woń kwiatów. – Może pobawisz się z
Mathieu w ogrodzie? Od kiedy Drishka zwichnęła nogę nie ma kto się nim zająć.
Czy teraz ty, Estelle, mogłabyś zostać jego opiekunką?
Drishka od tygodnia nie mogła chodzić.
Biedaczka zwichnęła nogę, wobec czego, nie była w stanie pełnić obowiązków
opiekunki mojego kuzyna.
Rosjanka, co prawda, mogła już
samodzielnie podnosić się i siadać, lecz wszelkie próby chodzenia były
kategorycznie zabronione. Nie oznaczało to jednak, że Drishka całe dnie nudziła
się leżąc w łóżku lub czytając książki. Ona, nigdy nie czująca rozleniwienia,
zawsze próbowała znaleźć sobie jakieś zajęcie. Mojej przyjaciółce bardzo często
upływał czas na robótkach ręcznych; nie było dnia, gdybym nie widziała jej z
tamborkiem w ręku, na którym haftowała geometryczne wzory lub motywy kwiatowe.
- Muszę się do czegoś przydać! Nie mogę
pozwolić, aby moja niemoc utrudniała codzienne życie państwu Ellard –
odpowiedziała mi kiedyś Drishka, gdy zapytałam ją, czy nie wolałaby odpocząć
zamiast zajmować się robótkami.
Nie rozumiem jej. Gdybym to ja miała
zwichniętą nogę, leżałabym w łóżku tak długo, do póki kazał by mi doktor. Ona,
natomiast, nie tylko zaczęła szyć, ale także zainteresowała się grą na
skrzypcach! Lekcji udziela jej moja ciocia, która z radością przyjęła do
wiadomości, że Drishka chciałaby choć trochę opanować grę na tym instrumencie.
W ciągu ostatnich paru dni, moja przyjaciółka nauczyła się podstawowych chwytów
oraz niemiłosiernie fałszując, wygrywa utwory z włoskich operetek. Ciocia
Juliette uważa, że Drishka jest bardzo pojętną uczennicą i w ciągu następnych
miesięcy opanuje grę znacznie trudniejszych melodii.
Moim zdaniem, jeśli Drishka zamierza
cały czas tak fałszować, to nigdy nie będzie z niej drugi Vivaldi. Inaczej
myśli Cyril. Według niego, Drishka od dawna musiała posiadać niesamowity
talent, który dopiero teraz miał szansę się objawić, a przy wytrwałości może pomóc
dziewczynie stać się maestro.
Cyril dość często zaczął składać nam
wizyty. W prawdzie mówił, że będzie uczestniczyć przy badaniach kontrolnych w
towarzystwie doktora Popolovinsky, lecz co ciekawe, rzadko towarzyszy mu
ojciec. To bardzo miły młodzieniec, jednak czasem wydaje mi się trochę zadufany
w sobie. A może nie mam racji?
Gdy widzę, jak on wpatruję się w grającą
Drishkę, mam wrażenie, że gdzieś w głębi jego umysłu jest zupełnie inny, milszy
i bardziej wrażliwszy człowiek. Myślę, że podobnie jest z Maxime’em. On też nie
lubi okazywać prawdziwych uczuć, lecz po ostatnich wydarzeniach z przyjęcia,
stwierdziłam, że bardzo się zmienił.
Bowiem, nie sądziłam, że jakaś panna o przeciętnej urodzie może go tak zaintrygować! Mówiąc szczerze, Eloise de
Saint- Blaune nie jest wyjątkowo piękną dziewczyną. Co mu się podoba w jej
złocistych włosach, które bardziej przypominają stóg siana niż pięknie
układające się loki według najnowszej mody? Co on widzi w jej piwnych oczach
o barwie, którą mogłabym określić jako kolor spróchniałego drzewa? A może tu
nie chodzi o jej urodę, tylko o jej tupet? Nie znam drugiej tak rozkapryszonej
i pewnej siebie arystokratki jak ona! Pamiętam, doskonale pamiętam, jak
zachowywała się wczoraj w parku, gdy zobaczyłam ją z książętami Jabłonowskimi:
- Maxime, podaj mi parasolkę! Czy namalujesz mi portret, Alessio?-
Słyszałam jej skrzeczący kontralt, mijając ich w jednej z parkowej alei.
Gdzie oni mają oczy?!
- Estelle! Czy ty słyszysz, co ja
do ciebie mówię!? – syknęła ciocia Juliette, odrywając Estelle od pisania. –
Pytałam, czy będziesz opiekunką Mathieu i pobawisz się z nim w ogrodzie?
- Tak, ciociu – odparła
lakonicznie, nie odrywając wzroku od swojego brązowego kajetu.
- Co ty tam piszesz, słoneczko?
Proszę, nie zajmuj się głupotami, tylko zrób coś pożytecznego jak Drishka.
Twoja przyjaciółka uszyła już dwa obrusy, będąc po wypadku, a tobie nawet nie
chce się wyjść do ogrodu z kuzynem!
- Przepraszam, zaraz pójdę z
Mathieu…
- Tylko dokończ śniadanie!
Posłusznie zamknęła kajet, po
czym zabrałam się za nietknięty kawałek pszennego chleba. Po chwili, przywdziawszy
jasnoróżową sukienkę z jedwabiu i słomiany kapelusz, młoda hrabianka udała się
z kuzynem do ogrodu.
Estelle siedziała w cieniu
rozłożystego, oliwnego drzewka. Grube gałęzie z dojrzałymi owocami i lekko
kołyszącymi się liśćmi dawały najlepsze schronienie podczas tak upalnego dnia.
Oślepiające słońce wywoływało halucynacje, a duszne powietrze utrudniało
regularne oddychanie. Dziewczyna, owijając na różowy koniuszek palca pojedyncze
kosmyki włosów, zastanawiała się jak długo będzie jeszcze musiała siedzieć na
tym skwarze. Po chwili poczuła silny ból w części czołowej czaszki.
- Migrena… – westchnęła,
rozglądając się za sadzawką, której wodą mogłaby ochłodzić czoło.
Tymczasem sześcioletni Mathieu,
radośnie piszcząc, bawił się w rokokowej altance. Kuzyn dziewczyny miał
drewniany model samolotu, który unosił się parę metrów nad ziemią, gdy chłopiec
podrzucał go do góry. Po chwili Mathieu postanowił wdrapać się na dach altanki,
aby zobaczyć czy zabawka jest w stanie polecieć jeszcze wyżej.
- Estelle! Chodź do mnie! –
zawołał chłopiec, machając do kuzynki z wysokiego budynku.
- Mathieu! Natychmiast zejdź na
ziemię! – zlękła się młoda hrabianka. Bowiem, zajęta poszukiwaniami sadzawki,
nie zauważyła jak dzieciak wspiął się po najbliższym drzewie na dach.
- Zobacz, Estelle. Zaraz mój
samolot poleci na drugi koniec ogrodu – uśmiechnął się malec, po czym wysunął
do przodu rękę, w której trzymał drewnianą zabawkę.
Pod wpływem silnego machnięcia
dłoni, samolot przez chwilę unosił się w powietrzu, po czym gwałtownie spadł na
jedną z rabatek.
- Jeszcze raz! Jeszcze raz! –
krzyczał Mathieu. Chłopiec podniósł się z klęczek, lecz w momencie, gdy chciał
zejść z dachu jego noga zahaczyła o uszkodzoną dachówkę. Sześciolatek zachwiał
się i lekko obiwszy rękami o twarde podłoże, upadł na dach.
- Mathieu! – Estelle spojrzała ze
strachem w oczach na kuzyna. Jej serce biło bardzo szybko, a twarz stała się
bladsza od ściany. – Nic ci nie jest?
- Nie – odparł chłopiec,
otrzepawszy kolana z kurzu. – Tylko mam zadrapania na dłoniach.
- Grazie a Dio! – odetchnęła
dziewczyna. – Nie ruszaj się. Zaraz zawołam kogoś, aby zdjął cię z dachu.
- Nie ma takiej potrzeby. Mogę
sam zejść – powiedział Mathieu.
- A jeśli znów się potkniesz?
Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia i mocniej się potłuczesz! Zaraz
wrócę…
Dziewczyna czuła się winna, że
nie dopilnowała kuzyna. Tak bardzo bała się powiedzieć wujostwu o tym, że ich
syn siedzi na szczycie wysokiej altanki. Estelle była pewna, że gdy tylko
wyjaśni, co się stało, ciocia Juliette ukarze ją za nieodpowiedzialność. Już
pełna skruchy, niemalże płacząc zbliżała się do drzwi willi, gdy wtem jej oczom
ukazała się postać Louisa.
