Rozdział XIX
Dzień, który zmienił wszystko
Na początku września Maxime, Louis i Alessio rozpoczęli naukę w Szkole Wojskowej we Florencji. Codziennie uczęszczali na zajęcia i przygotowywali się do roli obrońców ojczyzny. Młodzieńcom często pomagał Cyril, który, jako ich starszy przyjaciel, udzielał rad i przyzwyczajał ich do nowych, szkolnych obowiązków. Cyril zamierzał zostać w przyszłości dobrym żołnierzem, a może nawet generałem , jednak w głębi serca czuł, iż nie jest to całkowite spełnienie jego ambicji.
Od jakiegoś czasu dwudziesto-dwu letni Rosjanin zaczął
żywiej interesować się zawodem swojego ojca. Lubił uczestniczyć w badaniach
lekarskich i nieraz asystował ojcu podczas pracy. Młodzieniec zaczął nawet
potajemnie czytać książki ojca i wypożyczać w bibliotekach wszelkiego rodzaju
podręczniki medyczne. Co mu da żołnierstwo? Gdy przyjdzie wojna stanie w
froncie i niechybnie po jakimś czasie zginie lub zostanie ciężko ranny. Zaś po
medycynie będzie mógł leczyć ludzi, pomagać im. A może by tak rzucić szkołę i wyjechać
za granicę do jakiejś akademii medycznej? Cyril z czasem coraz częściej zaczął
rozważać tą możliwość, jednak bał się powiedzieć o tym ojcu. Dla niego było
ważne to, co wymaga od niego rodziciel. Matka zgodziłaby się, a nawet podsunęła
adres jakiejś dalekiej rodziny, u której mógłby zamieszkać, ale ojciec… Jako
arystokrata, który porzucił wystawne życie dla medycyny, byłby raczej za tym,
aby jego syn został żołnierzem. Cyril mógłby zostać marynarzem i pływać po
morzach lub zgłębiać tajniki sił powietrznych. Zostałby wysłany do jakiegoś
odległego kraju, nauczył dyscypliny i zahartował się. A tak, gdyby był lekarzem
nie miałby żadnych szans na rozwój, podróże. Żyłby spokojnie we Florencji lub
innym mieście i jego jedynym zadaniem byłoby wysłuchiwanie chorych i obolałych
ludzi.
- Cyrilu Władimirowiczu, czy jesteś pewien, iż właśnie
taka praca cię uszczęśliwi? – zapytał go ojciec, gdy młodzieniec postanowił w
pierwszym tygodniu września zająć się medycyną.
- Ojcze… Od dawna chciałbym leczyć ludzi i nieść im
pomoc. Dobrze wiesz, że zawsze ciekawił mnie twój zawód i nieraz asystowałem ci
przy badaniach.
- Możesz sobie chcieć, ale czy pomyślałeś jak bardzo ten
zawód jest męczący i wymaga wielu wyrzeczeń? Musisz się liczyć z tym, iż wobec
niektórych przypadków medycyna jest
bezsilna, a wtedy jak sobie poradzisz z nerwami i ciągłym pytaniem siebie: Gdzie zrobiłem
błąd? Tu trzeba być odpornym psychicznie, a ty, mój drogi, jesteś człowiekiem
słabego charakteru! – stwierdził Władimir, bacznie obserwując twarz syna.
Młodzieniec na chwilę umilknął, lecz po chwili
odpowiedział dobitnych głosem, który wyrażał jego ogromną determinację.
- Mylisz się, ojcze! Nie jestem słaby, potrafię zachować
zimną krew i z całych sił będę walczył o życie chorego. Nawet jeśli będzie za późno
i tak zawsze będę się starał pomóc. Proszę, pozwól mi spełnić marzenie o
zawodzie lekarza. Kto jak nie ty dał mi lepszy przykład, iż jest to wspaniała
praca. Ojcze, pokazałeś mi drogę, którą powinienem iść, by tak, jak ty osiągnąć
w życiu szczęście.
- Cyrilu… Tak bardzo się zmieniłeś, jeszcze niedawno
byłeś dzieckiem, a dziś widzę w tobie mężczyznę, który samodzielnie podjął
ważna decyzję i nie bał się wygłosić swoich poglądów. Synu, kocham cię całym
sercem i pragnę dla ciebie jak najlepiej. Jeśli to miałoby cię zadowolić…
- Tak, ojcze, Nawet nie wiesz, jak bardzo…
- Zatem całym sercem będę cię wspierać i życzę ci, jak
najlepiej.
- dziękuję, ojcze! – Młodzieniec uklęknął przed
rodzicielem i mocno uścisnął jego dłonie.
Władimir popatrzył łagodnym wzrokiem na syna, który
niemalże płakał z radości i swoją szorstką dłonią pogłaskał jego jedwabne włosy
o barwie pszennych łanów.
- A co na to panna Drishka? – spytał go ojciec.
- Jeszcze nie wspomniałem jej o tym… Chciałem najpierw
poznać twoje zdanie.
- Rozumiem, lecz twoja narzeczona powinna być
przygotowana na to, iż możesz opuścić w niedługim czasie Florencję. Czyż nie
będzie za tobą tęsknić? Kiedy znów ją ujrzysz? Co ze ślubem?
Cyril wstał i westchnąwszy ciężko, usiadł obok ojca na
purpurowej sofie w drobny, kwiatowy wzór. Młodzieniec oparł się wygodnie i
skrzyżowawszy ręce na piersiach, zaczął głęboko dumać nad swoją przyszłością.
- Masz rację – rzekł w pewnej chwili – to nie jest takie
proste, może jednak wstrzymam się do przyszłego roku… Alexandrine Dmitriejewna
byłaby bardzo nieszczęśliwa, a tak marzyła o pięknym ślubie w najbliższym
czasie.
- Jeśli kocha, to zrozumie, że w tej chwili najważniejsze
są dla ciebie studia medyczne i …
- A gdyby tak pojechała ze mną? – przerwał ojcu,
doznawszy olśnienia.
- Jeszcze nie wiesz gdzie!
- Ale matka z siostrą na pewno coś wymyślą…
W tym samym czasie Juliette zaczęła silniej odczuwać
wszelkie niedogodności związane z ciążą. Mimo troskliwej opieki ze strony
rodziny i służących, była zawsze bardzo zmęczona i ciągle skarżyła się na
różnego rodzaju dolegliwości. Tak zaniemogła, że nie miała sił doglądać ogrodu,
odwiedzać przyjaciół czy nawet, w chwili spokoju, grywać na ukochanych
skrzypcach. Najbardziej żałowała, iż nie może pomóc synkowi, który właśnie zaczął
naukę. Rodzice chłopca zatrudnili dla chłopca nauczyciela, lecz po pewnym czasie
uznali, iż Mathieu nie przejawia żadnego zainteresowania nauką czytania,
pisania czy arytmetyki. Podczas lekcji malec był zawsze rozkojarzony i niewiele
zapamiętywał, a raz nawet oświadczył ojcu, iż nie zamierza się dalej uczyć
czegoś tak nudnego.
W tej sytuacji państwo Ellard stwierdzili, iż muszą w
inny sposób zachęcić malca do poznawania wiedzy, a dopiero później, gdy
zrozumie istotę rozwijania intelektualnego, znów zatrudnią nauczyciela.
- Juliette, może powinnaś poprosić o pomoc naszych
młodych studentów? – podsunął Eduard, podczas rozmowy z żoną.
- Kogo masz konkretnie na myśli? – spytała cicho
Juliette. Była osłabiona i nie chciała w tej chwili podejmować decyzji o edukacji
Mathieu.
- Może któryś z książąt Jabłonowskich albo Louis czy
Cyril? To bardzo rozsądni chłopcy. Zgodziliby się udzielać lekcji małemu, jako
starsi koledzy. Mathieu bardziej polubiłby naukę.
- Racja, on tak ich lubi… Gdyby tylko mieli czas i
zgodzili się nam pomóc – przyznała Juliette, po czym zwróciła się do Drishki z
prośbą o zapytanie przyjaciół.
Młodzieńcy przystali na tę propozycję bez żadnych
problemów. Uznali, iż dzięki temu nabiorą doświadczenia, a w przyszłości może
nawet któremuś z nich zdarzy się dorabiać w roli korepetytora. Tak więc
postanowiono, iż każdy z nich będzie przychodzić do Mathieu po zajęciach w
szkole o takiej godzinie, którą uzna za najodpowiedniejszą, by nie zaburzyć
swoich codziennych planów.
Estelle bardzo lubiła, gdy przychodzili jej przyjaciele.
Mogła wtedy wdawać się z nimi w pogawędkę po zajęciach lub w ich trakcie.
Siedziała wówczas wygodnie w pokoiku Mathieu i ukradkiem przysłuchiwała się
lekcjom, które udzielali jej przyjaciele. Najbardziej rozmowni byli Louis i
Alessio, z którymi przy czekoladowych ciasteczkach prowadziła żywą konwersację;
o ich dalszych planach na przyszłość, o Szkole Wojskowej, a nawet o postępach w
nauce małego Mathieu. Z Cyrilem młoda
hrabianka także znajdywała czas na pogawędkę, jednak wtedy brała w niej udział
także Drishka. To właśnie dla niej Cyril z przyjemnością zgodził się na
korepetycje kuzyna Estelle. Dzięki temu narzeczeni mogli częściej się spotykać,
a także ustalać istotne dla nich rzeczy. Chevalier Popolovynski powiedział
Drishce o swoich planach związanych ze studiowaniem medycyny oraz zaproponował
ukochanej wspólny wyjazd. Rosjanka z całego serca popierała jego plany, ale nie
wiedziała, co na to powie jej opiekunka, madame Villeau. Dziewczyna bała się,
że lada dzień może przyjść wiadomość od matki Maxime’a lub cioci Estelle –
Mathilde. Dziewczyny miały być bowiem we Florencji tylko do końca wakacji, a
tymczasem była już połowa września.
Młoda hrabianka również była tego świadoma, zwłaszcza iż
niejednokrotnie otrzymywała listy lub telegramy od cioci z Paryża. Mathilde
najczęściej opisywała w nich; co dzieje się w dom, u ich sąsiadów, lecz
ostatnio zaczęła wypytywać bratanicę o termin jej powrotu do Francji.
Estelle nie miała ochoty wracać do Paryża. Śródziemnomorski
klimat dobrze jej służył, a na samą myśl, że po powrocie czekają ją pochmurne i
deszczowe dni dostawała gęsiej skórki i z obrzydzeniem patrzyła na list.
Jednakże musiała kiedyś odpisać…
Pewnego dnia, gdy mały Mathieu pobierał korepetycje od Maxime’a, Estelle usiadła w pokoiku lekcyjnym kuzyna i zabrała się za odpisywanie na jeden z listów od cioci Mathilde. Młoda hrabianka nie była zadowolona z faktu, iż musiała to robić w obecności młodszego z braci Jabłonowskich. Maxime nie odzywał się do niej od czasu, gdy zakochał się w mademoiselle de Saint-Blaune. Nienawidził ją, jak wynikało z opowiadań Louisa, lecz Estelle nie wiedziała do końca, czym się mu naraziła. Cały czas w ciszy, jednym uchem wychwytując urywków lekcji, myślała nad tym, co wypadało by napisać cioci.
Pewnego dnia, gdy mały Mathieu pobierał korepetycje od Maxime’a, Estelle usiadła w pokoiku lekcyjnym kuzyna i zabrała się za odpisywanie na jeden z listów od cioci Mathilde. Młoda hrabianka nie była zadowolona z faktu, iż musiała to robić w obecności młodszego z braci Jabłonowskich. Maxime nie odzywał się do niej od czasu, gdy zakochał się w mademoiselle de Saint-Blaune. Nienawidził ją, jak wynikało z opowiadań Louisa, lecz Estelle nie wiedziała do końca, czym się mu naraziła. Cały czas w ciszy, jednym uchem wychwytując urywków lekcji, myślała nad tym, co wypadało by napisać cioci.
Niestety, mimo, iż usilnie próbowała się skoncentrować,
postać Maxime’a nie dawała jej spokoju. Cały czas zadawała sobie pytanie, co
się tak naprawdę stało. Jeszcze po przyjeździe do Florencji, książę Jabłonowski był tak uradowany jej
widokiem i rozmawiali ze sobą, jak za dobrych czasów dzieciństwa. Gdy mieli po
dwanaście lat mogli cały dzień bawić się w ogrodzie koło domu; a to Estelle u
państwa Villeau i na zmianę Maxime w domu wujostwa dziewczyny. Razem przeżyli
tyle ciekawych przygód, oczywiście także w towarzystwie Louisa, razem spędzali
całe dnie na wymyślaniu nowych zabaw.
Kto by pomyślał!? A to była taka piękna przyjaźń… Nawet, gdy Maxime
wyjechał na całe dwa lata do ojca, do Warszawy to pisał listy, telegramy. A
teraz nic, ani słowa nie powie, nawet nie przywita się, nie uśmiechnie na jej
widok…
„Co za irytujący człowiek!” – pomyślała Estelle, będąc
przekonana, iż Maxime w tej samej chwili myśli podobnie o niej.
Dziewczyna zerkała na niego co jakiś czas; gdy tłumaczył
Mathieu jakieś zadanie, gdy pytał malca z tabliczki mnożenia. Nic… nawet na nią
nie spojrzał.
W pewnej chwili, Maxime postanowił przepytać kuzyna
Estelle z wiersza Mickiewicza. Juliette uwielbiała twórczość polskiego poety i bardzo
chciała, aby jej syn nauczył się paru jego wierszy. A Maxime, jako Polak, mógł dokładnie przepytać
Mathieu i poprawić jego wymowę.
- Precz z moich oczu!... posłucham od razu… - zaczął malec
dobitnym głosem.
„Brawo, Mathieu.” – Przeszło przez myśl pannie Estelle, która dzieciństwo spędziła w Polsce. Dziewczyna pomyślała, iż wiersz recytowany przez jej kuzyna
idealnie opisuje apatię Maxime’a względem niej.
- Precz z mego serca!... i serce posłucha…
„Wszystko się zgadza!
Widzę jego wzburzenie… On na pewno tak o mnie myśli… Czy do tego
człowieka mogłam w ogóle żywić jakąś przyjaźń?! ” – rozważała młoda hrabianka.
- Precz z mej pamięci!... nie tego rozkazu… – wypowiadał dobitnie. -Moja i twoja pamięć
nie posłucha.
Mademoiselle de Lilas Chavriere wbiła wzrok w książkę, a
Maxime nerwowo zerknął na zegar z kukułką. Właśnie wybiła trzecia po południu.
- Mów dalej… - powiedział młodszy książę Jabłonowski,
podchodząc bliżej Estelle. Dziewczyna siedziała obok biblioteczki z książkami,
gdzie, w równych rzędach wabiły świeżymi okładkami z miękkiej skóry, wszelkiego
rodzaje encyklopedie i słowniki, a także kolorowe tomiki poezji.
- Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka, Tym szerzej
koło żałobne roztoczy. – Mathieu recytował te słowa, gdy Maxime nachylił się
nad Estelle, aby sięgnąć po jeden z tomów poezji.
„Po co tak się gimnastykuje?! Nawet nie poprosi, czy bym nie
mogła mu podać książki!” – Zirytowanie młodej hrabianki rosło z każdą chwilą.
-Tak moja postać, im dalej ucieka. Tym grubszym kirem twą
pamięć pomroczy… – mówił dalej, stojąc niepewnie na środku pokoju. Mthieu
zastanawiał się, kiedy będzie mógł znów wyjść do ogrodu, aby pobawić się swoim
nowym samolotem. Pogoda na zewnątrz była taka piękna, a on musiał męczyć się
nad polskim wierszem.
- Na każdym miejscu i o każdej dobie, gdziem z tobą
płakał, gdziem się z tobą bawił.
W tej chwili Estelle poczuła na swoim ramieniu oddech
Maxime’a. Przyjemny chłód delikatnie przenikał przez jej skórę, sprawiając, że
do organizmu dziewczyny zaczęły napływać fale gorąca. Zaczęła lekko drżeć, a w
jej oczach pojawił się tajemniczy błysk.
„Bal… Bal w Operze Wiedeńskiej! Jego oddech, czułam go
podczas tych dwóch tańców… ” – pomyślała w duchu, czując, iż jej policzki
zaczynają nabierać rumieńców.
- Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie…
Maxime dosięgnął książkę, lecz oto tomik poezji
wyślizgnął mu się z rąk. Książka ze świstem upadła na podłogę u nóg młodej
hrabianki. Estelle natychmiast zerwała się by ją podnieść, ale młodzieniec o
blado-błękitnym spojrzeniu był szybszy, więc dziewczyna zdążyła tylko musnąć
jego dłoń.
„I dotyk… Pamiętam, wciąż wracam do tego dnia. Jak to się
wtedy stało? Skąd on wiedział?! A może.. Nie, to nie może być prawda, ale to
jedyne wytłumaczenie… On wciąż pamięta mój uścisk dłoni z dnia, w którym razem
tańczyliśmy! Mon Dieu…”
-Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił…
- Dosyć! Już wystarczy! – krzyknął Maxime w stronę
chłopca, a jego twarz przybrała nieco rozdrażniony wyraz.
„Czy on też poczuł
to samo, co ja? Co ja właściwie czuję?! Ze mną się dzieje coś niedobrego. Panie
Maxime, miałam napisać list do cioci, a pan mi tu… Tak nagle wszystko zepsuł! ”
Nieco nadąsana
Estelle wybiegła z pokoju i zatrzasnąwszy za sobą drzwi, po czym natychmiast
udała się do swojego pokoju.
- Czemu serce mi tak wali! To tylko najbardziej irytujący
człowiek na świecie! On przecież już nie zna żadnych uczyć! Wszystkie jednej
oddał…
~*~
Estelle przez jakiś czas leżała na łóżku i bezmyślnie
wpatrywała się w lawendowy sufit. Patrzyła gdzieś w górę błędnym spojrzeniem,
ale nie wiedziała, co tak naprawdę chciała tam zobaczyć. Czy tam miałoby ukazać
się jej jakieś wydarzenie z przyszłości? Czego miałoby ono dotyczyć?
- Co ja właściwie tu robię… zdaje się, iż… tak, miałam
napisać do cioci… - szepnęła sama do siebie i zaczęła rozglądać się za czymś do
pisania.
Wtem jej oczom
ukazała się śnieżnobiała koperta, jeszcze nie otwarta, która musiała
najwyraźniej przyjść z dzisiejszą pocztą.
- Czyżby kolejny list od cioci Mathilde? – westchnęła
młoda hrabianka.
Gdy tylko wyciągnęła list z koperty, natychmiast zabrała
się do lektury. To nie był zwyczajny raport z codziennego życia w domu państwa
D’Ardeagne. Ciotka nie rozpisywała się o swoich perypetiach, ale przekazała jej
wiadomość, która kompletnie zaskoczyła dziewczynę i sprawiła, że Estelle długo nie mogła dojść do
siebie po przeczytaniu listu.
18
wrzesień 1910, Paryż
Droga Estelle!
Jak długo mam jeszcze czekać na Twoje odpowiedzi do
moich poprzednich listów? Czy zastanawiałaś się, co ja przeżywam w Paryżu,
zamartwiając się o Ciebie? Mam nadzieję, że nie sprawiasz Juliette kłopotów.
Zwłaszcza teraz, gdy moja siostra jest w ciąży powinnaś okazywać jej należyty
szacunek i nie zadręczać ją błahymi problemami. Jednakże nie to jest głównym
tematem mojego listu.
Kochana Estelle, wydarzyło się
coś, czego tak bardzo pragnęliśmy uniknąć. Umarł nasz drogi przyjaciel , a
zarazem najmilszy sąsiad, monsieur Marc Juste Villeau. Theodore powiedział, że zgon nastąpił po wylewie. Oczywiście Twój wujek czuwał cały
czas przy chorym i zapewniał mu opiekę medyczną, lecz w tym przypadku wszelkie
jego starania, by uratować sąsiada, okazały się bezskuteczne. Biedna Giselle…
Cóż ona teraz pocznie? Została bez żadnych środków na utrzymanie dwóch córek.
Co prawda bank wypłaci jej odszkodowanie, ale Marc był tylko sierżantem
wojskowym, którego zarobki ledwie starczyły na utrzymanie domu. Najbardziej żal
mi córeczek naszej sąsiadki. Jacqueline i Charlotte ciągle płaczą i nie mogą
spać po nocach. Tak bardzo przeżywają śmierć ukochanego ojca. Giselle wysłała
już list do Maxime’a . Pogrzeb odbędzie się dwudziestego piątego września. Jest jednak jeszcze coś ważnego. Madame
Villeau prosiła mnie, abyś to Ty przekazała tę informację Drishce. Sama nie
jest już w stanie tego zrobić, zwłaszcza, że Drishka przed wyjazdem do Włoch
bardzo pomagała jej w trudnych chwilach oraz zajmowała się domem i
dziewczynkami, a teraz mogłaby obwiniać się o śmierć opiekuna. Ona tak bardzo
chciała zostać w Paryżu, by ulżyć w cierpieniu rodzinie Villeau…
Kończę mój list żywiąc nadzieję,
iż niedługo zjawisz się w Paryżu z Drishką. Uważajcie na siebie podczas
podróży pociągiem i dobrze pilnujcie swoich walizek.
Pozdrawiam
i życzę bezpiecznej drogi.
Mathilde
D’Ardeagne
Świetny rozdział. Dobrze napisany, długi tak jak lubię. Najbardziej podobało mi się wykorzystanie wiersza Mickiewicza, ładnie sobie poradziłaś. Jestem pod wrażeniem. :)Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam DO M *** Mickiewicza :) Coś mi się widzi, że tu miłość kwitnie jak bum, cyk, cyk xD
OdpowiedzUsuńW ostatnim okresie stale jestem w rozjazdach, dlatego dopiero teraz komętuję. Czekam na XX!
Jak ty umiesz prowadzić uczucia czytelnika:))
OdpowiedzUsuńUwielbiam opowiadania historyczne, a to jest boskie;)
Pozdrawiam
Agata:)
O Rany! Świetnie! Widzę, słyszę i czuje, że miłość kwitnie, oj kwitnie! A mnie to oczywiście cieszy. Zastanawiam się, czy Maxim już przejrzał na oczy i zostało mu się tylko uporać z męską dumą, czy podobnie jak Estelle, nie wie, co się z nim dzieje... Ah, ta nie wiedza bohaterów.
OdpowiedzUsuńA tak ogólnie, to ciekawa jestem co się wydarzy na tym pogrzebie ;>