Próba

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział XIX


Rozdział XIX

Dzień, który zmienił wszystko



Na początku września Maxime, Louis i Alessio rozpoczęli naukę w Szkole Wojskowej we Florencji. Codziennie uczęszczali na zajęcia i przygotowywali się do roli obrońców ojczyzny. Młodzieńcom często pomagał Cyril, który, jako ich starszy przyjaciel, udzielał rad i przyzwyczajał ich do nowych, szkolnych obowiązków. Cyril zamierzał zostać w przyszłości dobrym żołnierzem, a może nawet generałem , jednak w głębi serca czuł, iż nie jest to całkowite spełnienie jego ambicji.
Od jakiegoś czasu dwudziesto-dwu letni Rosjanin zaczął żywiej interesować się zawodem swojego ojca. Lubił uczestniczyć w badaniach lekarskich i nieraz asystował ojcu podczas pracy. Młodzieniec zaczął nawet potajemnie czytać książki ojca i wypożyczać w bibliotekach wszelkiego rodzaju podręczniki medyczne. Co mu da żołnierstwo? Gdy przyjdzie wojna stanie w froncie i niechybnie po jakimś czasie zginie lub zostanie ciężko ranny. Zaś po medycynie będzie mógł leczyć ludzi, pomagać im. A może by tak rzucić szkołę i wyjechać za granicę do jakiejś akademii medycznej? Cyril z czasem coraz częściej zaczął rozważać tą możliwość, jednak bał się powiedzieć o tym ojcu. Dla niego było ważne to, co wymaga od niego rodziciel. Matka zgodziłaby się, a nawet podsunęła adres jakiejś dalekiej rodziny, u której mógłby zamieszkać, ale ojciec… Jako arystokrata, który porzucił wystawne życie dla medycyny, byłby raczej za tym, aby jego syn został żołnierzem. Cyril mógłby zostać marynarzem i pływać po morzach lub zgłębiać tajniki sił powietrznych. Zostałby wysłany do jakiegoś odległego kraju, nauczył dyscypliny i zahartował się. A tak, gdyby był lekarzem nie miałby żadnych szans na rozwój, podróże. Żyłby spokojnie we Florencji lub innym mieście i jego jedynym zadaniem byłoby wysłuchiwanie chorych i obolałych ludzi.
- Cyrilu Władimirowiczu, czy jesteś pewien, iż właśnie taka praca cię uszczęśliwi? – zapytał go ojciec, gdy młodzieniec postanowił w pierwszym tygodniu września zająć się medycyną.
- Ojcze… Od dawna chciałbym leczyć ludzi i nieść im pomoc. Dobrze wiesz, że zawsze ciekawił mnie twój zawód i nieraz asystowałem ci przy badaniach.
- Możesz sobie chcieć, ale czy pomyślałeś jak bardzo ten zawód jest męczący i wymaga wielu wyrzeczeń? Musisz się liczyć z tym, iż wobec niektórych przypadków medycyna jest  bezsilna, a wtedy jak sobie poradzisz z nerwami  i ciągłym pytaniem siebie: Gdzie zrobiłem błąd? Tu trzeba być odpornym psychicznie, a ty, mój drogi, jesteś człowiekiem słabego charakteru! – stwierdził Władimir, bacznie obserwując twarz syna.
Młodzieniec na chwilę umilknął, lecz po chwili odpowiedział dobitnych głosem, który wyrażał jego ogromną determinację.
- Mylisz się, ojcze! Nie jestem słaby, potrafię zachować zimną krew i z całych sił będę walczył o życie chorego. Nawet jeśli będzie za późno i tak zawsze będę się starał pomóc. Proszę, pozwól mi spełnić marzenie o zawodzie lekarza. Kto jak nie ty dał mi lepszy przykład, iż jest to wspaniała praca. Ojcze, pokazałeś mi drogę, którą powinienem iść, by tak, jak ty osiągnąć w życiu szczęście.
- Cyrilu… Tak bardzo się zmieniłeś, jeszcze niedawno byłeś dzieckiem, a dziś widzę w tobie mężczyznę, który samodzielnie podjął ważna decyzję i nie bał się wygłosić swoich poglądów. Synu, kocham cię całym sercem i pragnę dla ciebie jak najlepiej. Jeśli to miałoby cię zadowolić…
- Tak, ojcze, Nawet nie wiesz, jak bardzo…
- Zatem całym sercem będę cię wspierać i życzę ci, jak najlepiej.
- dziękuję, ojcze! – Młodzieniec uklęknął przed rodzicielem i mocno uścisnął jego dłonie.
Władimir popatrzył łagodnym wzrokiem na syna, który niemalże płakał z radości i swoją szorstką dłonią pogłaskał jego jedwabne włosy o barwie pszennych łanów.
- A co na to panna Drishka? – spytał go ojciec.
- Jeszcze nie wspomniałem jej o tym… Chciałem najpierw poznać twoje zdanie.
- Rozumiem, lecz twoja narzeczona powinna być przygotowana na to, iż możesz opuścić w niedługim czasie Florencję. Czyż nie będzie za tobą tęsknić? Kiedy znów ją ujrzysz? Co ze ślubem?
Cyril wstał i westchnąwszy ciężko, usiadł obok ojca na purpurowej sofie w drobny, kwiatowy wzór. Młodzieniec oparł się wygodnie i skrzyżowawszy ręce na piersiach, zaczął głęboko dumać nad swoją przyszłością.
- Masz rację – rzekł w pewnej chwili – to nie jest takie proste, może jednak wstrzymam się do przyszłego roku… Alexandrine Dmitriejewna byłaby bardzo nieszczęśliwa, a tak marzyła o pięknym ślubie w najbliższym czasie.
- Jeśli kocha, to zrozumie, że w tej chwili najważniejsze są dla ciebie studia medyczne i …
- A gdyby tak pojechała ze mną? – przerwał ojcu, doznawszy olśnienia.
- Jeszcze nie wiesz gdzie!
- Ale matka z siostrą na pewno coś wymyślą…

~*~


W tym samym czasie Juliette zaczęła silniej odczuwać wszelkie niedogodności związane z ciążą. Mimo troskliwej opieki ze strony rodziny i służących, była zawsze bardzo zmęczona i ciągle skarżyła się na różnego rodzaju dolegliwości. Tak zaniemogła, że nie miała sił doglądać ogrodu, odwiedzać przyjaciół czy nawet, w chwili spokoju, grywać na ukochanych skrzypcach. Najbardziej żałowała, iż nie może pomóc synkowi, który właśnie zaczął naukę. Rodzice chłopca zatrudnili dla chłopca nauczyciela, lecz po pewnym czasie uznali, iż Mathieu nie przejawia żadnego zainteresowania nauką czytania, pisania czy arytmetyki. Podczas lekcji malec był zawsze rozkojarzony i niewiele zapamiętywał, a raz nawet oświadczył ojcu, iż nie zamierza się dalej uczyć czegoś tak nudnego.
W tej sytuacji państwo Ellard stwierdzili, iż muszą w inny sposób zachęcić malca do poznawania wiedzy, a dopiero później, gdy zrozumie istotę rozwijania intelektualnego, znów zatrudnią nauczyciela.
- Juliette, może powinnaś poprosić o pomoc naszych młodych studentów? – podsunął Eduard, podczas rozmowy z żoną.
- Kogo masz konkretnie na myśli? – spytała cicho Juliette. Była osłabiona i nie chciała w tej chwili podejmować decyzji o edukacji Mathieu.
- Może któryś z książąt Jabłonowskich albo Louis czy Cyril? To bardzo rozsądni chłopcy. Zgodziliby się udzielać lekcji małemu, jako starsi koledzy. Mathieu bardziej polubiłby naukę.
- Racja, on tak ich lubi… Gdyby tylko mieli czas i zgodzili się nam pomóc – przyznała Juliette, po czym zwróciła się do Drishki z prośbą o zapytanie przyjaciół.
Młodzieńcy przystali na tę propozycję bez żadnych problemów. Uznali, iż dzięki temu nabiorą doświadczenia, a w przyszłości może nawet któremuś z nich zdarzy się dorabiać w roli korepetytora. Tak więc postanowiono, iż każdy z nich będzie przychodzić do Mathieu po zajęciach w szkole o takiej godzinie, którą uzna za najodpowiedniejszą, by nie zaburzyć swoich codziennych planów.
Estelle bardzo lubiła, gdy przychodzili jej przyjaciele. Mogła wtedy wdawać się z nimi w pogawędkę po zajęciach lub w ich trakcie. Siedziała wówczas wygodnie w pokoiku Mathieu i ukradkiem przysłuchiwała się lekcjom, które udzielali jej przyjaciele. Najbardziej rozmowni byli Louis i Alessio, z którymi przy czekoladowych ciasteczkach prowadziła żywą konwersację; o ich dalszych planach na przyszłość, o Szkole Wojskowej, a nawet o postępach w nauce małego Mathieu.  Z Cyrilem młoda hrabianka także znajdywała czas na pogawędkę, jednak wtedy brała w niej udział także Drishka. To właśnie dla niej Cyril z przyjemnością zgodził się na korepetycje kuzyna Estelle. Dzięki temu narzeczeni mogli częściej się spotykać, a także ustalać istotne dla nich rzeczy. Chevalier Popolovynski powiedział Drishce o swoich planach związanych ze studiowaniem medycyny oraz zaproponował ukochanej wspólny wyjazd. Rosjanka z całego serca popierała jego plany, ale nie wiedziała, co na to powie jej opiekunka, madame Villeau. Dziewczyna bała się, że lada dzień może przyjść wiadomość od matki Maxime’a lub cioci Estelle – Mathilde. Dziewczyny miały być bowiem we Florencji tylko do końca wakacji, a tymczasem była już połowa września.
Młoda hrabianka również była tego świadoma, zwłaszcza iż niejednokrotnie otrzymywała listy lub telegramy od cioci z Paryża. Mathilde najczęściej opisywała w nich; co dzieje się w dom, u ich sąsiadów, lecz ostatnio zaczęła wypytywać bratanicę o termin jej powrotu do Francji.
Estelle nie miała ochoty wracać do Paryża. Śródziemnomorski klimat dobrze jej służył, a na samą myśl, że po powrocie czekają ją pochmurne i deszczowe dni dostawała gęsiej skórki i z obrzydzeniem patrzyła na list. Jednakże musiała kiedyś odpisać…
Pewnego dnia, gdy mały Mathieu pobierał korepetycje od Maxime’a, Estelle usiadła w pokoiku lekcyjnym kuzyna i zabrała się za odpisywanie na jeden z listów od cioci Mathilde. Młoda hrabianka nie była zadowolona z faktu, iż musiała to robić w obecności młodszego z braci Jabłonowskich. Maxime nie odzywał się do niej od czasu, gdy zakochał się w mademoiselle de Saint-Blaune. Nienawidził ją, jak wynikało z opowiadań Louisa, lecz Estelle nie wiedziała do końca, czym się mu naraziła. Cały czas w ciszy, jednym uchem wychwytując urywków lekcji, myślała nad tym, co wypadało by napisać cioci.
Niestety, mimo, iż usilnie próbowała się skoncentrować, postać Maxime’a nie dawała jej spokoju. Cały czas zadawała sobie pytanie, co się tak naprawdę stało. Jeszcze po przyjeździe do Florencji,  książę Jabłonowski był tak uradowany jej widokiem i rozmawiali ze sobą, jak za dobrych czasów dzieciństwa. Gdy mieli po dwanaście lat mogli cały dzień bawić się w ogrodzie koło domu; a to Estelle u państwa Villeau i na zmianę Maxime w domu wujostwa dziewczyny. Razem przeżyli tyle ciekawych przygód, oczywiście także w towarzystwie Louisa, razem spędzali całe dnie na wymyślaniu nowych zabaw.  Kto by pomyślał!? A to była taka piękna przyjaźń… Nawet, gdy Maxime wyjechał na całe dwa lata do ojca, do Warszawy to pisał listy, telegramy. A teraz nic, ani słowa nie powie, nawet nie przywita się, nie uśmiechnie na jej widok…
„Co za irytujący człowiek!” – pomyślała Estelle, będąc przekonana, iż Maxime w tej samej chwili myśli podobnie o niej.
Dziewczyna zerkała na niego co jakiś czas; gdy tłumaczył Mathieu jakieś zadanie, gdy pytał malca z tabliczki mnożenia. Nic… nawet na nią nie spojrzał.



W pewnej chwili, Maxime postanowił przepytać kuzyna Estelle z wiersza Mickiewicza. Juliette uwielbiała twórczość polskiego poety i bardzo chciała, aby jej syn nauczył się paru jego wierszy.  A Maxime, jako Polak, mógł dokładnie przepytać Mathieu i poprawić jego wymowę.
- Precz z moich oczu!... posłucham od razu… - zaczął malec dobitnym głosem.
„Brawo, Mathieu.” – Przeszło przez myśl pannie Estelle, która dzieciństwo spędziła w Polsce. Dziewczyna pomyślała, iż wiersz recytowany przez jej kuzyna idealnie opisuje apatię Maxime’a względem niej.
- Precz z mego serca!... i serce posłucha…
„Wszystko się zgadza!  Widzę jego wzburzenie… On na pewno tak o mnie myśli… Czy do tego człowieka mogłam w ogóle żywić jakąś przyjaźń?! ” –  rozważała młoda hrabianka.
- Precz z mej pamięci!... nie tego rozkazu…  – wypowiadał dobitnie. -Moja i twoja pamięć nie posłucha.
Mademoiselle de Lilas Chavriere wbiła wzrok w książkę, a Maxime nerwowo zerknął na zegar z kukułką. Właśnie wybiła trzecia po południu.
- Mów dalej… - powiedział młodszy książę Jabłonowski, podchodząc bliżej Estelle. Dziewczyna siedziała obok biblioteczki z książkami, gdzie, w równych rzędach wabiły świeżymi okładkami z miękkiej skóry, wszelkiego rodzaje encyklopedie i słowniki, a także kolorowe tomiki poezji.
- Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka, Tym szerzej koło żałobne roztoczy. – Mathieu recytował te słowa, gdy Maxime nachylił się nad Estelle, aby sięgnąć po jeden z tomów poezji.
„Po co tak się gimnastykuje?! Nawet nie poprosi, czy bym nie mogła mu podać książki!” – Zirytowanie młodej hrabianki rosło z każdą chwilą.
-Tak moja postać, im dalej ucieka. Tym grubszym kirem twą pamięć pomroczy… – mówił dalej, stojąc niepewnie na środku pokoju. Mthieu zastanawiał się, kiedy będzie mógł znów wyjść do ogrodu, aby pobawić się swoim nowym samolotem. Pogoda na zewnątrz była taka piękna, a on musiał męczyć się nad polskim wierszem.
- Na każdym miejscu i o każdej dobie, gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił.
W tej chwili Estelle poczuła na swoim ramieniu oddech Maxime’a. Przyjemny chłód delikatnie przenikał przez jej skórę, sprawiając, że do organizmu dziewczyny zaczęły napływać fale gorąca. Zaczęła lekko drżeć, a w jej oczach pojawił się tajemniczy błysk.
„Bal… Bal w Operze Wiedeńskiej! Jego oddech, czułam go podczas tych dwóch tańców… ” – pomyślała w duchu, czując, iż jej policzki zaczynają nabierać rumieńców.
- Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie…
Maxime dosięgnął książkę, lecz oto tomik poezji wyślizgnął mu się z rąk. Książka ze świstem upadła na podłogę u nóg młodej hrabianki. Estelle natychmiast zerwała się by ją podnieść, ale młodzieniec o blado-błękitnym spojrzeniu był szybszy, więc dziewczyna zdążyła tylko musnąć jego dłoń.
„I dotyk… Pamiętam, wciąż wracam do tego dnia. Jak to się wtedy stało? Skąd on wiedział?! A może.. Nie, to nie może być prawda, ale to jedyne wytłumaczenie… On wciąż pamięta mój uścisk dłoni z dnia, w którym razem tańczyliśmy! Mon Dieu…”
-Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił…
- Dosyć! Już wystarczy! – krzyknął Maxime w stronę chłopca, a jego twarz przybrała nieco rozdrażniony wyraz.
„Czy on też  poczuł to samo, co ja? Co ja właściwie czuję?! Ze mną się dzieje coś niedobrego. Panie Maxime, miałam napisać list do cioci, a pan mi tu… Tak nagle wszystko zepsuł! ”
Nieco nadąsana Estelle wybiegła z pokoju i zatrzasnąwszy za sobą drzwi, po czym natychmiast udała się do swojego pokoju.
- Czemu serce mi tak wali! To tylko najbardziej irytujący człowiek na świecie! On przecież już nie zna żadnych uczyć! Wszystkie jednej oddał…

~*~


Estelle przez jakiś czas leżała na łóżku i bezmyślnie wpatrywała się w lawendowy sufit. Patrzyła gdzieś w górę błędnym spojrzeniem, ale nie wiedziała, co tak naprawdę chciała tam zobaczyć. Czy tam miałoby ukazać się jej jakieś wydarzenie z przyszłości? Czego miałoby ono dotyczyć?
- Co ja właściwie tu robię… zdaje się, iż… tak, miałam napisać do cioci… - szepnęła sama do siebie i zaczęła rozglądać się za czymś do pisania.
Wtem jej oczom  ukazała się śnieżnobiała koperta, jeszcze nie otwarta, która musiała najwyraźniej przyjść z dzisiejszą pocztą.
- Czyżby kolejny list od cioci Mathilde? – westchnęła młoda hrabianka.
Gdy tylko wyciągnęła list z koperty, natychmiast zabrała się do lektury. To nie był zwyczajny raport z codziennego życia w domu państwa D’Ardeagne. Ciotka nie rozpisywała się o swoich perypetiach, ale przekazała jej wiadomość, która kompletnie zaskoczyła dziewczynę i  sprawiła, że Estelle długo nie mogła dojść do siebie po przeczytaniu listu.


18 wrzesień 1910, Paryż
Droga Estelle!

                Jak długo  mam jeszcze czekać na Twoje odpowiedzi do moich poprzednich listów? Czy zastanawiałaś się, co ja przeżywam w Paryżu, zamartwiając się o Ciebie? Mam nadzieję, że nie sprawiasz Juliette kłopotów. Zwłaszcza teraz, gdy moja siostra jest w ciąży powinnaś okazywać jej należyty szacunek i nie zadręczać ją błahymi problemami. Jednakże nie to jest głównym tematem mojego listu.
                Kochana Estelle, wydarzyło się coś, czego tak bardzo pragnęliśmy uniknąć. Umarł nasz drogi przyjaciel , a zarazem najmilszy sąsiad, monsieur Marc Juste Villeau. Theodore  powiedział, że zgon nastąpił  po wylewie. Oczywiście Twój wujek czuwał cały czas przy chorym i zapewniał mu opiekę medyczną, lecz w tym przypadku wszelkie jego starania, by uratować sąsiada, okazały się bezskuteczne. Biedna Giselle… Cóż ona teraz pocznie? Została bez żadnych środków na utrzymanie dwóch córek. Co prawda bank wypłaci jej odszkodowanie, ale Marc był tylko sierżantem wojskowym, którego zarobki ledwie starczyły na utrzymanie domu. Najbardziej żal mi córeczek naszej sąsiadki. Jacqueline i Charlotte ciągle płaczą i nie mogą spać po nocach. Tak bardzo przeżywają śmierć ukochanego ojca. Giselle wysłała już list do Maxime’a . Pogrzeb odbędzie się dwudziestego piątego września.  Jest jednak jeszcze coś ważnego. Madame Villeau prosiła mnie, abyś to Ty przekazała tę informację Drishce. Sama nie jest już w stanie tego zrobić, zwłaszcza, że Drishka przed wyjazdem do Włoch bardzo pomagała jej w trudnych chwilach oraz zajmowała się domem i dziewczynkami, a teraz mogłaby obwiniać się o śmierć opiekuna. Ona tak bardzo chciała zostać w Paryżu, by ulżyć w cierpieniu rodzinie Villeau…
                Kończę mój list żywiąc nadzieję, iż niedługo zjawisz się w Paryżu z Drishką. Uważajcie na siebie podczas podróży pociągiem i dobrze pilnujcie swoich walizek.
Pozdrawiam i życzę bezpiecznej drogi.

Mathilde D’Ardeagne

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Dobrze napisany, długi tak jak lubię. Najbardziej podobało mi się wykorzystanie wiersza Mickiewicza, ładnie sobie poradziłaś. Jestem pod wrażeniem. :)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam DO M *** Mickiewicza :) Coś mi się widzi, że tu miłość kwitnie jak bum, cyk, cyk xD
    W ostatnim okresie stale jestem w rozjazdach, dlatego dopiero teraz komętuję. Czekam na XX!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ty umiesz prowadzić uczucia czytelnika:))
    Uwielbiam opowiadania historyczne, a to jest boskie;)

    Pozdrawiam
    Agata:)

    OdpowiedzUsuń
  4. O Rany! Świetnie! Widzę, słyszę i czuje, że miłość kwitnie, oj kwitnie! A mnie to oczywiście cieszy. Zastanawiam się, czy Maxim już przejrzał na oczy i zostało mu się tylko uporać z męską dumą, czy podobnie jak Estelle, nie wie, co się z nim dzieje... Ah, ta nie wiedza bohaterów.
    A tak ogólnie, to ciekawa jestem co się wydarzy na tym pogrzebie ;>

    OdpowiedzUsuń