Prologue
Alles Walzer
To była
wyjątkowo piękna zima. Płatki delikatnego puchu wirowały na wietrze, niby
tańcząc, jak ludzie na salach balowych w
rytmie walców i polonezów. Małe kryształy lodu, o najbardziej niespotykanych
kształtach, opadały na dachy budynków w mieście; na wysokie wieże kościołów,
najbliższe niebu; na ratusz, którego zegar wybił właśnie godzinę dwudziestą. W
końcu znalazły też swoje miejsce na dachówkach domów zwykłych wiedeńczyków.
Całe miasto zostało pokryte delikatnym puchem. Nawet małe niepozorne uliczki
były ozdobione cienką warstwą srebrzystego śniegu.
Trzeciego dnia
lutego, anno domini* 1910, każdy zakątek Wiednia wyglądał iście wytwornie,
obwieszczając całemu światu, że to właśnie tutaj odbywał się jeden z
najbardziej wyrafinowanych balów podczas karnawału. Był to bowiem szczycący się wieloletnią tradycją bal w
Operze Wiedeńskiej.
- To będzie mój pierwszy bal
karnawałowy - powiedziała Estelle, hrabianka de Lilas-Chavriere, wpatrując się
uważnie w kwieciste wzory, jakie utworzył mróz na oknie powozu.
- Denerwujesz się, kwiatuszku? -
zapytał ją wuj Theodore D’Ardeagne, który wraz z nią oraz żoną i dziećmi,
znajdował się w powozie.
Pulchny mężczyzna, z dużym
kartofelkowatym nosem, uścisnął drobną dłoń dziewczyny, która nawet w atłasowej
rękawiczce podbitej lisim futrem była zimna. Theodore D'Ardeagne był doktorem
wywodzącym się z paryskiej arystokracji, więc Estelle przyszło na myśl, że
gdyby nie fakt, iż jechali powozem na bal, jej wujek z pewnością zabrałby swoją
teczkę z narzędziami medycznymi. Zapewne w tej chwili zacząłby szukać
stetoskopu*, aby ją osłuchać, a
następnie udzieliłby jakiejś mądrej rady. Nieznaczny uśmiech przemknął po
twarzy młodej hrabianki, jednak po chwili odparła z powagą.
- Cały czas myślę o tym, aby nie
pomylić kroków. - Szesnastoletnia Estelle, zaczęła uderzać opuszkami palców
wolnej dłoni o szybę, wybijając rytm poloneza.- Dlaczego to nie może być inny
taniec? - westchnęła, a jej oddech zaparował szybę w powozie tworząc wzorek o
kształcie zbliżonym do małego obłoku.
- Wszystkie bale rozpoczynają się
polonezem - stwierdziła kuzynka dziewczyny, osiemnastoletnia Cornelie.
Dziewczyna o lekko zadartym nosie,
która przez całą drogę wpatrywała się w srebrne lusterko, nagle spojrzała na
Estelle. - Myślałam, że w Polsce również zaczynają się od tego tańca bale i
przyjęcia - dodała swoim wyniosłym głosem.
- Cornelie! - syknęła matka
dziewczyny, Mathilde.
Wystrojona w futro z norek, dama,
o ostrych rysach twarzy i przenikliwym, szafirowym spojrzeniu, szturchnęła
córkę łokciem i upomniała ją znaczącym spojrzeniem.
Nieco zdezorientowana, Cornelie,
zamrugała szybko oczami o barwie stali i próbując dowieść swoich racji,
natychmiast odezwała się ponownie.
- Maman... Tam polonez jest
tańcem narodowym. Przecież powinna wiedzieć, w końcu wychowywała się w Polsce!
- Cornelie spojrzała błagalnym wzrokiem na swoją rodzicielkę.
- To prawda, kochanie, ale ona
nie wychowywała się tak jak ty, w otoczeniu prywatnych nauczycieli tańca.
Ona żyła w…
- Proszę was! - Wuj Theodore
próbował załagodzić sytuację. - Nie pomagacie jej - dodał, patrząc z obawą na
bladą twarz młodej hrabianki.
- Nie, już dobrze – westchnęła
Estelle.
- Zobaczysz, będziesz
najpiękniejszą debiutantką na tym balu - zwrócił się do Estelle jej
dwudziestojednoletni kuzyn, Jules.
Wysoki brunet, o wątłej budowie
ciała i ostrych rysach matki, obdarzył młodą hrabiankę przyjaznym uśmiechem.
- Dziękuję... – Estelle nabrała otuchy.
Po dwudziestu
minutach jazdy powozem z hotelu do opery, państwo D’Ardeagne z dziećmi i
Estelle, wysiedli przy budynku, gdzie odbywał się coroczny bal karnawałowy. Już
od pierwszego kroku postawionego w tym magicznym miejscu, Estelle słyszała
dźwięki słodkiej muzyki walca. Walc? Czy pamięta figury taneczne? A jak pomyli?
Gdy weszli do
foyer* Opery, Theodore pomógł dziewczynie zdjąć futro, a ciocia Mathilde poprawiła jej fryzurę. Kobieta ozdobiła długie, miodowe włosy bratanicy małym diademem, który zakładały wszystkie debiutantki
na balu. Następnie pani D’Ardeagne nakazała dzieciom, aby udały się z Estelle na salę balową.
Przestrzenne pomieszczenie,
mogące pomieścić tysiące osób, zrobiło niesamowite wrażenie na młodej
dziewczynie. Co prawda, hrabianka de Lilas-Chavriere bywała nie raz w paryskiej Operze
Garnier, ale ta wiedeńska wydała jej się o wiele piękniejsza i jeszcze bardziej
niezwykła.
- Tyle ludzi - szepnęła oniemiała
Estelle, wchodząc do sali balowej.
- Spokojnie, bez paniki. – Jules,
uściskiem dłoni, próbował dodać jej otuchy.
- Ależ ja nie panikuję, tylko… -
Estelle zawiesiła głos, gdy spojrzała na sufit ozdobiony malowidłami. - Jak tu
jest pięknie - powiedziała, otwierając małe, koralowe usta.
Cornelie przewróciła oczami, po
czym zaczęła rozglądać się za znajomymi twarzami.
- Spójrzcie! Czy to czasem nie
jest Louis Bintaulie? – Panna D'Ardeagne nie kryła swojego zdumienia,
zauważywszy w pewnej chwili wysokiego młodzieńca, który był pochłonięty rozmową
z dziewczyną w białej, debiutanckiej sukni.
- Tak, masz rację. Wszędzie
rozpoznałbym tę płową czuprynę - odparł Jules, przyglądając się bacznie postaci
młodzieńca o regularnych rysach twarzy i dużych, zielonych oczach.
Jean Louis, bo tak naprawdę
nazywał się chłopak, był przyjacielem rodzeństwa D'Ardeagne i Estelle. Mieszkał
niedaleko ich domu w Paryżu. W dzieciństwie spędzali razem dużo czasu na
wspólnej zabawie. Louis był nazywany swoim drugim imieniem, ponieważ jego wszyscy bracia włącznie z nim posiadali pierwsze imię Jean, na
cześć ich ojca, generała Jeana Bintaulieu. Dlatego, aby odróżnić chłopców,
zwracano się do nich w ten sposób.
- To Louis został zaproszony na
bal w Operze? - spytała po chwili Estelle.
- Zapewne tak. Jego ojciec jest w
końcu generałem. Ciekawi mnie, czy spotkamy tutaj również jednego ze starszych
braci Louisa, Maurice’a. Podobno on też miał się pojawić na balu debiutantów. -
Zastanawiał się Jules, nie odrywając wzroku od przyjaciela.
- Tak, myślę, że on też z nim
przyjechał. Lecz kim jest dziewczyna, z którą rozmawia Louis? - Estelle spojrzała na niewysoką dziewczynę o
długich brązowych włosach i lśniących oczach w kolorze chabrów.
- Podejrzewam, że to dziewczyna, z którą będzie tańczyć
debiutanckiego poloneza i walca - odparła Cornelie.
- Racja - zgodził się Jules. - A
tamta mademoiselle*? Ona też pewnie tańczy jako debiutantka. - Brunet wskazał
dziewczynom stojącą najbliżej nich postać.
- Mon Dieu! - Estelle pisnęła
cicho na widok wskazanej przez Julesa osoby, która rozmawiała z szatynem o
kręconych włosach, którego małe oczy przypominały dwa orzechy laskowe.
Była to
Rycheza Ignacjewicz, córka Żyda-przemysłowca z Łodzi. Jej ojciec dorobił się
fortuny na fabrykach, dlatego mogła
stanowić dobrą partię dla syna barona, Franciszka Ksawerego Gajeckiego. Estelle
znała go bardzo dobrze, ponieważ zanim dowiedziała się, że jest hrabianką de
Lilas-Chavriere, wychowywała się w chłopskiej rodzinie w Polsce. Nie wiedząc o
swoim pochodzeniu, była uważana za osobę niskiego stanu i służyła w dworku w
Kasztanówce, który był rodzinnym majątkiem baronostwa Gajeckich. To tam właśnie
Estelle jako dziesięcioletnia pastereczka
poznała Franciszka Ksawerego, nazywanego przez wszystkich po
francusku Xavier. Estelle zakochała się
w przystojnym chłopaku bez wzajemności i choć wiedziała, że jest tylko biedną
służącą, nie wyobrażała sobie życia bez niego. Gdy Estelle dowiedziała się o
swoim prawdziwym pochodzeniu, wyjechała do rodziny do Paryża we Francji, lecz
nigdy nie zapomniała o nim. Estelle cały czas wierzyła, że kiedyś go spotka już
jako hrabianka de Lilas-Chavriere i wyzna przez lata skrywaną miłość. Nie
straciła tej wiary nawet wtedy,gdy dowiedziała
się, że Xavier ma poślubić Rychezę.
- Nie! To nie może być… - Serce
dziewczyny zabiło szybciej na widok Xaviera.
- Czy coś się stało, Estelle? - spytała
Cornelie, widząc reakcję kuzynki.
- Nie... - Dziewczyna postanowiła
nie mówić o swojej nieodwzajemnionej miłości do młodego barona. – Naprawdę nic
się nie dzieje - dodała, by utwierdzić rodzeństwo D'Ardeagne w przekonaniu, że
wszystko jest dobrze. Oczywiście nie była to prawda.
- Estelle! - Nagle dziewczyna
usłyszała za sobą znajomy głos. Głos, który tego dnia nie powinien zabrzmieć za
jej plecami. Tej osoby nie powinno tutaj być. Jednak Estelle nie wydawało się,
to była naprawdę ta osoba, którą miała na myśli, słysząc swoje imię.
- Maxime… - Dziewczyna odwróciła
się. Ujrzała swojego przyjaciela, syna sąsiadki z Paryża, madame Villeau.
Młodzieniec o brązowych włosach z
kasztanowym połyskiem i rozmarzonych oczach, które barwą nasuwały na myśl
lazurowe niebo w najbardziej upalny dzień, skłoniwszy się w stronę Cornelie i
Julesa, podszedł bliżej, lekko oniemiałej z wrażenia, Estelle.
- Witaj, Etoile! - powitał ją
chłopak. Maxime nazywał ją Etoile, ponieważ jej imię to słowo gwiazda. A po
francusku Etoile oznacza gwiazdę.
- Jak miło cię widzieć - odparła
Estelle promieniejąc, lecz zaraz uświadomiła sobie, że przecież Maxime nie był
zaproszony na bal. - Jakim cudem udało ci się dostać do Opery Wiedeńskiej?! –
spytała go. – A może uciekłeś z Paryża wieczornym pociągiem? Wiem, że zawsze chciałeś tak zrobić. Potem
zapewne przechytrzyłeś pilnujących wejścia i tak tutaj trafiłeś.- Estelle
spojrzała na przyjaciela z pewną obawą.
- Nie zgadłaś - zaśmiał się
Maxime. Estelle uwielbiała, gdy chłopak się śmiał, bo w tym momencie zawsze myślała o tym, jak to on jest bardzo
podobny do swojej matki.
- Wobec tego, jak ci się udało? –
spytali nie mniej zaskoczeni obecnością Maxime'a, kuzyni hrabianki.
- Później wam wytłumaczę - odparł
Maxime.
Po chwili wszyscy na sali
usłyszeli komunikat nakazujący debiutantkom ustawić się do prezentacji.
- Muszę już iść. Boję się! -
pisnęła Estelle.
- Spokojnie, na pewno ten książę
Jabłonowski, z którym masz tańczyć to miły człowiek - odparł Jules.
- Nawet nie wiem, jak on wygląda.
- Niebawem powinien się zjawić… -
Jules zaczął rozglądać się po sali.
- Pary debiutanckie już się
ustawiają. - Glos Estelle był pełen niepokoju. - Dlaczego on jeszcze po mnie
nie przyszedł? A może tak samo nie wie jak ja wyglądam?
- Estelle! Zobaczysz go dopiero
po prezentacji. Teraz udasz się z Julesem na środek sali, gdzie wyczytają twoje
nazwisko, a potem podejdzie do ciebie partner. - rzekła Cornelie, po czym
zniknęła w tłumie zgromadzonych gości.
Wysoki brunet podał ramię swojej
kuzynce i zaprowadził ją na środek sali, gdzie ustawiły się już inne
debiutujące panny ze swoimi partnerami.
Karnawał w
Operze Wiedeńskiej był jednym z największych spotkań elity towarzyskiej,
różnych znamienitych ludzi z arystokratycznych środowisk. Wśród obecnych gości,
którzy przybyli na bal do Wiednia z całej Europy, najważniejszą postacią był
sam cesarz Austro-Węgier, Franciszek Józef. Cesarz zajął miejsce w prywatnej
loży, z której miał widok na całą salę balową. Gdy tylko pokazał się gościom,
aby uroczyście rozpocząć bal, wszyscy skłonili się, oddając hołd panującemu.
Rozpoczęła się
uroczysta prezentacja młodych dam. Kolejno zostawały odczytywane ich nazwiska,
po czym do panny, która została wymieniona podchodził partner. Po ogłoszeniu
godności młodzieńca, razem zajmowali miejsce na sali, ustawiając się do
pierwszego tańca.
- Mademoiselle Elisabeth Estelle, hrabianka de
Lilas-Chavriere z Paryża we Francji.
Dał się słyszeć dwukrotny
komunikat w języku niemieckim i francuskim. Dziewczyna wyszła nieśmiało z rzędu
młodych debiutantek i ukłoniła się przed cesarzem, a następnie powtórzyła ukłon
przed ludźmi zgromadzonymi na sali balowej..
- W tańcu partnerować jej będzie
monsieur Maximilien Gilbert, książę Jabłonowski z Wilna w Rosji.*
Po tym ogłoszeniu Estelle zaczęła
poszukiwać w tłumie swojego partnera. Nagle, ktoś dotknął jej dłoni.
- Maxime? - jęknęła, widząc młodzieńca.
- Ale jak...?
Młodzieniec
uśmiechnął się tajemniczo i zaprowadził dziewczynę do debiutanckich par, które
miały za chwilę zatańczyć poloneza i walca. Estelle była tak bardzo zaskoczona
tym, co się stało, że zaniemówiła z wrażenia. Stanęła naprzeciwko Maxime’a w
drugiej parze, nabrała powietrza w płuca i w wielkim skupieniu oczekiwała na
dźwięk muzyki.
Orkiestra
zaczęła grać pierwszy z debiutanckich tańców. Estelle znała dobrze tę melodię,
był to bowiem „Fächer-Polonaise” Carla Michaela Ziehrera, który rozpoczynał co
roku bal w Operze Wiedeńskiej. Dźwięczna melodia zabrzmiała w całej sali, a
wraz z nią debiutanckie pary rozpoczęły swój taniec.
- Spokojnie, Estelle. Tak, jak
cię uczyłem. - Zdenerwowana dziewczyna usłyszała szept Maxime’a, który
skłoniwszy się, podał jej dłoń.
Wszystkie pary
ruszyły majestatycznym krokiem. Estelle widziała Louisa w siódmej parze, który
bez przerwy uśmiechał się do swojej partnerki. Dziewczyna zwróciła również
uwagę na Xaviera i Rychezę, którzy podążali w dwunastej parze. Estelle była
zazdrosna, a równocześnie smutna, że nie tańczyła ze swoją miłością. Jednak
najgorszym widokiem nie była dla niej ta para, ale tysiące par oczu, bacznie
obserwujące każdy ich ruch. Dziewczynie udało się dostrzec w tłumie twarze
swoich najbliższych. Wuj Theodore pokazywał na uśmiech, aby dziewczyna nie
miała zastraszonego wyrazu twarzy, Cornelie z Jules’em patrzyli po sobie ze
zdziwieniem, nie mogąc uwierzyć w to, że Estelle tańczy z Maxime’em. Lecz
największe emocje malowały się na twarzy cioci Mathilde. Kobieta, niemalże
mdlejąc, powtarzała z przejęciem: „ Elle est avec lui? Inimaginable! Inimaginable!*".
Po chwili już
cała sala wypowiadała w zdumieniu te słowa, patrząc przeszywającymi
spojrzeniami na Estelle i Maxime’a. Dziewczyna czuła się, jakby popełniła
mezalians. Tańczyła przecież z kimś, kogo nie powinno tu być. Maxime był
zwyczajnym człowiekiem, nie żadnym synem arystokraty. Estelle zaczęła modlić
się w duchu, aby ten taniec nigdy się nie skończył. Co powie ciocia, gdy tylko
znów wróci do tłumu gości. Dziewczyna, przełykając nerwowo ślinę, słyszała już
w myślach nową plotkę brukowców „Spadkobierczyni majątku de Lilas-Chavriere
tańczyła w debiutanckiej parze na balu w Operze Wiedeńskiej ze zwykłym
chłopakiem, biednym synem madame* Villeau”.
Ledwie skończyła
o tym myśleć, rozbrzmiała inna melodia. Drugim tańcem debiutanckich par był
radosny, pełen gracji walc wiedeński Straussa ,, Nad pięknym modrym Dunajem’’.
Estelle, tym razem tańcząc, mogła patrzeć prosto w błyszczące, blado-błękitne
oczy Maxime’a i jego cudowny, przyjazny
uśmiech. Muzyka była niesamowita, a oni razem wirowali niby płynąc po
sali balowej wraz z nurtem Dunaju. Mijali inne debiutanckie pary, które
patrzyły na nich dziwnym, jakby zawistnym spojrzeniem.
„Tak, to ta para, która psuje reputację"
- pomyślała Estelle, patrząc cały czas w oczy Maxime’a. Jedynie one dodawały
jej odwagi.
- Jest dobrze - szepnął Maxime.
Estelle czuła jego ciepłą dłoń w swojej drobnej. W tym momencie wtulona w jego
ramię poczuła się przez jedną, krótką chwilę magicznego walca, spokojna i
bezpieczna.
Niestety, czar
prysł, jak w pięknej bajce. Nadeszła
pora, aby obudzić się ze snu i wrócić do rzeczywistości. Maxime jeszcze raz
ukłonił się i uśmiechnął do Estelle.
- Dziękuję ci za te wspaniałe tańce
- powiedział, całując drobną dłoń
dziewczyny.
Estelle zawirowało w głowie. Co
on robi? To… to było bardzo miłe. Ostatnia słodycz karnawałowego wieczoru,
zanim ciocia Mathilde zabierze ją z balu i odwiezie z powrotem do hotelu, a ona
będzie płakać gorzko przez całą noc.
- Maxime - szepnęła Estelle,
zdobywając się na ostatni miły uśmiech.- Również bardzo ci dziękuję. Nawet nie
wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna. Jakim to nieuprzejmym człowiekiem jest
ten książę Jabłonowski, skoro nie przyszedł na bal, wiedząc, iż będzie tańczył
debiutanckiego poloneza i walca.
- Nie gniewaj się na niego,
Etoile, może zatrzymało go coś ważnego? - Maxime popatrzył czule na swoją
przyjaciółkę.
- Może... W każdym razie ty zawsze
jesteś we właściwym miejscu i o właściwym czasie. - Estelle zaczęła oglądać się
za siebie, szukając cioci, która zapewne zaraz porządnie ją nakrzyczy za to, co
się stało.
- I z właściwą osobą - dodał
Maxime, rozpromieniony szczerą wypowiedzią młodej hrabianki.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję
- szepnęła dziewczyna, po czym poszła w głąb sali, chcąc zlać się z tłumem
gości, by ciocia nie mogła jej dostrzec.
Jednak Estelle
nie wiedziała, jak bardzo się myli. Natychmiast po skończonym walcu wszystkie
oczy zwróciły się w jej stronę, bacznie przyglądając się jej sylwetce.
- Estelle! - Do dziewczyny
podbiegła nagle ciocia Mathilde. Ku wielkiemu
zdziwieniu młodej hrabianki, nie była zdenerwowana, a wręcz z radością
uścisnęła ją.
- Moja kochana, Estelle, moje
gratulacje, drogie dziecko. Byłaś najładniejszą debiutantką. Wszyscy tylko o
tobie mówią, tak pięknie tańczyłaś. Podobno nawet sam cesarz zwrócił na ciebie
uwagę.- Mathilde nie kryła swojego wzruszenia.
- To nie chcesz mnie zawieźć z
powrotem do hotelu?- Oniemiała Estelle popatrzyła badawczo w szafirowe oczy
cioci.
- Dlaczego, skarbie? Co ci
przyszło do głowy?- zaśmiała się Mathilde.
- Tańczyłam z Maxime’em, nie z
księciem Jabłonowskim.- Estelle z obawą przed nagłym wybuchem złości spuściła
głowę, tuląc ją w chudych ramionach. Jednak nic się nie stało, a ciocia
dziewczyny popatrzyła łagodnym spojrzeniem na bratanicę.
- To ty jeszcze nie wiesz,
skarbie? Maxime ci nie powiedział? On to książę Maximilien Jabłonowski -
powiedziała spokojnie, ciekawa reakcji dziewczyny.
- Co, proszę cioci?- Estelle była
bliska omdlenia. Zaczęła szybko mrugać oczami, po czym nabrała powietrza. –
Maxime jest księciem!?
W tym momencie na nowo
rozbrzmiała muzyka walca, a jakiś donośny głos krzyknął: „Alles Walzer!*”,
zapraszając zebranych gości na salę taneczną.
~*~
Słowniczek
* anno domini - roku pańskiego [lac]
* stetoskop - przyrząd diagnostyczny wykorzystywany w medycynie, służący do osłuchiwania pacjenta ( klatki piersiowej, serca, jamy brzusznej).
* foyer - duże i rozległe pomieszczenie w budynku opery, przylegające do widowni sali
widowiskowej lub koncertowej, przeznaczone dla widzów do odpoczynku oraz
spotkań towarzyskich.
* mademoiselle - panienka, forma grzecznościowa [fr]
* monsieur - pan, forma grzecznościowa [fr]
* Jak pamiętacie z historii Polska w 1910 była roku jeszcze pod zaborami. Wilno było pod rosyjskim.
* Elle est avec lui? Inimaginable! - Ona jest z nim? Nieprawdopodobne! [fr]
* madame - pani, forma grzecznościowa [fr]
* Alles Walzer - Wszyscy do walca, słowa zaczynające bal w Operze Wiedeńskiej [de]
[lac] - z języka łacińskiego
[fr] - z języka francuskiego
[de] - z języka niemieckiego
Hej witaj:D swietne opowiadanie, bardzo zadko znajduje takie wiesz w starym stylu:D uwielbiam takie filmy wiec twoj blog pewnie tez mi sie spodoba:D Dodałam sie tez do obserwowanych, i jesli bys mogla u mnie tez sie dodac;p taka mała prosba ale bez przymusu.
OdpowiedzUsuńhttp://singing-is-my-dream.blogspot.com/
zapraszam w kazda niedziele:)
O widzę kolejne przenosiny;) Trafna decyzja;) A jeśli masz probemy z szablonem, czy coś, pisz na GG;) 36597030 Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiło jest znów poczytać o Estelle, zwłaszcza, że bardzo podoba mi się ten romantyczny, dawny klimat.
OdpowiedzUsuńCzekam na to, co przygotowałaś w następnym rozdziale ;)
Pozdrawiam, sekret-kruka.blogspot.com
Witaj pojawił sie u mnie nowy rozdział:D Zapraszam serdecznie www.singing-is-my-dream.blogspot.com
OdpowiedzUsuńO jeju, o jeju, o jeju. Kocham Wiedeń (z kilku powodów: raz Sissi, raz Franciszek Józef), kocham klimat początków XX wieku, kiedy to bale były najwystawniejsze i nikt nie przeczuwał, że za niedługo będą tymi ostatnimi. I ta muzyka! Ach, trafiłaś w temat, który znam od podszewki i kiedyś sama chciałam o nim napisać, lecz nigdy mi się to nie udawało.
OdpowiedzUsuńPoza tym, urzekła mnie Estelle. Jest delikatna, bojaźliwa (kto by nie był) i zakochana w Xavierze, którego kiedyś nie mogła mieć, a teraz... ach! I wplotłaś tam Franciszka Józefa!
Od dziś jestem stałym czytelnikiem.
Pozdrawiam
Faktycznie zgadzam się z przedmówczynią, że bale były najwystawniejsze i nikt się nie spodziewał, że będą ostatnie. Teraz już się takich nie organizuje, pochodzenie niewiele znaczy. Miło więc się przenieść w te ponad sto lat wstecz.
OdpowiedzUsuńPostać Estelle mnie urzekła, taka typowa panienka, delikatna, zapewne też dobroduszna, bojaźliwa, a wokół niej trzech mężczyzn - Luis, Xavier i Max. Kibicuje Luisowi, bo on jak dotychczas jest jak najmniej z bohaterką zestawiony.
Postaram się nadrobić całość czym prędzej, ale niestety to może potrwać nawet kilka tygodni. Proszę więc o cierpliwość.