Próba

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział X


Rozdział X

Przyjęcie




Oślepiające promienie czerwcowego słońca padały na antyczne rzeźby przy willi Niccolini. Ozdobione, girlandami kwiatów, posągi odbijały swoje marmurowe oblicza w lśniącej tafli fontanny, gdzie wśród skocznej muzyki, goście czerpali kryształowymi kieliszkami musujące kaskady różowego szampana. Gospodarz willi, książę Antoni Jabłonowski, specjalnie przygotował dla swoich przyjaciół z arystokracji różne atrakcje. Wśród nich, oprócz fontanny z szampanem, była też wojskowa orkiestra, która ulokowana w chińskiej altanie, właśnie przygotowywała się do koncertu. Wsłuchując się w nastrojową muzykę, śmietanka towarzyska mogła też wziąć udział w grach zespołowych. Piękny ogród przy willi stał się polem do gry w krykieta, a część sadu kortem tenisowym. Przybyli goście, byli nie tylko pod wrażeniem tych atrakcji, ale również wystroju posiadłości gospodarza. Willa była bowiem ozdobiona barwnymi chorągiewkami. Trójkątne dekoracje powiewały lekko na wietrze niczym kolorowe liście, które delikatnie spadają z drzew jesienną porą. Zaciekawieni goście uważnie przyglądali się ozdobom, prawiąc przy tym księciu wiele miłych komplementów.
- Jakże pięknie wygląda twój dom, cher Antoine - powiedziała wytworna dama w jedwabnej sukni o barwie soczystych moreli, która zalotnie spoglądała na księcia zza koronkowego wachlarza.
- Dziękuję, ma chère ami - odparł gospodarz obdarowując kobietę szarmanckim uśmiecham. - Ach… kogoż to moje oczy widzą! - dodał po chwili pełen entuzjazmu, gdy dostrzegł w bramie willi postać madame Ellard z synkiem i Estelle.
- Bon après-midi! – Juliette powitała radośnie przyjaciela rodziny. Książę Jabłonowski również wymienił parę grzeczności, po czym ucałował dłoń kobiety. - Jak miło was widzieć, moi drodzy. Lecz dlaczego nie zaszczycił nas swoją obecnością twój mąż? - spytał przyjaciółkę, rozglądając się w poszukiwaniu postaci monsieur Ellard.
- Eduard musiał zostać w domu. Przyjaciółka Estelle spadła ze schodów. Biedaczka jest tak obolała, że konieczne było wezwanie doktora…
- Czy to coś poważnego? - przerwał jej Antoine z obawą w głosie.
- Myślę, że dziewczyna złamała nogę, lecz wszystko okaże się, gdy przybędzie doktor Popolovinsky.
- Rozumiem. W każdym razie cieszę się, że mimo zaistniałej, trudnej sytuacji, udało wam się dotrzeć na przyjęcie - uśmiechnął się książę.- Widzę, że Estelle już zniknęła wśród młodzieży arystokratycznej, wobec tego, my także, udajmy się do gości. W ogrodzie jest  już comtesse Capponi z mężem i dziećmi - dodał po chwili, zapraszając ruchem dłoni madame Ellard i Mathieu, aby wzięli udział w przyjęciu.
Tymczasem Estelle postanowiła odnaleźć w tłumie swoich przyjaciół, którzy zabawiali elitę towarzyską w sadzie przy willi. Miejsce za posiadłością, gdzie przebywali goście, było równie zjawiskowe jak udekorowany dom księcia. Bowiem na oliwkowych drzewkach i smukłych cyprysach zostały porozwieszane barwne lampiony, które dodawały ogrodowi dużo uroku i wraz  z altaną stylizowaną na chińską pagodę, tworzyły spójną całość, nadając przyjęciu magiczny, orientalny klimat. Urzeczona, Estelle, uważnie przyglądała się niezwykłym ozdobom, gdyż nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego.