Chłopak o płowej czuprynie, na
którego twarzy widniał szeroki uśmiech, przechodził obok domu wujostwa dziewczyny,
wesoło nucąc pod nosem francuską balladę. Na widok swojej przyjaciółki ukłonił
się szarmancko i krzyknął:
- Ciao, Estelle! Właśnie wybrałem
się na spacer do Giardino di Boboli. Byłoby mi bardzo miło, gdybyś zechciała
pójść ze mną.
- Z największą przyjemnością,
lecz najpierw mam do ciebie prośbę.
- Służę pomocą…
- Mój mały kuzyn utknął na dachu
altanki. Czy potrafiłbyś go ściągnąć?
- Zrobię wszystko co w mojej
mocy. Zaprowadź mnie tam – odparł Louis, przejęty prośbą przyjaciółki.
Dziewczyna zaprowadziła go do
ogrodu, gdzie na szczycie rokokowej budowli siedział sześcioletni Mathieu.
- Jestem głodny – powiedział,
zobaczywszy zbliżających się Estelle i Louisa. – Estelle, przynieś mi kanapkę!
- Zaraz będziesz mógł sam pójść
po jedzenie, tylko najpierw trzeba cię ściągnąć z altanki – odpowiedział Louis.
Chłopak o płowej czuprynie wspiął
się na drzewko oliwne i jednym susem przeskoczył na altankę.
- A teraz mocno trzymaj się mojej
ręki. Skaczemy na trzy – nakazał chłopcu, po czym zaczął odliczać. - Raz…dwa…trzy!
Zgrabnie prześlizgnęli się z
altanki na gruby konar oliwnego drzewka. Teraz Mathieu mógł już sam zejść na
ziemię.
- Dziękuję, dziękuję! –
podziękowała Estelle, gdy Louis również zszedł z drzewa.
- Proszę bardzo. Cieszę się, że
mogłem pomóc – uśmiechnął się chłopak.
- Zapomnieliście o mnie? Chcę coś
zjeść! – wtrącił się Mathieu, robiąc nadąsaną minkę.
- Idź do kuchni. Lucia na pewno
już dawno przygotowała dla ciebie drugie śniadanie. Obiecaj mi tylko, że nikomu
nie powiesz, że wszedłeś na dach altanki.
- Obiecuję, Estelle – odparł
malec i odnalazłszy swój drewniany samolot na jednej z rabatek, pobiegł w
stronę willi.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję
– rzekła po chwili Estelle do chłopaka o płowej czuprynie, który otrzepywał
żakardową kamizelkę i lniane spodnie o brązowej barwie.
- To drobiazg. Czy teraz możemy
udać się na spacer do Giardino di Boboli?
Dziewczyna uśmiechnęła się
serdecznie i wraz z przyjacielem podążyła w stronę królewskich ogrodów przy
palazzo Pitti.
~*~
Droga minęła im bardzo miło.
Razem dyskutowali o swoich przyszłych planach oraz powracali do wspomnień z
dzieciństwa.
- A pamiętasz jak chcieliśmy
uciec z naszych domów? – zaśmiała się Estelle, przypomniawszy sobie zabawne
zdarzenie z przeszłości.
- Jak mógłbym zapomnieć. Mieliśmy
razem z Maxime’em przyjść po ciebie w nocy… Przez pół godziny rzucaliśmy
kamienie w twoje okno, a ty zaspałaś!
- Nieprawda! Czuwałam całą noc.
Dopiero nad ranem zasnęłam.
- Zapomniałaś, że chcieliśmy
uciec o czwartej rano? To dopiero był widok, gdy również ze zmęczenia usnęliśmy,
tyle że pod twoim domem – zachichotał
Louis. – Po paru godzinach znalazła nas Monique, która myślała, że upiliśmy się
winem.
- Do dziś nie wiem, dlaczego tak
sądziła.
- Jak to? Przecież Maxime
zapakował do walizki sok porzeczkowy w butelkach po winie. Gdy zmęczyliśmy się
czekaniem na ciebie, postanowiliśmy napić się soku.
- Jak mogliście wykorzystać nasze
zapasy? Sok miał wystarczyć na pierwszy tydzień wyprawy do Indii! – zaśmiała
się dziewczyna. - Ach… to były czasy… - westchnęła po chwili.
- Racja. Wtedy człowiek był taki
głupi i niczego nie świadomy.
- Czasem tęsknię za przeszłością.
Gdyby tak móc jeszcze raz wrócić do czasów dzieciństwa.
- Ale kto powiedział, że tylko
będąc dziećmi mogliśmy się dobrze bawić. Estelle, mamy wakacje!
- Tak, dlaczego chociażby
dzisiejszy dzień nie mógłby być najpiękniejszym dniem naszego życia?
- I takie myślenie bardzo mi się
podoba. Spójrz, właśnie jesteśmy na miejscu – powiedział Louis, wskazując
przyjaciółce kamienną budowlę – palazzo Pitti.
Szesnastowieczna budowla, będąca
w dawnych czasach reprezentacyjnym pałacem Medyceuszy zrobiła niesamowite
wrażenie na młodej hrabiance. Dziewczynie bardzo spodobała się typowa dla epoki
renesansu architektura budynku oraz ogrody Giardiani di Bobola. To właśnie tam
Louis zamierzał spędzić przepiękny dzień, spacerując po parku lub pływając
łódką po jeziorze, na którym sytuowała się z wyspa, fontanna i rozmaite
roślinne ozdoby.
- Jak tutaj jest pięknie –
zagaiła Estelle, gdy razem z Louisem spacerowali aleją prowadzącą od pałacu.
Podążali w otoczeniu wiekowych cyprysów, mijając co chwilę marmurowe rzeźby
renesansowych artystów.
- Prawda. Bardzo lubię to
miejsce. Gdy byłem mały zabierał mnie tutaj dziadek na spacery. Pamiętam jak
razem chodziliśmy do Wielkiej Groty. Dziadek podziwiał rzeźbione obrazy, a ja
płoszyłem ryby w sadzawkach.
Wtem Estelle ujrzała na jeziorze
łódkę z dwojgiem ludzi zbliżonych do nich wiekiem. Dziewczyna o wielkim
kapeluszu przypominającym bezę i z koronkową parasolką w dłoni, uśmiechała się
zalotnie do młodzieńca o rozmarzonych, bladobłękitnych oczach, który wiosłował
w skupieniu.
- Piękna para… - Estelle
usłyszała cichy szept Louisa.
- Ależ to Maxime i Eloise! –
pisnęła, gdy dojrzała znajome postacie.
- To oni? No proszę, miłość
kwitnie. Gołąbeczki…
- Maxime ją kocha? – zdziwiła się
Estelle. – Myślałam, że jest na tyle rozważny, aby nie zawracać sobie głowy
miłostkami.
- Ciekawe, co na to Alessio? –
ciągnął Louis, nie dosłyszawszy dziewczyny.
- On także? – posmutniała
Estelle.
- Obaj ubiegają się o względy
mademoiselle de Saint-Blaune. Jednego jestem pewien, którego by ona nie
wybrała, możemy już ją nazywać tytułem księżnej Jabłonowskiej – zaśmiał się
Louis, obserwując parę.
- Uważasz, że któryś z nich ożeni
się z Eloise?
- Bynajmniej. A ty co o nich
myślisz, Estelle?
- Co ja myślę? Uważam, że to
niesprawiedliwe! Co za kokietka!
- Ale z klasą… Estelle, dlaczego
już idziesz?
- Nie mam zamiaru wysłuchiwać o
tej manipulantce. Ona nie ma względem nich dobrych zamiarów.
- Estelle! Jak możesz tak mówić?
Młoda hrabianka już go nie
słuchała, tylko ile sił biegła przed siebie w stronę pałacowego wzgórza.
Ujrzała bramę, którą nie tak dawno wchodziła na teren ogrodów. Dziewczyna miała
już udać się w drogę powrotną do domu, gdy wtem zauważyła Alessio.
- Mon Dieu! Co to będzie, gdy on
zobaczy Maxime’a z Eloise?!
Estelle natychmiast zawróciła i
niezauważona przez przyjaciela, podążyła za nim w stronę palazzo Pitti.
Oj tak wydaje mi się, że ktoś tu jest zazdrosny ...? I wcale się nie dziwię Estelle, wystarczy jedna blond małpa :) ( Wybacz ale nie będę przebierać w słowach), żeby facetom zupełnie mózgi odjęło. Mężczyźni są jak dzieci, bez wątpienia. Kurczątko, nie wiem dlaczego, ale ta cała Eloise charakterjozoficznie bardzo mi przypomina pewną postać z " Przedwiośnia " :) Ehm ... Laurę rzecz jasna. Wybacz, nie mogłam się powstrzymać ta Eloise jest tak samo irytująca i na miejscu Estelle zupełnie niezważałabym na maniery tylko po prostu urwałabym jej łeb, bo jak na mój gust to ona ewidentnie chce coś sobie ugrać. Oj nie podoba mi się, nie podoba i to bardzo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przepraszam, że tak długo mnie tu nie było. Obowiązki :(