Rozdział VI
Magiczne miejsce
Elegancki serwis z chińskiej porcelany znalazł
się w zasięgu wzroku Estelle, która cicho siedziała przy dębowym stole,
przyglądając się bogato zdobionemu salonowi w willi Niccolini.
- Jakże wspaniały dom -
powiedziała, spojrzawszy na renesansowe freski, które pokrywały sufit.
- Cieszę się, że ci się tutaj
podoba - odparł stryj Alessio, książę
Antoni Jabłonowski. Był to mężczyzna czterdziestoparoletni, który posiadał łagodne
oczy o barwie stali. Miały one wewnątrz błękitną plamkę na wzór nieostrożnego,
atramentowego kleksa w uczniowskim
kajecie. Estelle stwierdziła, że w wyrazie oczu księcia Jabłonowskiego jest
opanowanie, które dodaje mu powagi razem z ostrymi rysami twarzy i dużym, kartofelkowatym
nosem. Mimo tego, że książę Jabłonowski nie należał do najbardziej urodziwych
mężczyzn, posiadał gęste, czarne włosy które zaczesane do tyłu sprawiały, że
wyglądał młodo i szykownie.
- Czy napijesz się owocowej
herbaty, mademoiselle? - zapytał książę Jabłonowski, patrząc przyjaźnie na
młodą dziewczynę, która w dalszym ciągu rozglądała się po salonie.
- Tak, monsieur, chętnie się
napiję - odpowiedziała wyrwana z zadumy.
- Giuseppo! - Książę Jabłonowski
zwrócił się do kobiety, która nalewała z porcelanowego imbryka napój dla Alessio.-
Nasz gość jest spragniony - dodał, patrząc na pustą filiżankę, stojącą obok zapełnionego
kawałkiem ciasta talerza.
- Prego, signorina - powiedziała
Giuseppa, nalewając herbatę.
- Grazie - odparła Estelle,
uśmiechając się poczciwie do już osiwiałej służącej w białym czepcu na głowie.
- Wspomniałaś, mademoiselle, że
przyjechałaś do ciotki. Na jak długo zamierzasz zostać we Florencji? - podjął
rozmowę książę, upiwszy łyk gorącej herbaty.
- Spędzę u cioci wakacje -
odparła Estelle.
- To wspaniale! - Alessio
uśmiechnął się do dziewczyny, która owinęła miodowy kosmyk włosów wokół palca.-
Będziesz mogła nas często odwiedzać, jutro zjawi się również Maxime.
- Maxime… - szepnęła Estelle.-
Byłam przekonana, że już przyjechał.
- Jest już we Włoszech ze swoim przyjacielem…
- Tak, przecież miał jechać z nim
Louis! - ucieszyła się Estelle, przerywając chłopakowi, który nie zwracając
uwagi na jej wybuch radości, kontynuował dalej swoją wypowiedź.
- Zatrzymali się w Arezzo
nieopodal Florencji, mieszka tam dziadek Louis’a. - wytłumaczył Alessio,
przyglądając się bacznie rumianej twarzyczce dziewczyny, na której pojawił się
szeroki uśmiech. - Jutro przyjadą razem do Florencji.
- Już nie mogę się doczekać,
kiedy znów ich zobaczę. Lecz dlaczego dopiero teraz przybyli do Włoch? Podobno
mieli być od połowy czerwca we Florencji - spytała Estelle, marszcząc brwi.
- To prawda - odparł monsieur
Jabłonowski.- Maxime chciał przyjechać wcześniej, prosto od swojego ojca, u
którego mieszkał w Warszawie przez cały rok. Jednak dostał wiadomość, że stan
zdrowia jego ojczyma pogorszył się, dlatego z Polski udał się najpierw do
Paryża - dodał książę, nakładając na porcelanowy talerzyk kawałek ciasta.
- Nie widziałam go w Paryżu -
posmutniała Estelle.- Zapewne przybył, gdy ja odjeżdżałam do Włoch.
- Zapewne tak było, mademoiselle.
- Mon Dieu! - westchnęła
dziewczyna. - Biedny monsieur Villeau. Miałam nadzieję, że będąc pod opieką
mojego wuja, doktora D’Ardeagne ,dojdzie szybko do zdrowia po tym
strasznym wypadku.
- Nie smuć się Estelle, przecież
powiedziałaś, że jest przy nim twój wuj. To bardzo dobry lekarz, wyleczył wielu
ludzi, więc jest szansa, że monsieur Villeau wyzdrowieje. - Alessio położył
rekę na ramieniu młodej hrabianki.
- Wierzę w to, Alessio. Jednak
martwię się również o madame Villeau i jej córki. Nie poradzą sobie bez
Drishki, która przyjechała ze mną do Włoch.
- Drishka to ta wychowanka matki
Maxime’a?
- Tak, to ona. Drishka pomaga
madame Villeau w opiece nad jej córkami - odparła Estelle, wytrzepując z
falbanek sukienki, czekoladowe okruszki.
- Chętnie ją również poznam.
Maxime nam tyle o niej opowiadał - powiedział Alessio, patrząc znacząco na
stryja. Monsieur Jabłonowski zaśmiał się cicho, o mało co, nie zakrztusiwszy
się herbatą.
„A jednak''- pomyślała Estelle, a
jej oczy przybrały nieco srogi wyraz. – „Maxime dalej kocha Drishkę.'' -
Dziewczyna ciężko westchnęła i nie dając po sobie poznać, że poruszyła ją owa
sytuacja, z szerokim uśmiechem zjadła trzy kawałki ciasta. Po chwili jednak
Estelle zaczęła żałować swojego łakomstwa, gdyż poczuła w okolicy wątroby
nasilający się ból. Był on tak silny i nagły, że młoda hrabianka musiała
zagryźć dolną wargę, aby nie krzyknąć.
- Estelle! - przeraził się
monsieur Jabłonowski. - Czy wszystko w porządku?
- Tak - pisnęła dziewczyna.
- Giuseppo! Zaparz rumianek dla
signoriny!
- Merci – szepnęła młoda
hrabianka.
- Gdy się poczujesz lepiej,
pokażę ci pewne miejsce w naszym ogrodzie. Myślę, że powinno ci się spodobać –
powiedział Alessio, gdy po paru minutach Estelle otrzymała napar z ziół
rumianku.
Estelle na szczęście poczuła się
już lepiej, więc z ciekawością poszła z Alessio, aby zobaczyć to miejsce. Lecz,
gdy jej oczom ukazała się drewniana komórka z dziurawym dachem i wybitym oknem,
zbita z tropu, spojrzała na chłopaka pytająco.
- Czy to jest właśnie to miejsce?
- Zgadza się. Spodoba ci się! -
uśmiechnął się Alessio, otwierając skrzypiące drzwi.
- To jakiś schowek na miotły lub
grabie - stwierdziła młoda hrabianka, przyglądając się bacznie drewnianej
konstrukcji.
- Tylko z zewnątrz. Nie oceniaj
książki po okładce - odparł tajemniczo chłopak. - Zamknij oczy, a sama się
przekonasz.
Dziewczyna posłusznie zamknęła
szmaragdowe oczy. Alessio chwycił ją za rękę i przeprowadził przez próg
komórki. Estelle poczuła charakterystyczną dla spichlerzy na zboże wilgoć. Już
miała znowu wyrazić swoje niezadowolenie, gdy nagle chłopak pozwolił jej
otworzyć oczy.
W istocie, w pomieszczeniu
panowała wilgoć i gdzieniegdzie ze starych dachówek spływały do wnętrza krople
wody, które lądowały w drewnianych beczkach, tworząc deszczówkę zdatną do
picia. Jednakże było to miejsce, które Estelle, po dokładnych oględzinach,
uznała za niesamowite i posiadające magiczną atmosferę. Bowiem, jak to określił
Alessio „liczyło się wnętrze”.
W pomieszczeniu, które oświetlały
jedynie promienie słoneczne, mieściła się niewielka pracownia malarska. Na
dębowym stole, gdzie widniała cienka warstwa kurzu, stały w równym rzędzie
szklane słoje z różnymi rodzajami pędzli. Jedne miały gładkie, delikatne
włosia, inne krzaczaste i grube. Jednak wszystkie posiadały barwne plamy
pozostawione przez zasuszoną farbę. Obok stołu, w rogu znajdującym się w
północno-wschodniej części pomieszczenia, były czyste płótna, które czekały,
aby stworzyć z nich nowe obrazy. Natomiast zamalowane, pokryte warstwami
ciemnej farby lub szkicami wykonanymi węglem, zajmowały swoje miejsce w
północno-zachodnim kącie obok wysokiej, pięknie rzeźbionej półki, na której
regałach mieściły się palety o różnej wielkości oraz pojemniki z farbami we
wszystkich kolorach tęczy. Na samym środku pomieszczenia były wielkie sztalugi
z drzewa lipowego oraz służące za modele marmurowe posągi rzymskich bogów. Na
szerokim płótnie, które wystawało zza purpurowej zasłony przykrywającej
sztalugi, wystawał szkic kobiety, która nie przypominała żadnego z posągów
bogiń. Była to tak piękna kobieta, że nie dorównywała jej wdziękiem nawet
powabna postać Wenus. Duże, sarnie oczy, patrzyły łagodnie, a burza falowanych
włosów unosiła się, jak pod wpływem porywistego wiatru.
- Kim ona jest? - spytała
Estelle, odsłaniając drobną dłonią, zasłonę, która natychmiast znalazła się u
jej stóp.
- To moja matka - powiedział
poważnie Alessio, patrząc czule na roześmiane oblicze kobiety.
- Jest piękna. - Oniemiała
hrabianka dotknęła delikatnie jej wydatnych ust.
- Tak. Piękna i do tego dobra
niczym anioł. Ma najwspanialszy na świecie uśmiech, który można by porównać do
wiosennych promieni słońca. Tak jak od nich topnieje śnieg, tak pod wpływem
uśmiechu mojej matki topnieje serce. - Alessio wziął do ręki kawałek czarnego
węgla i zamaszystym ruchem dłoni poprawił rozmazane kontury szpiczastych
ramion.
- A więc to twoja pracownia i
twoje obrazy - Zachwycona Estelle popatrzyła z podziwem na ciemnowłosego
młodzieńca.
- Zgadza się, tak bardzo
chciałem, abyś ją zobaczyła.
- Dlaczego? - spytała zdziwiona
dziewczyna, obserwując, pracującego nad swoim obrazem, Alessio.
- To miejsce, to moja kryjówka.
Mój własny zakątek, gdzie mogę znaleźć się w zupełnie innym świecie. Tutaj
rządzą emocje i wyobraźnia – odpowiedział, po czym odłożył kawałek węgla na
jeden z regałów półki i spojrzał uważnie na Estelle. - Pamiętaj, gdy będziesz
chciała wyrazić swoje myśli bez pomocy słów lub poczujesz, że potrzebujesz
miejsca, w którym mogłabyś sama w spokoju zastanowić się nad sensem twojego
życia, przyjdź tutaj i zacznij tworzyć obraz ze swoich uczuć.
- Obraz z uczuć?
- Tak, zawsze kieruj się swoimi
emocjami. Tylko wtedy będziesz mogła stworzyć coś, co będzie posiadało część
ciebie samej.
- Będę o tym pamiętać -
powiedziała Estelle, patrząc w głębię bladobłękitnych oczu Alessio.
- Jest już prawie południe -
młodzieniec spojrzał na zawieszony na ścianie zegar z kukułką.- Pewnie musisz
już wracać do domu, mademoiselle? Pozwól, że cię odprowadzę.
Chłopak wytarł zabrudzone węglem
dłonie w szorstki materiał zamoczony wodą z deszczówki, po czym wraz z Estelle
wyszedł z pracowni, zamknąwszy skrzypiące drzwi. Znów przenieśli się do
rzeczywistości, gdzie zaczął płynąc czas i wszystko na powrót stało się realne.
W ogrodzie w dalszym ciągu szumiały drzewa oliwkowe, a wokół unosił się zapach
upojnie pachnących kwiatów, przy których gromadziły się owady.
- Do zobaczenia, mademoiselle! -
Estelle usłyszała, dobiegający ze strony willi, głos księcia Jabłonowskiego.
- Do widzenia, monsieur!-
krzyknęła dziewczyna, machając dłonią w stronę mężczyzny.
~*~
Idąc aleją cyprysowych drzewek,
Estelle co jakiś czas ukradkiem spoglądała na ciemnowłosego Alessio, którego
oczy migotały niczym niebo pełne gwiazd.
- Portret twojej matki jest
niesamowity. Masz talent, Alessio - powiedziała, nieśmiało czując, że jej
policzki pokrywają się purpurą.
- Naprawdę tak uważasz, Estelle?
- Oczywiście. W przyszłości
zostaniesz sławnym malarzem. Jak Rafaello albo Leonardo da Vinci - stwierdziła
młoda hrabianka po chwili namysłu.
- Nie. Z pewnością nie. Mój
ojciec chce, abym został żołnierzem - westchnął chłopak, kiwając przecząco
głową.
- A twoja matka, ona na pewno
chce, abyś został malarzem. Musi być z ciebie bardzo dumna.
- Ona pozwoliłaby mi studiować na
Akademii Sztuk Pięknych, jednak… nie mogę zawieść jej ambicji i oczekiwań
względem mnie. Mam zostać żołnierzem i koniec - odparł, kopiąc z całej siły
szary kamień, który uderzył w jedno z cyprysowych drzew z głośnym trzaskiem.
- Rozumiem. Już wiem dlaczego tak
bardzo kochasz malarstwo i dlaczego wkładasz w to całe swoje serce. Tylko w
świecie wyobraźni jesteś wolny.
- Tak, dokładnie - szepnął cicho
i popatrzył na Estelle. - Jedynie mój stryj rozumie, jak bardzo pasjonuje mnie
sztuka. To on zrobił ze swojej komórki pracownię, abym mógł w niej tworzyć.
- To bardzo miłe z jego strony.
Masz wspaniałego stryja.
Alessio uśmiechnął się przyjaźnie do młodej
hrabianki, która bawiła się niesfornym kosmykiem miodowych włosów. Dziewczyna
zastanawiając się nad czymś patrzyła na lazurowe niebo.
- Mówisz, że Maxime i Louis
przyjeżdżają jutro…
- Tak.
- To wspaniale. Nie widziałam Maxime’a
przez cały rok. Pewnie się bardzo zmienił - stwierdziła dziewczyna, mówiąc
półgłosem niby sama do siebie.
- Zapewne, mademoiselle - urwał
jej rozmyślanie Alessio, a w jego oczach pojawiły się dwa ogniki.- Czy to
czasem nie jest willa twojego wujostwa?- spytał młodzieniec wskazując na duży
dom z przepięknym ogrodem.
- Tak, to tutaj. Dziękuję, za
twoje towarzystwo w drodze powrotnej - powiedziała Estelle, wchodząc przez
bramę do ogrodu wujostwa.
- Cała przyjemność po mojej
stronie. Do zobaczenia, Estelle - odparł grzecznie Alessio, posyłając
dziewczynie szarmancki uśmiech.
Przez krótką chwilę patrzyli na
siebie bez słów. Ona próbując powstrzymać rumieńce wpatrywała się w głębię jego
blado-błękitnych oczu, a on szukał czegoś wewnątrz jej szmaragdowych. Ich
spojrzenia prawie zlewały się ze sobą tworząc barwny obraz. Obraz, który
powstał z emocji. Już nachylali się bliżej siebie, gdy nagle Estelle usłyszała
głos cioci Juliette dobiegający z willi. Spłoszona, zniknęła za bramą, zaś
Alessio oddalił się w stronę horyzontu.
Estelle jeszcze długo patrzyła na
młodzieńca, który zmierzał na via San Carlo. Gdy postać młodego księcia
zniknęła w oddali, wśród cyprysów ,dziewczyna poczuła, że jej serce przepełnia
uczucie ciepła, a jej usta same otwierają się, aby wydać perlisty śmiech, na
myśl o Alessio. Po chwili Estelle cały czas radośnie śmiejąc się, wbiegła do
willi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz