Próba

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział XII

 

Rozdział XII

Wizyta doktora Popolovinsky





Było już po ósmej, gdy słońce zaczynało chylić się ku zachodowi. Przez pomarańczowe obłoki pierzastych chmur zaczynały przedzierać się pierwsze, wieczorne gwiazdy, a na tle zaróżowionego nieba pojawił się blady księżyc, o kształcie zbliżonym do  kruchego croissanta z francuskiego ciasta.
Estelle oblizała usta, wpatrując się w srebrzysty obiekt na niebie. Bowiem  przyszły jej na myśl wspomnienia z dzieciństwa, które spędziła w Paryżu. Wówczas każdego ranka budził ją piękny zapach świeżego pieczywa, które Monique przynosiła z pobliskiej piekarni. Młoda służąca codziennie wracała z zakupów, niosąc w prawej dłoni wikliny kosz po brzegi wypełniony bagietkami i ciepłymi bułeczkami z makiem.  Wśród tych pyszności  znajdowały się także słodkie croissanty, które Monique kupowała specjalnie dla Estelle w małej boulangerie, która należała do sióstr z zakonu Saint Genevieve. Młoda hrabianka uwielbiała ową piekarnię, gdyż jako jedna z nielicznych, posiadała duży wybór francuskich rogalików; bowiem można było tam kupić zarówno tradycyjne smakołyki z kruchego ciasta, jak i te nadziewane czekoladą lub konfiturami. A wszystkie wyroby były  zawsze świeże i  pyszne. Jeszcze jedno zerknięcie na księżyc i Estelle natychmiast poczuła smak ulubionych croissantów, które codziennie zjadała na śniadanie, popijając szklanką ciepłego mleka.
Jednak, po chwili, dziewczyna usłyszała oburzony głos swojej cioci, który wyrwała ją z zadumy. Estelle natychmiast uświadomiła sobie, że znajduje się w bryczce, którą wraz z ciocią Juliette, Mathieu i Cyrilem, wraca z powrotem do domu wujostwa.
- Nie spodziewałam się, iż Antoine zechce posłuchać mojej gry na skrzypcach -  powiedziała Juliette, tuląc do siebie synka, który cicho ziewając, przecierał zmęczone oczy.
- Twój recital był naprawdę wspaniały, ciociu – stwierdziła Estelle, uśmiechając się serdecznie.
- Dziękuję, gwiazdeczko, lecz przez mój występ dopiero teraz wracamy do willi. Mathieu już niemalże zasypia na moich kolanach.
- Proszę się nie zamartwiać, madame Ellard – odparł Cyril, który do tej pory w milczeniu obserwował  zachodzące słońce. – Zbliżamy się już do via di Bellosguardo.
- Grazie a Dio! – odetchnęła głęboko. – Zastanawiam się tylko, czy aby na pewno jeszcze zastaniesz u nas swojego ojca.
- Mój ojciec prowadzi dość… wnikliwe badania – odpowiedział chudy blondyn, a na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Cóż, nasza biedna Drishka z pewnością ich wymaga. Wypadek, co prawda nie był groźny, lecz strasznie spuchła jej noga – odparła Juliette, ciężko wzdychając. – A ja w obliczu tego nieszczęścia jeszcze przedłużyłam swoim występem nasz pobyt na przyjęciu.
Estelle jeszcze raz oddała się zadumie. Tym razem powróciła myślami, do wspomnianego przez ciotkę recitalu, który miał miejsce zaledwie pół godziny temu w altanie. Gdy już skierowali się w stronę powozu, aby opuścić przyjęcie, książę Antoni Jabłonowski poprosił przyjaciółkę o zagranie na skrzypcach jakiegoś utworu Vivaldiego.
- Mon cher… - rzekła zaskoczona kobieta – nie wydaje mi się, abym była teraz w stanie cokolwiek zagrać.
- Ależ proszę, Juliette. Wszyscy nasi przyjaciele wygrywają na przyjęciu swoje koncerty. Dlaczegóż więc i ty, moja droga, nie miałabyś umilić ten wieczór swoim występem – nalegał książę.
Gdy po chwili madame Ellard zgodziła się, wszyscy musieli zawrócić do altany, gdzie odbywały się recitale.


Kobieta wzięła do ręki długi smyczek oraz pięknie rzeźbione skrzypce z drzewa lipowego, po czym rozpoczęła swój występ utworem „Lato”. Przy tym towarzyszyły jej gromkie brawa i żywe zainteresowanie gości. Estelle miała nadzieję, że wśród tłumu słuchaczy uda jej się dojrzeć młodych książąt i Eloise, dzięki czemu będzie mogła ustalić, do jakiego stopnia córka markiza zawładnęła ich myślami. Jednakże, hrabianka de Lilas-Chavriere, nie mogła dostrzec znajomych twarzy.
„ Co ona sobie wyobraża?’’ – pomyślała dziewczyna, wsłuchując się w dźwięczną melodię skrzypiec – „Nigdy bym nie pomyślała, że tak uprzejmi i dobrze ułożeni chłopcy, mogli by się dać oczarować takiej kokieteryjnej blondynce.”
Wtem muzyka ucichła, a zaraz potem dało się słyszeć głośne okrzyki i klaśnięcia w dłonie.
- Brawo, Juliette!
- Co za talent. Magnifique!
Zakłopotana tak miłą reakcją gości, Juliete natychmiast wzięła za rękę Mathieu i przywoławszy do siebie Estelle i Cyrila, natychmiast opuściła altanę, pośpiesznie żegnając się z Antonim Jabłonowskim.
- Już jest tak późno… - mamrotała pod nosem, wsiadając do bryczki.
 Niestety Estelle nie zobaczyła już swoich przyjaciół z Eloise, lecz domyślała się, że książęta w tym czasie postanowili oprowadzić dziewczynę po posiadłości ich stryja. Młoda hrabianka ciężko westchnęła, po czym, bez słowa, zajęła miejsce obok Cyrila, który szepnął coś, niemalże niedosłyszalnym głosem, który bardziej przypominał ciche miauczenie kota. Mimo to, Estelle usłyszała jego słowa, które zrozumiała jako :
,,Naprawdę nie warto, nie warto…’’
,,Nie warto, ale co? ’’ – rozmyślała dziewczyna, lecz w tej chwili, doszedł do jej uszu radosny krzyk ciotki.
- Nareszcie! Jesteśmy w domu!

~*~


Drzwi do mieszkania otworzyła Lucia. Na widok swojej pani, natychmiast poleciła kucharkom przygotować kolację, po czym zajęła się małym Mathieu.
- Doktor jest jeszcze u nas? – zdziwiła się Juliette, słysząc wesołą pogawędkę dobiegającą z sąsiedniego pokoju.
- Mówiłem, że mój ojciec prowadzi wnikliwe badania – powiedział Cyril, krzyżując ręce.
- A tak… Miałeś rację, wobec tego udaj się na chwilę z Estelle do Drishki, a ja zapytam doktora o stan zdrowia naszej biedulki i powiadomię go o twoim przybyciu.
- Oczywiście, madame Ellard.
- Zapraszamy, chevalier Popolovinsky – dodała Estelle, prowadząc młodzieńca do jednego z gościnnych pokoi, gdzie wśród jedwabnych poduszek, ujrzeli bladą twarzyczkę Rosjanki o błyszczących, morskich oczach.
- Estelle! – Drishka podniosła się na chudych rękach. – Już jesteś!
- Tak, właśnie przyjechaliśmy. Jak się czujesz?
- Dobrze, noga już tak nie boli. Z rozmów doktora z monsieur Ellard, dowiedziałam się, że to tylko zwichnięcie.
- Mówiłem, że to nie może być nic poważnego – wtrącił się do rozmowy Cyril, który podczas rozmowy przyjaciółek, stał w miejscu, gdzie Drishka nie mogła go dojrzeć.
Dziewczyna lekko zarumieniła się na widok młodzieńca i mocniej otuliła się wełnianym kocem. Miała bowiem na sobie tylko lnianą koszulę z koronkowymi obramowaniami przy szyi i rękawach.
- Ach… wybacz, Drishko, na śmierć zapomniałam. To jest syn doktora Popolovinsky, chevalier Cyril Władimirowicz.
- Bardzo mi miło – Chłopak natychmiast ucałował dłoń ciemnowłosej dziewczyny. – Panna Drishka, jak mniemam.
- Zgadza się. Czy chevalier pochodzi z Rosji?
- Tak. W dzieciństwie mieszkałem w Petersburgu.
- To tak samo jak ja – odparła szybko Drishka, a jej oczy zabłysły pełne nadziei.
- Doprawdy? Wybacz panienko, jakie jest twoje nazwisko?
- Wawilow, mój ojciec to Dmitrij Aleksandrowicz Wawilow. Jest gwardzistą w straży cara – dodała dziewczyna z dumą.
- To piękne, lecz szykują się zmiany, wielkie zmiany – westchnął Cyril.
- Nie rozumiem.
- Proszę zapomnieć o tym. Mogę się mylić, a nie chcę niepotrzebnie już teraz martwić panienki.
Milczeli chwilę w zadumie, podczas której patrzyli na siebie spojrzeniem pełnym nadziei. Trwało by tak pewnie w nieskończoność, gdyby nie przerwała tego Estelle, czująca się przy nich jak piąte koło u wozu.
- Drishko, widziałam dzisiaj naszych przyjaciół. Jak to wspaniale, że przyjechali do Florencji.
- Ja jeszcze długo ich nie zobaczę – posmutniała Rosjanka - doktor musiał nastawić mi nogę. Minie dużo czasu zanim wstanę.
- Proszę być spokojną, panno Drishko Dmitriejewno. Parę tygodni i będzie panienka mogła znów chodzić – pocieszał ją Cyril, uśmiechając się łagodnie.
- Chevalier jest taki miły. Dziękuję za dobre słowa.
- Już dobrze, tylko proszę się nie smucić. Na pewno jeszcze odwiedzę panienkę podczas badań kontrolnych.
Drishka rozpromieniała na twarzy. Wizyta syna doktora, bardzo korzystnie wpłynęła na jej samopoczucie i dodała otuchy. Chętnie zamieniłaby z nim jeszcze parę słów, lecz oto do pokoju weszła madame Ellard z mężem i doktorem Popolovinsky.

~*~


- No proszę! – krzyknęła Juliette z oburzeniem – Już wiem co miałeś na myśli, mówiąc o wnikliwych badaniach twojego ojca – dodała, kierując te słowa do Cyrila. - Uwierzyłbyś, że wypili trzy butelki Bordeaux! Cóż, dziękuję za wizytę, doktorze – zwróciła się po chwili do doktora Popolovinsky, który z zarumienioną twarzą, pośpiesznie ubierał palto. – Cyril, czy mógłbyś odprowadzić ojca?
- Oczywiście, madame. Dobranoc, państwu – dodał na pożegnanie, po czym zniknął z doktorem za drzwiami. Drishka zauważyła przez okno, jak wsiadają do powozu i powoli znikają w otchłani ciemnej nocy.
- Już nigdy nie pozwolę ci samemu przyjmować doktora! – Juliette zwróciła się do męża. – Przy następnej wizycie, osobiście będę w niej uczestniczyć i dopilnuję, aby wszystkie trunki znalazły się w kredensie pod kluczem.
- Ależ Juliette, to tylko wino – próbował uspokoić ją mąż.
- Tylko? Gdybym się zjawiła później, wypiłbyś z Władimirem jeszcze butelkę wódki! Czy tak się zachowuje odpowiedzialny gospodarz domu?
-  Carissima… – szepnął czule Eduard, całując delikatnie jej szyję.
- Bene – westchnęła Juliette, spojrzawszy na dziewczyny, które przez cały czas w ciszy przyglądały się dalszym scenom.
Kobieta jeszcze raz ciężko westchnęła, po czym pogłaskała Drishkę po głowie i nakazała Estelle udać się do jadalni na kolację.
- Musisz dużo odpoczywać Drishko, a ty, moja gwiazdeczko, nie przeszkadzaj przyjaciółce, tylko idź coś zjeść. Musisz być bardzo głodna, po tak męczącym dniu.
-  Jeszcze chwileczkę, madame Elllard. Estelle obiecała mi przecież, że opowie jak było na przyjęciu – poprosiła Drishka, patrząc na kobietę błagalnym wzrokiem.
- Ale tylko parę minut – zgodziła się Juliette, po czym  życząc z mężem dobrej nocy, wyszła z pokoju.
Dziewczyny zostały same. Na dworze panowała już głucha, ciemna noc i tylko jaskrawy blask lamp naftowych oświetlał ich postacie. Drishka opadła na miękkie poduszki i obracając hebanowe kosmyki włosów wokół palców, zaczęła rozmyślać o wszystkich wydarzeniach z przemijającego dnia.
- Estelle, nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się z twojej obecności – rzekła po chwili. - Czułam się taka samotna, gdy byłaś na przyjęciu, a jak mnie straszliwie bolała noga. Chyba z godzinę nastawiał mi ją doktor Popolovinsky.
- Moja biedna Drishka. – Młoda hrabianka uścisnęła dłoń przyjaciółki. – Już nigdy nie pojadę na żadne przyjęcie bez ciebie. Mi także brakował twojej obecności.
- Czyżby? Przecież był tam Louis i Maxime…  - powiedziała Rosjanka, rumieniąc się po wypowiedzeniu ostatniego słowa. – Czy on pytał o mnie?
- Oczywiście. Był bardzo smutny z powodu twojego nieszczęśliwego wypadku. Powiedział nawet o tobie „Moja biedna Drishka’’ – rzekła Estelle, a w duchu dodała: ,, Lecz teraz, wyparł by się każdego słowa.”
- Maxime… jak bardzo chciałabym go znów zobaczyć. Odwiedzi mnie, prawda?
- Tak… zapewne – odparła przeciągle, zakłopotana pytaniem przyjaciółki.
- Kiedy przyjdzie?
- Chyba niedosłyszałam co wtedy odpowiedział – skłamała Estelle. Dziewczyna nie chciała martwić przyjaciółki opowieścią o przybyciu córki markiza de Saint-Blaune i zainteresowaniu Maxime’a osobą owej dziewczyny.
- To nic, gdy go spotkasz, powiedz, że uszczęśliwi mnie swoją wizytą.
- D’accord – uśmiechnęła się młoda hrabianka – a teraz odpocznij, Drishko. Jutro dokładnie ci wszystko opowiem.
- Dziękuję, Estelle – odpowiedziała ziewając.
- Bonne nuit, ma ami.
Dziewczyna zgasiła naftową lampę, otuliwszy Drishkę ciepłym kocem i zgodnie z nakazem cioci, udała się do jadalni, gdzie czekała na nią przygotowana kolacja. Choć Estelle nie była głodna, to jednak spróbowała kawałek owczego sera i upiła łyk malinowej herbaty. Po skończonym posiłku, siedemnastolatka postanowiła położyć się spać. Z racji, iż jej przyjaciółka zajmowała gościnny pokój, który stał się locum młodej hrabianki, na czas jej pobytu we Włoszech, Estelle zajęła wolne pomieszczenie obok salonu.

 Liliowy pokoik pokryty wzorzystą tapetą i obrazami, w dużych miedzianych ramach, wydał się jej dość przytulny, aby pozostać w nim do czasu wyzdrowienia przyjaciółki. Dziewczyna była również zachwycona zasłonami z muślinu i świeżą pościelą o zapachu krochmalu, która delikatnie koiła jej zmysły. Rozłożywszy się wygodnie w łóżku z baldachimem, zdmuchnęła płomień woskowej świecy i oddała się sennym marzeniom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz