Próba

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział V


Rozdział V

 Nowy dzień, nowa znajomość



Ciepłe promyki wschodzącego, toskańskiego słońca obudziły Estelle przyjemnie łaskocząc jej jeszcze zaspane oczy. Hrabianka cichutko wstała i na bosych stopach podeszła do dużego okna zasłoniętego złocistą kotarą. Dziewczyna ostrożnie odsunęła ją drobną dłonią i wyjrzała przez szklaną szybę. Był słoneczny poranek. Ptaki śpiewały swoje poranne trele przy wtórowaniu dźwięcznej melodii dzwonów pobliskiego kościoła, a w ogrodzie państwa Ellard, widocznym z okna dziewczyny, zaczęły swoją pracę cztery służące. Kobiety, o ciemnych jak sadza włosach, zrywały dojrzałe owoce z krzewów i plewiły grządki.
Nagle dziewczyna usłyszała ciche burczenie w żołądku. Nic dziwnego, przecież wczoraj Estelle była tak zmęczona, że od razu, nie jedząc niczego po podróży, położyła się spać. Ściskające kiszki uczucie głodu, dało o sobie znać, gdy tylko hrabianka zauważyła na polnej dróżce dwie wieśniaczki. Tęgie kobiety, które gawędziły o czymś wesoło, niosły w dużym, wiklinowym koszu świeże bułeczki od piekarza i dzban z mlekiem. Rozbudzona zapachem żytniego pieczywa, Estelle postanowiła natychmiast udać się do jadalni na śniadanie. Jednak musiała najpierw odświeżyć się. Dziewczyna wzięła gorącą kąpiel w dużej wannie ozdobionej ręcznie malowanymi wzorami morskich stworzeń. Estelle szczególnie spodobał się mały, zielony konik morski, którego niektóre łuski były pozłacane. Odprężona wonnymi olejkami lawendy, które dodała do kąpieli, hrabianka otuliła mokre ciało puszystym ręcznikiem. Następnie, w garderobie ubrała się w ulubioną letnią sukienkę.
Piękna, kremowa kreacja z lnu, była ozdobiona różowymi koronkami przy kołnierzu i rękawach. Posiadała  też wyszyte złotą nitką róże, które zdobiły szyfonowe falbany na wysokości kolan. Estelle uważała tą przewiewną sukienkę za najpiękniejszą w swej garderobie. Ubierała ją tylko na letnie przyjęcia wydawane w Paryżu przez ciocię Mathilde i przykładała szczególną uwagę, aby wyglądać bardzo atrakcyjnie, mając na sobie właśnie to ubranie. Dobierała do sukienki kremowe kapelusze z dużymi kokardami z atłasu, które były tak szykowne,iż każdy musiał przyznać, że jest najpiękniejszym stworzeniem na świecie. Dodatkowo Estelle jeszcze bardziej przyciągała uwagę jedwabnymi pantofelkami i złotą biżuterią. W końcu, jako jedna z najlepszych partii w Paryżu, dziewczyna nie mogła pozwolić sobie na to, aby ktoś posądził ją o brak dobrego gustu. Dzięki swojemu stylowi ,Estelle nie tylko stawała się podczas przyjęć cioci głównym tematem rozmów, ale także umiała oczarować sobą każdego młodzieńca, mogącego stanowić w przyszłości dobrego kandydata dla niej na męża.
Jednak, mimo dobrego wrażenia na przyjęciach i fali komplementów odnośnie jej szykownych ubiorów, Estelle zawsze po jakimś czasie zostawała cichą, szarą myszką. Siedemnastoletnia dziewczyna była bowiem bardzo nieśmiałą i małomówną osobą, gdy przychodziło jej prowadzić konwersacje podczas uroczystych przyjęć, bankietów czy bali. Za każdym razem, gdy jakiś młody chłopak zauroczony jej wyglądem podchodził do niej, aby zamówić z nią parę słów, Estelle czuła w sobie przerażającą chęć ucieczki. Widząc zbliżającego się do niej młodzieńca, przeciskając się wśród balowiczów; dostojnych panów wiecznie pijących drinki i wyniosłych pań z ich barwnymi  strojami , uciekała, aby być jak najdalej młodych ludzi, a jak najbliżej znajomych twarzy wujostwa i kuzynów. Estelle próbowała wielokrotnie przełamać swoją nieśmiałość, lecz mimo jej szczerych chęci i prób w podejmowaniu jakichkolwiek działań, sytuacja się powtarzała i zostawała sama w cichym miejscu na sali z dala od radosnej muzyki i rozbawionych ludzi z wyższych sfer. Jedynie raz w życiu Estelle nie bała się innych. Było to właśnie podczas balu w Operze Wiedeńskiej, gdzie miała przy sobie przyjaciół, którzy dodawali jej otuchy. To był jej pierwszy bal i najbardziej udany ze wszystkich, na jakich do tej pory była. Dziewczyna chciała, aby inne bale były również udane jak ten jeden szczególny w jej życiu.
Przyglądając się w lustrze, w swojej ulubionej sukience, Estelle miała nadzieję, że we Włoszech całkowicie zmieni się i przestanie być podczas balów szarą myszką.
- Tym razem będzie inaczej - powiedziała sama do siebie. – Będzie jak w Wiedniu.
Pokręciła się parę razy. Szyfonowe falbanki uniosły się delikatnie, tworząc okrąg, a ona w centralnej jego części  poczuła na rumianych policzkach powiew ciepłego powietrza, pełna nadziei, że jej pobyt we Włoszech będzie jej najcudowniejszym etapem w życiu.
 Estelle przestała wirować i pośpiesznie ubrała na głowę słomkowy kapelusz ozdobiony różową wstążką oraz lakierowane sandały na niewysokim obcasie. Dopiero tak wystrojona postanowiła udać się na śniadanie, a potem na zwiedzanie okolicy.

~*~


- Estelle! Podano śniadanie. - Dziewczyna usłyszała głos cioci. Nie zwlekając ani chwili zeszła po drewnianych schodach z garderoby do jadalni.
- Co tak cudownie pachnie? – spytała młoda hrabianka, wchodząc do przestrzennego pokoju z suto zastawionym stołem. Na koronkowym obrusie pobłyskiwały porcelanowe talerze wypełnione jedzeniem oraz srebrny serwis do herbaty.
- Dzień dobry, gwiazdeczko. Nasza kucharka przygotowała dla ciebie pyszny omlet i szklankę gorącego mleka - uśmiechnęła się dobrodusznie ciocia Juliette, nakładając na talerz porcję sałatki z czarnymi oliwkami. - A może chcesz parę bułeczek ze słonecznikiem? Nasza gosposia Lucia kupiła je w miejscowej piekarni – dodała, zapraszając bratanicę do stołu.
- Dziękuję - Estelle zabrała się do pałaszowania śniadania z porcelanowego talerza.
- Smacznego!- odparła ciocia dziewczyny, uśmiechając się również do męża i Mathieu.
Po skończonym posiłku Estelle chciała rozglądnąć się po okolicy, aby przyzwyczaić się do toskańskiego klimatu wysokich gór i dusznego powietrza. Lecz tak naprawdę dziewczyna chciała spotkać się z przyjacielem. Miła bowiem nadzieję, że Maxime przyjechał już do wuja.
- Wybieram się na spacer po okolicy - powiedziała Estelle, wstając od stołu. - Dziękuję za śniadanie, było bardzo pyszne.
- Dobrze, Estelle, koniecznie zobacz piękne widoki gór oraz magiczne uliczki Bellosguardo. Zapewne również chciałabyś odwiedzić Maxime’a, prawda?  Villa Niccolini, w której mieszka jego stryj znajduje się przy via San Carlo - uśmiechnęła się ciocia Juliette.
- Grazie, zia – odparła Estelle poprawiając, swój słomkowy kapelusz.
- Estelle, uczyłaś się już włoskiego ?
- Tylko podstawowych słów, ciociu - powiedziała siedemnastoletnia dziewczyna, kierując się do drzwi wejściowych.
- To dobrze. Miłej wycieczki. Mam nadzieję, że spotkasz Maxime’a -  pożegnała ją ciocia Juliette, podając synkowi, który strasznie marudził, kawałek sera.
- Arivederrci.
Mijając ciche, wąskie uliczki Bellosguardo, Estelle nie mogła się nadziwić bujnej zieleni roślin, które nie są spotykane w Paryżu. Kto by pomyślał, że rosną tu palmy – które do tej pory widziała tylko w książce – a w domowych ogródkach można hodować soczyste, złociste cytryny. Urokliwe domy przy via di Bellosguardo były niskie i z czerwonej cegły. Estelle od razu skojarzyła tę piękną zabudowę z domami w centrum Florencji.
„ Renesans, włoski renesans”- pomyślała, wpatrując się w zdobienia i antyczne gzymsy.
Idąc dalej napotkała miejscową ludność; przygarbione staruszki wracające z kościoła, które trzymały w ręku drewniane koraliki różańca. Kobiety w czarnych chustach na głowach, mamrotały pod nosem dziesiątek różańca, zbliżając się do małej kapliczki ozdobionej czerwonymi różami. Młoda hrabianka zobaczyła też zapracowanych chłopów orzących na polach uprawnych w pocie czoła i rażącym oczy słońcu. Z niektórych  domów i małych gospodarstw dobiegały wesołe piski i śmiechy  dzieci. Radosne maluchy tańczyły wokół pracujących rodziców lub uganiały się za przestraszonymi zwierzętami, które uciekając wydawały hałaśliwe odgłosy. Estelle, patrząc na te sceny zza murowanego ogrodzenia, zaśmiała się, przypominając sobie, jak to ona sama w dzieciństwie próbowała złapać na obiad kury albo jak zawsze brudziła się błotem ,nie mogąc dogonić różowych prosiaków.

~*~




                Nagle, uwagę dziewczyny zwrócił duży dom ogrodzony metalową bramą ,za którą rozciągał się ogród. Owa posiadłość mieściła się na via San Carlo.
,,Czy to jest Villa stryja Maxme’a? ’’- przeszło przez myśl dziewczynie, która z zaciekawieniem zaczęła wpatrywać się w srebrzystą klamkę w furtce. W pewnej chwili, jeden, gwałtowny powiew górskiego wiatru zdmuchnął słomkowy kapelusz Estelle za ogrodzenie. Dziewczyna postanowiła odzyskać swoje nakrycie głowy, dlatego delikatnie poruszyła klamkę w furtce.
,,Zamknięte!’’ - stwierdziła, gdy po kolejnym, tym razem energicznym szarpnięciu, furtka ani drgnęła. Estelle zauważyła, że pomiędzy prętami ogrodzenia jest niewielka dziura, przez którą z łatwością mogłaby się dostać do środka tej niezwykłej posiadłości, aby odzyskać kapelusz. Smukła postać dziewczyny prześlizgnęła się przez otwór i znalazła się w dużym ogrodzie, gdzie, pod drzewkami oliwnymi, zauważyła swoją zgubę. Już tylko jeden krok dzielił ją od kapelusza, gdy ktoś krzyknął.
- Non deve! – Silna ręka potrząsnęła jej ramieniem i odciągnęła od oliwnych drzew. – Ladro… - syknął ponownie głos, który zdawał się należeć do młodego człowieka. Estelle odwróciła się i w jednej chwili spotkała się ze spojrzeniem właściciela głosu.
Był to, tak jak się spodziewała, młodzieniec niewiele od niej starszy. Miał duże blado-błękitne oczy o przenikliwym spojrzeniu. Jego włosy, trochę potargane przez górski wiatr, były kręcone o barwie gorzkiej czekolady, a opalona twarz, o owalnym kształcie, patrzyła wrogo na dziewczynę.
- Pardon… Pardon! – szepnęła Estelle, patrząc błagalnym wzrokiem na młodego człowieka.
- Mówisz po francusku? - Chłopak spojrzał pytająco na dziewczynę, która ze strachem w oczach oddychała coraz szybciej.
- Oui. Przepraszam, że ośmieliłam się wejść. Mój kapelusz został zdmuchnięty przez wiatr do twojego ogrodu. Furtka była zamknięta, więc postanowiłam dostać się przez dziurę w ogrodzeniu. Wybacz mi - odparła zakłopotana Estelle,  spuszczając oczy.
- Rozumiem i proszę o wybaczenie za moje maniery, mademoiselle. Myślałem, że jesteś jedną z cygańskich żebraczek, które kradną oliwki z ogrodu mojego wuja - wyjaśnił chłopak, obserwując dziewczynę. - Teraz wiem, że nie możesz być jedną z nich. Masz bardzo elegancki strój i mleczną cerę, jak panienka z dobrego domu. Zapewne mieszkasz tu od niedawna, albo przyjechałaś do kogoś. Nie rozumiesz  jeszcze włoskiego.
- Zgadza się.
- Jak się nazywasz? - zapytał po chwili.
- Jestem Estelle - odparła dziewczyna, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Miło cię poznać, Estelle. Masz bardzo piękne imię. Słyszałem do tej pory tylko o jednej mademoiselle o takim imieniu - odparł młodzieniec, przyglądając się dziewczynie.
- Któż to jest? - spytała Estelle z zaciekawieniem.
- Hrabianka de Lilas-Chavriere, francuska arystokratka. Może również o niej słyszałaś?
- Czy słyszałam? Je suis Estelle de Lilas-Chavriere - zaśmiała się dziewczyna.
- Mon Dieu… - Młodzieniec zamrugał szybko oczami.
- Czy coś się stało? - spytała zaskoczona Estelle.
- Jeszcze raz przepraszam, mademoiselle. Mam jednak pytanie, czy ty aby nie jesteś tą spadkobierczynią majątku Lilas-Chavriere z Paryża? - spytał chłopak z przejęciem.
- Oui. C’est moi  – odparła Estelle - Czy my się już znamy? - spytała zdziwiona, marszcząc miodowe brwi.
- Osobiście nie, to znaczy, aż do teraz. Za to jak już wspomniałem, słyszałem o tobie, hrabianko de Liles-Chavriere.
- Proszę, może bez tych tytułów. Wystarczy Estelle - uśmiechnęła się przyjaźnie dziewczyna.
- Oczywiście. Ja też nie chcę być tytułowany.
- Zatem również należysz do arystokracji?
- Tak, Estelle. Nazywam się Alessandro, książę Jabłonowski - odparł młodzieniec, uśmiechając się szarmancko. - Jednak proszę, mów do mnie Alessio.
- Inimaginable! - Estelle popatrzyła badawczo na stojącego przed nią chłopaka. Teraz dopiero zauważyła podobieństwo. Alessio miał te same, co Maxime, duże bladobłękitne oczy i prosty nos. Co prawda trochę różnili się od siebie barwą włosów i rysami, lecz posiadali ten sam wyraz bystrych oczu i szarmancki, przyjazny uśmiech. - Wybacz mi, Alessio. Powinnam się od razu domyśleć - dodała Estelle, przyglądając się chłopakowi.- Jak się cieszę, że wreszcie mogłam poznać przyrodniego brata Maxime’a.
- Mi również jest miło poznać tą słynną Estelle - odparł Alessio, całując drobną dłoń dziewczyny. Na  policzkach Estelle pojawiły się szkarłatne rumieńce.
- Sławnej?- zaśmiała się hrabianka.
- Oczywiście, mademoiselle. Twoje imię dość często pada w naszej rodzinie. Zwłaszcza po balu debiutanckim - odparł Alessio. - Wybacz mi jeszcze raz za tę pomyłkę. Nie chciałem cię urazić - powiedział, po czym sięgnął po leżący przed nim kapelusz. - To zapewne twoja zguba, mademoiselle Estelle.
- Oui, merci  Alessio - odparła dziewczyna, po czym poczuła jak jej słomkowe nakrycie głowy znów jest na swoim miejscu, dzięki chłopakowi, który położył go delikatnie na jej miodowe loki.
-Zapraszam do willi, mój stryj również chciałby cię poznać - uśmiechnął się młodzieniec, biorąc Estelle pod ramię. – Witaj w Bellosguardo, witaj we Florencji, mademoiselle Estelle – dodał, idąc z siedemnastoletnią dziewczyną przez piękny, barwny ogród w stronę willi.



1 komentarz:

  1. Po pierwsze... mam dwie rzeczy do zarzucenia. Pierwsza: w tamtych czasach, z czego się orientuję, w wyższych sferach rozmawiano ze sobą w trzeciej osobie: zrobiła, przyszła, zgubiła, per ty mówiło się tylko w obecności rodziny. Druga: czy aby Estelle nie robi za dużo (może ujmę to jednak inaczej). Jeżeli jest młodą hrabiną to służba powinna nalewać jej wody do wanny i eskortować ją po mieście (ewentualnie nie muszą robić tego drugiego:)).

    Ale tak, to bardzo mi się podobało. Aż zapragnęłam mieć jej sukienkę i te wszystkie kapelusiki! Musiały być przepiękne.
    Poza tym znam uczucie szarej myszki. Gula w gardle, galaretowate nogi. Nic przyjemnego.

    OdpowiedzUsuń