- Są cudowne, prawda? - W momencie, gdy chciała dotknąć jednego z lampionów, usłyszała za sobą znajomy głos.
- Tak, wprost niezwykłe – odparła, odwracając się.
- Witaj, Estelle. Cieszę  się z twojego przybycia. Byłem już niemal pewien, że nie przyjdziesz.
- Cóż, wytłumaczę ci  wszystko nieco później. - Dziewczyna uśmiechnęła się słodko do swojego rozmówcy.
- Najważniejsze, że jednak zdołałaś dotrzeć. Niedługo wojskowa orkiestra, którą zamówił stryj, zacznie grać walca. Pamiętasz? Obiecałaś mi pierwszy taniec.
- Ależ oczywiście, Alessio. Jednakże najpierw  chciałabym się trochę rozejrzeć po ogrodzie. Widzę, że książę Jabłonowski przygotował dużo atrakcji.
- Zgadza się. Jest kort tenisowy i pole do gry w krykieta. Może skusisz się na jedną partię gry przed walcem?
- Z największą przyjemnością - odparła dziewczyna, poprawiając niesforne kosmyki włosów, lecz nagle przed jej szmaragdowymi oczami mignęła postać Maxime’a, który zmierzał w ich stronę.
Estelle, przeprosiła Alessio i chcąc przejść niezauważona przez przyjaciela, wymsknęła się niewielką furtką do ogrodu, gdzie goście, radośnie śmiejąc się, prowadzili żywe dyskusje.
- A jednak przyszłaś… - powitał ją drugi bratanek księcia, który natknął się na młodą hrabiankę przy barokowej fontannie nieopodal chińskiej altany.
- Witaj, Maxime - odparła z czarującym uśmiechem.
- Od godziny cię szukam, byłem pewien, że przyjdziesz z Drishką. Tak bardzo chciałbym się z nią przywitać i podziękować  za pomoc mojej rodzinie w tak trudnej dla nas sytuacji - powiedział młodzieniec z posępnym wyrazem twarzy.
- Mon Dieu. Maxime, powiedz jak się czuje twój ojczym? Gdy wyjeżdżałam z Paryża był poważnie chory.
- Niestety, jego stan zdrowia nie polepszył się – odparł, ciężko wzdychając.
Co prawda, monieur Villeau nie był ojcem Maxime, lecz chłopak bardzo się o niego martwił i chciał zrobić wszystko, aby ulżyć w cierpieniu matce i przyrodnim siostrom.
- Tak mi przykro, jednak miejmy nadzieję, że mojemu wujkowi uda się go wyleczyć.
- Dziękuję, Estelle - odparł cicho Maxime, po czym zmienił temat rozmowy, pytając przyjaciółkę o Drishkę. Młoda hrabianka opowiedziała mu o nieszczęśliwym wypadku dziewczyny sprawiając, że młodzieniec przybrał ponury wyraz twarzy.
- Biedna, moja biedna Drishka… - zdołał wymówić tylko parę, przepełnionych goryczą słów.
- Maxime… Proszę, uśmiechnij się. To przyjęcie na twoją cześć, wobec tego nie powinieneś dzisiaj okazywać gościom twój smutek. Drishka na pewno wkrótce wyzdrowieje.
- Zapewne. Lecz nie uważaj mnie za smucącą się osobę. Ja tylko musiałem się nad czymś zastanowić - odparł po chwili.
,,Tak, to ten sam Maxime, który nie chce wprost okazywać swoich emocji. Maxime zbyt dumny, by powiedzieć co naprawdę czuje do Drishki. Właśnie takiego go pamiętam sprzed roku. Wówczas na karnawale bronił się wymijającymi spojrzeniami lub wzrokiem utkwionym w posadzkę. A teraz… ucieka od głosu serca zagłuszając myśli racjonalizmem.'' - pomyślała Estelle, wpatrując się w bladobłękitne oczy przyjaciela. Pokiwała głową i już miała udać się w stronę kortów tenisowych, gdy nagle usłyszała głos młodego księcia.
- Estelle! Nie zapomnij, że obiecałaś mi pierwszego walca.
- Pamiętam, pamiętam – odparła, uśmiechając się przyjaźnie. Jednak po chwili, gdy chłopak zniknął z jej pola widzenia.
Hrabianka z lekką obawą zaczęła zastanawiać się nad wyborem partnera.

~*~


Pole, wyznaczone do gry w tenisa, nie było duże. Korty, obejmujące niewielką łąkę obok sadu rozciągały się na kilka metrów, a linia ograniczająca strefę przeznaczoną dla uczestników zabawy, biegła tuż przy smukłych drzewkach pomarańczowych. O tej porze roku owoce były już dojrzałe i kusiły swoim aromatycznym zapachem umilając gościom grę. Zawodnicy, ustawieni w parach po obu stronach siatki, odbijali do siebie niewielką piłeczkę, wymachując zamaszyście rakietami.
- Piłka! Niech chevalier ją szybko odbije! - Dał się słyszeć krzyk młodzieńca, który rozgrywał partię w towarzystwie chudego blondyna o przenikliwych, błękitnych oczach, które przypominały bezchmurne niebo w najbardziej słoneczny, letni dzień.
Estelle bez trudu rozpoznała właściciela głosu, był to bowiem jej przyjaciel z dzieciństwa, Louis. Chłopak przyjechał wraz z Maxime’em do Włoch, aby pobierać nauki w Szkole Wojskowej. Osiemnastoletni syn generała Bintaulieu zawsze marzył by pójść w ślady ojca, dlatego, gdy tylko dostał możliwość kształcenia się w jednej z najlepszych szkół militarnych, bez wahania podjął decyzję o wyjeździe do Florencji.
Gdy Estelle podeszła bliżej, Louis wykorzystał moment rezygnacji drużyny przeciwnej z następnej partii tenisa i wybiegł na spotkanie z młodą hrabianką.
- Estelle! Comment ca va, ma ami ?
- Oui ca va, merci. Jak miło znów cię zobaczyć - uśmiechnęła się dziewczyna, gdy uradowany jej widokiem młodzieniec, skłonił się nisko, jak za czasów dzieciństwa. Wówczas Estelle i Louis ustalili, że będą witać się poprzez ukłon, jak wyrafinowani arystokraci, z których zawsze żartowali podczas przyjęć towarzyskich.
- Zobacz na ten dziwaczny kapelusz z ogromnym rondem. Zapewne ta wytworna dama nic przez niego nie może zobaczyć - zachichotała Estelle podczas jednego z takich przyjęć. Wówczas razem z Louisem brali udział w przyjęciu charytatywnym, organizowanym przez miejscowy szpital. Było to cztery lata temu, gdy jeszcze oboje, będąc dziećmi, okropnie nudzili się na tego typu imprezach i aby jakoś przetrwać w dusznej sali, wśród intensywnej woni kobiecych perfum mieszającej się z dymem cygaro, komentowali mijające ich osobistości ze śmietanki towarzyskiej.
- To już wiadomo, dlaczego modne damy idą pod rękę z panami. Bez ich asysty mogłyby się potknąć - szepnął na ucho dziewczynie Louis, ledwie powstrzymując się od wybuchu głośnym śmiechem.
- Masz rację - odparła Estelle i uścisnęła dłoń przyjaciela. - Nasunę mój kapelusz na oczy, a ty przeprowadź mnie do kramu z koronkowymi obrusami madame Villeau. Chcę poczuć się, jak prawdziwa dama.
- Zgoda  - poparł jej pomysł Louis, lecz ledwie przeszli parę kroków oboje zderzyli się z arystokratami, którzy nie zauważywszy dzieci, pośpiesznie skłonili im się myśląc, że mają do czynienia z osobistościami z elity.
Estelle zawsze śmiała się, wspominając tę śmieszną scenę i ilekroć spotykała Louisa, kłaniała mu się, jak prawdziwa dama, za którą została wzięta. Również teraz młody syn generała nie zapomniał o ich dziecinnym zwyczaju, a hrabianka odwzajemniła się delikatnie dygając.
- Ja także cieszę się ze spotkania z tobą. - Chłopak o płowej czuprynie, która lekko falowała na wietrze podjął rozmowę, patrząc centralnie na twarz rozmówczyni, która promieniała radością.
- Gratuluję ci także udanego meczu. Drużyna przeciwna nie miała szans.
- To również zasługa mojego przyjaciela. Och… wy się jeszcze nie znacie. - Louis spojrzał na chudego blondyna, który zniecierpliwiony, czekał na kontynuację gry z innymi rywalami. - Cyril! Chodź do nas! - Louis zwrócił się do chłopaka, machając przy tym rakietą tenisową, którą w dalszym ciągu trzymał w dłoni.
Niebieskooki młodzieniec zbliżył się do dwójki przyjaciół i natychmiast skierował swój przenikliwy wzrok na postać młodej hrabianki.
- Estelle - zaczął oficjalnie Louis, którego dźwięczny głos nie potrafił nabrać poważnego tonu - to jest mój przyjaciel, chevalier Cyril Władimirowicz Popolovinsky…
,,Popolovinsky?'' - pomyślała dziewczyna, przypomniawszy sobie nazwisko doktora, który miał zbadać Drishkę.
- Przyjacielu... - kontynuował Louis – To jest Estelle, hrabianka de Lilas-Chavriere.
- Bardzo mi miło, mademoiselle. - Cyril delikatnie pocałował dłoń dziewczyny.
- Ja także jestem zaszczycona – odparła, uśmiechając się przyjaźnie.
Nagle, z altany, dały się słyszeć pierwsze dźwięki walca, wykonywanego przez orkiestrę. Spłoszona dziewczyna przeprosiła przyjaciela i chudego boldyna, po czym szybko pobiegła w stronę ogrodu, gdzie już gromadziły się pierwsze pary. Równocześnie młodej hrabiance, podczas biegu, zaczęło mocniej bić serce. A w jej głowie znów pojawiło się pytanie, na które w dalszym ciągu nie znała odpowiedzi.

~*~


- Estelle! - Młoda hrabianka usłyszała za sobą ciepły głos Maxime’a. - Pary zaczynają się ustawiać. Dołączmy do nich.
- Oczywiście… - odparła dziewczyna, czując, jak młody książę dotyka jej dłoni. Mieli już razem podążyć w stronę werandy, która stała się salą taneczną, lecz nagle stwierdziła, że palce jej wolnej ręki zaczynają splatać się w mocny uścisk.
- Nie tak szybko! - krzyk Alessio sprawił, że Maxime odwrócił się natychmiast, a jego twarz przybrała wyraz niezadowolenia. - Byłem pierwszy, mój drogi bracie. Ta piękna mademoiselle obiecała mi pierwszego walca.
- Tobie? - zaśmiał się Maxime. - Z tobą nie zatańczyłaby nawet służąca. Twoje ruchy są tak niezgrabne i koślawe, że przypominasz słonia w składzie porcelany.
- Uważaj, co mówisz! Czy mam przypomnieć, jak pewnego razu tańczyłeś z hrabianką d’Ornano? – Uśmiech satysfakcji przemknął przez oblicze ciemnowłosego młodzieńca. - Posłuchaj Estelle, bo to ciekawa historia - dodał zwracając się do dziewczyny, która nie wiedząc, co robić stała nieruchomo czując mocne uściski dłoni obu książąt Jabłonowskich. - Maxime cały czas mylił figury taneczne. Zirytowana, jego zachowaniem hrabianka, stanęła mu na nogę ostrym obcasem. Twoja mina, Maxime, zwijającego się z bólu. - Alessio niemalże zakrztusił się swoim śmiechem, po czym nabrał głęboko powietrza i przeszedł do dalszej części historyjki. - Obrażona hrabianka mówiła wszystkim, że byłeś najgorszym partnerem z jakim przyszło jej tańczyć podczas balu.
- Nie zapominaj, kto mnie w czasie tego tańca rozpraszał, robiąc głupie miny!
- Głupią minę to masz ty, bracie, gdy się ze mną awanturujesz. Na nic lepszego cię nie stać?
- Ach… - Maxime puścił dłoń Estelle i wziął przyrodniego brata za fraki.
- Natychmiast przestańcie! - krzyknęła młoda hrabianka, lecz oni, ignorując ją, zaczęli szarpać się, jak mali chłopcy, którzy kłócą się, kto ma pierwszeństwo do ulubionej zabawki. Po chwili oboje wylądowali na ziemi, okładając się pięściami. Krzyczeli przy tym głośno, obrzucając się, coraz to gorszymi wyzwiskami.
- Chodźmy, mademoiselle. To ich prywatna sprawa.- Dziewczyna, która bacznie przyglądała się zaistniałej sytuacji, usłyszała nad sobą głos Cyrila.
- Czy jest chevalier pewny, że na pewno nic im się nie stanie? - Przestraszona Estelle, popatrzyła z obawą na chudego blondyna.
- Bądź spokojna, panienko. Co najwyżej przybędzie im paru siniaków - odparł spokojnie młodzieniec. - Nie smuć się, przecież to nie twoja wina - dodał po chwili Cyril. - Czy mogę poprosić cię do pierwszego walca?
- Będę zaszczycona, chevalier Popolovinsky.



- Wobec tego zapraszam do tańca. - Młodzieniec poszedł wraz z dziewczyną na werandę, gdzie goście bawili się już w najlepsze, przy dźwiękach wolnej muzyki fortepianu, na którym grała uzdolniona przyjaciółka cioci Juliette, comtesse Capponi.
- Brawo! Brawo!- zachwycali się arystokraci otaczający kobietę w liliowej sukni, która uderzała coraz delikatniej w błyszczące klawisze.
            Cyril i Estelle, niemalże niezauważeni, dołączyli do tańczących par. Poruszając się zwinnie w rytmie walca angielskiego sunęli z gracją, mijając wirujące pary; kobiety w strojnych sukniach i mężczyzn ze złotymi spinami przy rękawach czarnych garniturów.
- Jest chevalier przyjacielem Louisa. Od jak dawna? - spytała Estelle, chcąc zagaić rozmowę.
- Znamy się od paru lat. Louis często przyjeżdżał w dzieciństwie do swojego dziadka na wakacje do Arezzo, gdzie mieszkała moja rodzina, po tym jak opuściliśmy Rosję. Obecnie żyjemy we Florencji, gdzie mój ojciec przyjął posadę doktora. Po za tym, jako starszy przyjaciel Louisa, będę go oswajał z życiem w szkole wojskowej, do której również uczęszczam.
- Czy dobrze usłyszałam? Twój ojciec jest doktorem? - Młoda hrabianka nie myliła się, chudy blondyn miał coś wspólnego z mężczyzną, któremu powierzono zbadanie Drishki.
- Tak. Wiem, że nie powinienem tytułować się przez to chevalier, jednakże moi, dziadkowie wywodzący się z niskiej, rosyjskiej arystokracji, posiadali ten tytuł i przekazali go ojcu. On jednak wybrał medycynę.
- Dlatego tytuł przeszedł na ciebie jako najstarszego syna?
- Właściwie jedynego syna. Mam jeszcze starszą siostrę. Nie myśl jednak, że przekazanie tytułu całkowicie dyskryminuje mojego ojca z uczestnictwa w takich zabawach. Gdyby nie nagłe wezwanie zapewne byłby tu dzisiaj - odparł młodzieniec.
- Drishka… - szepnęła cicho Estelle.- Twój ojciec został wezwany do mojej przyjaciółki, która spadła ze schodów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz