Próba

środa, 22 maja 2013

Rozdział VII


Rozdział VII

Niepewność



Mrok czarnej, jak kawa, nocy ogarnął Florencję, skąpawszy zarówno w swej otchłani małe gospodarstwa prostych ludzi, jak i wytworne wille bogatych mieszkańców miasta. Na ulicach zabłysły światła latarni, które jako jedyne, oprócz migoczących gwiazd, rozjaśniały drogę przemierzającym miasto o tak późnej porze strudzonym wędrowcom. Rżenie zmęczonych koni i postukiwanie żelaznych kół pojazdu przerwały nagle głuchą ciszę, która zapadła wraz z nadejściem ciemności.
Estelle, ściskając w drobnej rączce rąbek muślinowej zasłony, próbowała dostrzec przez uchylone okno powóz, który zakłócił ciszę. Jednak niczego nie mogła zobaczyć, nawet pobliska latarnia, która w części rozświetlała kamienną dróżkę przy via di Bellosguardo, nie mogła uchwycić momentu przejazdu powozu. Dziewczyna cicho westchnęła i jeszcze raz w skupieniu próbowała odtworzyć ostatnie chwile spędzone poprzedniego dnia z Alessio. Ach…  gdyby nie głos cioci wzywający ją na obiad. Czy chłopak zdobyłby się na odwagę i pozostawił na jej ustach pożegnalny pocałunek? Cóż by to było za uczucie, gdyby ciepłe wargi Alessio musnęły delikatnie, jak powiew wiosennego wiatru,  koralowe usta hrabianki? Rozmarzone, szmaragdowe oczy Estelle popatrzyły w stronę okrągłego księżyca, który oświetlał jej postać srebrzystą poświatą.
- Księżyc…  - szepnęła, a jej powieki  lekko zatrzepotały wachlarzem ciemnych rzęs. - Towarzyszyłeś od dawna losom nieszczęśliwych kochanków. Póki widzieli cię na niebie, mogli w pełni dać upust swojej miłości, modląc się w duchu, aby kolejny dzień nigdy nie nadszedł. Jakie w sobie kryjesz tajemnice błyszczący księżycu, że ludzie tak tobie ufają? – Estelle wypowiadała szeptem każde słowo, mając przed oczami postać Alessio. Jego potargane, ciemne włosy ciągle gdzieś, w umyśle młodej dziewczyny, unosiły się na rześkim wietrze. - Czy ty także teraz nie możesz zasnąć, drogi Alessio? A może pod osłoną nocy malujesz portret swojej matki? Och, jak ja bym chciała wiedzieć, czy chociaż raz o mnie pomyślałeś, gdy wróciłeś do willi stryja. Gdyby tak wszystkowiedzący księżyc potrafił mówić…  Czy odpowiedziałby na moje pytania?
Wtem do pokoju Estelle weszła drobna postać z naftową lampką w dłoni. Młoda hrabianka odruchowo pisnęła cieniutkim głosem i otuliła ramiona muślinową zasłonką.
- Jeszcze nie śpisz, przyjaciółko? - Był to głos Drishki. Rosjanka w białej koszuli, na którą zarzuciła wełniany koc, stanęła obok pustego łóżka Estelle.
- Drishka! Przestraszyłaś mnie - odparła hrabianka, puściwszy zasłonkę.
- Zaziębisz się, moja droga Estelle! Natychmiast zamknij okno i połóż się do łóżka - nakazała Drishka, patrząc z obawą na hrabiankę.
- Czy coś się stało, Drisho? Dlaczego przyszłaś do mnie o tak późnej porze? - spytała Estelle, pośpiesznie zamykając okno.
- Usłyszałam odgłosy dochodzące z twojego pokoju, więc chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku - odparła dziewczyna, siadając na skraju łóżka hrabianki.
- Jak najbardziej wszystko jest w porządku - odparła, lecz mimo jej poważnej miny i dobitnego głosu, poczuła, że policzki nabierają rumieńców.
- Oj, coś ukrywasz przede mną. - Pokręciła głową Drishka tak mocno, aż jej hebanowe kosmyki,  dokładnie ułożonych włosów, wyszły spod białego czepca.
- Dobrze, Drishko -  westchnęła ciężko, po czym spojrzała głęboko w morskie oczy przyjaciółki.
- Usiądź koło mnie i opowiedz, co się stało… - zaproponowała Drishka, gładząc delikatnie miodowe loki młodej hrabianki.
- Tak, powiem wszystko. Dzisiejsza noc temu sprzyja. Jest ciepło, w powietrzu unosi się zapach wykrochmalonych poduszek, a na zewnątrz cykają cicho cykady. Czyż znalazłabym lepszą porę na szczere zwierzenia?
- Mów zatem śmiało, Estelle. Zauważyłam już podczas obiadu, że nie miałaś apetytu i nad czymś mocno dumałaś. Po południu w ogrodzie również zachowywałaś się nieswojo, śpiewając pod nosem tkliwą balladę. Powiedz mi, proszę, jak mogłabym ci pomóc.
- Drishko, moja kochana, Drishko, a czy istnieje jakiś lek na zakochanie?


~*~


- Estelle! Prędzej, moja panno! - Ciocia Juliette ponaglała bratanicę, podczas gdy sama pomagała swojemu synkowi założyć jedwabną kamizelkę o barwie brunatnej.
- Już biegnę, ciociu - odparła młoda hrabianka, nakładając na białe pończochy lakierowane pantofelki. Jeszcze tylko jedno spojrzenie w gładką taflę lustra, aby nałożyć na wydatne wargi jasnoróżową pomadkę i już młoda hrabianka mogła wybiec z garderoby.
- Estelle! Jeśli natychmiast nie zejdziesz, spóźnimy się na mszę niedzielną - krzyknęła jeszcze raz ciocia, a w tonie jej głosu dało się odczuć nieprzyjemną surowość.
Po chwili na schodach zastukały obcasy. Do salonu weszła chuda dziewczyna ubrana w błękitną sukienkę z angielskiej koronki. Na jej głowie widniał biały kapelusz z szerokim rondem i granatową wstążką zawiązaną w kokardkę. Zaś na idealnie wyrzeźbionych nogach były pantofelki połyskujące niczym prawdziwe diamenty. Elegancka panienka z dobrego domu nie mogła też zapomnieć o perłowym naszyjniku i białych rękawiczkach z atłasu.
- Mon Dieu! - Ciocia Juliette wbiła wzrok w bratanicę. -Jak pięknie wyglądasz. Prawda, Mathieu? - zwróciła się po chwili do zniecierpliwionego chłopca, który uczepił się drzwi wyjściowych.
- Tak, maman – odparł lakonicznie i wybiegł z domu, zostawiając otwarte na oścież drzwi.
- Mathieu! - krzyknęła za nim ciocia Juliette, grożąc palcem. - Lucio! - rzekła, widząc przechodzącą obok kuchni dziewczynę. - Zamknij drzwi i pilnuj wraz ze służącymi domu podczas naszej nieobecności - dodała, udając się powoli w stronę bryczki, do której wszedł Mathieu.
- Si, signora Ellard - odparła Włoszka o pięknych, orzechowych oczach, wyjmując z kieszeni szarego fartuszka właściwy klucz.
Estelle wraz z ciocią zajęła miejsce w bryczce obok sześcioletniego Mathieu i wujka Eduarda, który z przejęciem czytał gazetę. Signor Ellard był tak zaczytany, że nawet nie usłyszał, jak jego żona dała polecenie stangretowi, aby udał się do kościoła.



Państwo Ellard zawsze w niedzielę uczęszczali na mszę do bazyliki Santo Spirito. Była to piękna świątynia położona parę ulic dalej od ich willi. Estelle, gdy tylko ujrzała fasadę kościoła zachwyciła się od razu monumentalną budowlą, która również należała do dzieł epoki renesansu. Dojechawszy pod bazylikę, wynajętą bryczką, rodzina Ellard udała się do wnętrza sakralnej budowli.
Młoda hrabianka nie mogła nadziwić się pięknie zdobionemu sklepieniu bazyliki i kolumnadzie wzdłuż nawy głównej, prowadzącej do barokowego ołtarza. Po bokach znajdowały się liczne kapliczki o bogatej ornamentyce. Zauroczona wnętrzem Estelle, zajęła miejsce w drewnianej ławie obok wujostwa w ich ulubionej kaplicy - Capella Segni, gdzie znajdował się wizerunek Madonny autorstwa Raffaellino del Garbo. Dziewczyna zamknęła oczy i w skupieniu zaczęła odmawiać dziesiątek różańca. W pewnym momencie ujrzała po przeciwległej stronie kaplicy znajome twarze. Byli to książęta Jabłonowscy, którzy również udali się na mszę niedzielną do bazyliki Santo Spirito.
            Serce Estelle zabiło mocniej, gdy dziewczyna dostrzegła Alessio, który pobożnie modlił się wraz ze stryjem. W pobliżu ich ławki modliła się również smukła kobieta, o dużych ciemnych oczach i uplecionych w wysoki kok brązowych włosach. Miała na sobie szykowną suknię z bladoróżowej satyny i srebrną kolię na smukłej szyi. Owa kobieta, co jakiś czas przyglądała się ławce, w której siedzieli książęta, a nawet uśmiechała się do Alessio, który również odwzajemniał się promiennym uśmiechem. Estelle, porównawszy rysy kobiety ze szkicem w pracowni młodzieńca, uznała, że jest to jego matka.
Hrabianka, przesuwając zgrabnie paciorki różańca patrzyła co parę chwil na Alessio. Od tej pory nie mogła się już skupić na modlitwie i mszy. Jej umysł całkowicie wypełnił obraz młodego księcia z przeciwległej kaplicy.  Och, gdyby tylko ją zauważył. Zapatrzona w młodzieńca śpiewała psalmy dziękczynne i słuchała kazania. Nawet podczas ofiarowania zwróciła na niego wzrok. Lecz Alessio, w ogóle nie rozglądał się po kościele, tylko pobożnie uczestniczył w nabożeństwie.
„Mon Dieu ” - pomyślała Estelle, próbując skupić całą swoją uwagę na postaci kapłana. – „Proszę, ten jeden raz, niech chociaż na mnie popatrzy” - modliła się w duchu, z całej siły marszcząc czoło i ściskając mocniej dłonie.
Odwróciła się po chwili, aby spojrzeć na chłopaka. Nie możliwe, on też patrzył na nią od jakiegoś czasu i pośpiesznie wbił bladobłękitne spojrzenie w marmurową posadzkę, gdy jego wzrok spotkał się z oczami Estelle. Ona oblała się purpurą i chowając usta w dłoniach złożonych do modlitwy  Pater Noster, szepnęła cicho po włosku: „Grazie.”

~*~


Wychodząc po nabożeństwie z gmachu bazyliki, Estelle w pewnej chwili poczuła, iż tak naprawdę nie chciałaby ujrzeć wpatrzonego w nią  Alessio. Pomyślała bowiem, że jego spojrzenie jest niemalże tak rażące dla jej oczu, jak promienie słońca w południe, gdy jest największy upał.
„Cóż się ze mną dzieje?” - pomyślała w duchu. – „Jeszcze przed paroma minutami mogłam cały czas wpatrywać się w niego jak w obrazek, a teraz nawet przelotne jego spojrzenie bardziej mnie razi, niż promienie wschodzącego słońca.”
Zamyślona, zatrzymała się nagle przed fasadą świątyni. Jej wujostwo i mały Mathieu już wcześniej wyszli. Ciocia Juliette spotkała swoją przyjaciółkę Isabelle, comtesse Capponi z mężem i dwójką  dzieci. Oprócz sześcioletniej Chiary, która była przyjaciółką Mathieu, hrabiostwo posiadali również  trzyletniego synka o imieniu Marco.
- Witaj, droga Isabelle! - Ciocia Juliette powitała po włosku przyjaciółkę, całując jej oba policzki. Isabelle również serdecznie przywitała się z nią, po czym zaczęły prowadzić żywą rozmowę. Mathieu z Chiarą i Marco biegali wokół rozmawiających matek radośnie śmiejąc się i piszcząc, a wujek wdał się w rozmowę z comte Capponi na temat artykułu w gazecie, który przeczytał w drodze do kościoła.
Estelle poczuła się trochę samotna, widząc tak uroczy obrazek pochłoniętych rozmową wujostwo i radośnie bawiących się dzieci. Już miała udać się do bryczki, aby tam poczekać na nich, gdy nagle stanął obok niej młodzieniec o bladobłękitnym spojrzeniu.
- Ciao, Estelle - powiedział, uśmiechając się przyjaźnie.
- Witaj, Alessio - odparła nieco zachrypniętym głosem.
- Jak się cieszę, że znów mogliśmy się spotkać. Muszę ci bowiem powiedzieć coś bardzo ważnego.
- Tak, naprawdę? - szmaragdowe oczy dziewczyny rozszerzyły się z zaciekawienia.
- Tak… - zaczął - chodzi o to, że…
W tym momencie wszystko przestało interesować młodą hrabiankę. Dziewczyna wpatrzona w Alessio domyślała się, że chłopak zapewne również ją kocha i chce wyznać jej miłość. Och, cóż za wspaniały moment. Próbując nie okazywać swoich emocji, w skupieniu czekała, jak w najromantyczniejszych słowach książę wyzna jej swoje uczucie.
- Estelle, zapewne już wiesz, że dzisiaj przyjeżdża Maxime z Louisem. Wobec tego, mój stryj postanowił zorganizować dla nich przyjęcie powitalne. Stryj zaprosił wszystkich swoich przyjaciół z okolicy, którzy należą do arystokracji i również zaprasza twoje wujostwo i ciebie - uśmiechnął się młodzieniec.
- Aaaa… to bardzo miłe z jego strony - odpowiedziała, nieco zaskoczona Estelle.
- Zobacz, właśnie mój stryj rozmawia z twoją ciocią. – Alessio skierował swój wzrok na rozmawiające osoby przed fasadą kościoła. – Proszę, przyjdź Estelle to będzie wspaniałe powitanie dla Maxime’a i Louisa – dodał, zwracając się do młodej hrabianki.
- Tak, oczywiście, że przyjdę - przytaknęła dziewczyna, uśmiechając się blado. Nie tego się spodziewała, aczkolwiek myśl o przyjęciu napełniała jej serce nadzieją.
- Bene! Przyjęcie odbędzie się dzisiaj w ogrodzie przy willi stryja i rozpoczyna się dokładnie o czwartej popołudniu.
- Oczywiście, będę pamiętać.
- W takim razie do zobaczenia, mademoiselle Estelle – powiedział, odchodząc w stronę stryja, lecz nagle przystanął i krzyknął za dziewczyną. - Czy podarujesz mi pierwszego walca?
- Tak - odpowiedziała, a jej szmaragdowe oczy zabłysły niczym miliony wieczornych gwiazd.


1 komentarz:

  1. Hej, no oczywiście, że pamiętam. Kochałam Twoje opowiadanie na onecie, pokocham i tutaj. Cieszę się bardzo, ze tu jesteś :). Od razu dołączam do obserwatorów. :) Pozdrawiam i maksimum weny Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń