Rozdział XX
Śmierć początkiem nowego życia
Był ponury, wrześniowy poranek, gdy młoda hrabianka de
Lilas-Chavriere po raz pierwszy ujrzała znajome, paryskie budynki. Miasto nie
wiele zmieniło się od czerwca. Jedynie piękne, letnie barwy zielonych alejek i
kolorowych bulwarów zostały zastąpione odcieniami czerwieni i brązu. Na rue de
Passy* wciąż tętniło życie; mieszkańcy szesnastej dzielnicy śpieszyli się do
pracy, wszędzie można było dostrzec mijające się nawzajem połatane surduty i
znoszone palta. Człowiek przy człowieku, ramię przy ramieniu. Tłoczno jak w
ulu, szpilki nie wetkniesz.
W tak zabieganej,
paryskiej rzeczywistości mademoiselle Estelle próbowała przejechać powozem do
domu wujostwa. Dziewczyna była bardzo zmęczona po uciążliwej podróży pociągiem.
Miała podkrążone oczy i bladą cerę. Młoda hrabianka nie marzyła o niczym
więcej, jak tylko o powrocie do swojego przytulnego pokoiku na poddaszu, gdzie
mogłaby spokojnie zmrużyć oczy. Przez całą drogę z dworca kolejowego Gare
D’Orsay* rozmyślała o minionej podróży
pociągiem, w której uczestniczyli również jej przyjaciele.
Siedziała w jednym przedziale w towarzystwie Drishki i Maxime’a. Razem z nimi był także Cyril, który postanowił wybrać się do Paryża,
aby poprosić madame Villeau o zezwolenie na jego przyszły ślub z Drishką oraz planowaną
przez nich podróż za granicę. Dzień przed wyjazdem z Włoch, chevalier Popolovynsky
otrzymał list od swojej ciotki, która postanowiła udostępnić mu mieszkanie w
rodzinnym Petersburgu na czas studiów. Nie tylko Cyril był uradowany tą
informacją, ale także Drishka. Dziewczyna miała nadzieję, iż uda jej się
odnaleźć młodszego brata i ojca. Chociaż, znając już prawdę o swoim pochodzeniu,
Drishka, powinna uważać się teraz za córkę księcia Antoniego Jabłonowskiego, to
jednak, gdyby miało dojść do jej ślubu z
Cyrilem, chciała mieć również błogosławieństwo drugiego męża swojej matki.
Rosjanka nie widziała ich od kiedy Dmitrij wysłał ją w wieku siedmiu lat do
madame Villeau. Mimo to, dziewczyna, nie miała wątpliwości, iż jej rodzina
ciągle mieszka w starej kamienicy przy Towarowej.
Osiemnastoletnia Rosjanka rozważała także podjęcie nauki
na jednej z wyższych szkół muzycznych. Było to możliwe, ponieważ Antoine postanowił zapisać jedynemu dziecku
cały swój majątek i zapewnić odpowiednią edukację. W tym celu opłacił studia
Drishki na Akademii Muzycznej w Petersburgu.
- Jak to miło, gdy wszystko dobrze się układa… -
pomyślała Estelle owego dnia, gdy z przyjaciółmi wracała pociągiem do Paryża.
Dziewczyna spoglądała ukradkiem na Drishkę i Cyrila,
którzy dyskutowali o planach podróży do Rosji. Młoda hrabianka chciała także
włączyć się do ich rozmowy, ale nie znając za dobrze miejsc w Petersburgu, na
których to temat toczyła się wymiana zdań, postanowiła jedynie przysłuchiwać
się urywkom ich dialogów.
Jaka szkoda, że nie mógł z nimi jechać Louis. Młodzieniec
również otrzymał list od matki, z którego dowiedział się o śmierci monsieur
Villeau i miał pojawić się na pogrzebie w Paryżu, ale zdążył już wykupić bilet
na inny pociąg do Francji i wyruszył w podróż przed ich wyjazdem. Estelle nie
spodziewała się takiego obrotu spraw. Wcześniejszy wyjazd Louisa oznaczał, iż
została skazana na towarzystwo Maxime’a podczas drogi powrotnej do Paryża.
Młodszy z książąt Jabłonowskich, pasierb zmarłego monsieur Villeau, wykupił
bilet na pociąg, którym wracała Estelle z Drishką i Cyrilem, dlatego postanowił
im towarzyszyć podczas podróży.
Młodzieniec nie
odzywał się za wiele. Początkowo Estelle myślała, iż jest to spowodowane
przygnębieniem z powodu śmierci jego ojczyma. Jednakże, gdy zauważyła, że
Maxime śmiało włącza się do rozmowy z Drishką i Cyrilem, szybko przekonała się
o jego ignorującym stosunku dla jej osoby. Młody książę w konwersacjach z
przyjaciółmi bywał nadzwyczaj elokwentny. Z takim zapałem opowiadał o wycieczce
z ojcem do Rosji i miejscach, które szczególnie spodobały mu się w Petersburgu,
że Drishka z Cyrilem zaczęli być nieco zirytowani jego nachalnością, a po
pewnym czasie postanowili spokojnie porozmawiać sami w wagonie restauracyjnym.
Maxime już miał udać się za nimi, lecz Estelle nie pozwoliła mu na to.
- Maxime! – krzyknęła, rzucając w jego stronę
ostrzegawcze spojrzenie.
- Przepraszam, Estelle, ale chciałbym teraz zamówić kilka
słów z naszymi przyjaciółmi…
- A nie pomyślałeś, że może nie mają ochoty na twoje
towarzystwo?
- Niby dlaczego? Uraziłem ich?
- Rozmawiałeś z nimi przez dwie godziny, a właściwie to
wygłaszałeś swój monolog! Nie dałeś im nawet dojść do słowa, myślę, że mogło to
ich urazić – wytłumaczyła młoda hrabianka.
Maxime nic nie odpowiedział pannie de Lilas-Chavriere,
tylko zabrał się za lekturę jakiejś gazety. Estelle nie miała pojęcia, co ją
skłoniło, aby tak zareagować, ale czuła, iż Maxime jeszcze długo się do niej
nie odezwie. Co więcej książę Jabłonowski usiadł obok niej i rzecz ciekawa, gdy
skończył czytać artykuł w gazecie, wziął bez pytania z niewielkiego stoliczka
tom „Wojny i pokoju”, który należał do hrabianki.
Dziewczyna siedziała cicho w zadumie, próbując nie dać po
sobie poznać, iż cokolwiek przejęła się tym i nawet nie zaprotestowała, gdy
Maxime sięgnął po jej książkę, a nawet osobiście podała mu dzieło Tołstoja. Usłyszała w zamian niewyraźne
: „Dziękuję” i poczuła na swoim ramieniu jego oddech… Oddech, który sprawił, że
poczuła dreszcz. Znów napełniło ją to
dziwne uczucie, którego nie potrafiła zakwalifikować do znanych jej
emocji. Serce mocniej zabiło, do uszu
napływały fale gorąca…
„ Boże, co się ze mną dzieje!” – pomyślała Estelle,
nerwowo spoglądając na Maxime’a, który w wielkim skupieniu czytał książkę.
Cisza, która ich dzieliła jeszcze nigdy nie była dla niej
tak głośna, jak w tej chwili. Tak niezręczna i ciągnąca się w nieskończoność…
Ile jeszcze będzie trwać ta podróż? Czyż nie powinni być już przy granicy
francuskiej?
Teraz, znów wspominając ową scenę, ciągle czuła
przeszywające jej ciało dreszcze. Przez chwilę zdawało jej się, że policzki są
muskane przez niespokojny oddech Maxime’a. Jednak był to tylko powiew
wrześniowego wiatru; chłodne powietrze, które wdzierało się do środka powozu
przez nieduże okienko, delikatnie szczypało twarz młodej hrabianki,
pozostawiając uczucie zimna.
Chwilę później Estelle ujrzała wyłaniający się zza rogu
dom z niewielkim ogrodem. Elegancka rezydencja państwa d’Ardeagne przyciągała
swoją uwagę kamiennymi gzymsami w stylu klasycystycznym i marmurowymi rzeźbami
lwów, które tworzyły łuk nad drzwiami wejściowymi.
- Nareszcie! – pisnęła dziewczyna, gdy powóz zatrzymał
się przy posesji jej wujostwa.
Podziękowawszy stangretowi za pomoc przy bagażach, Estelle
natychmiast zakołatała do drzwi. Zaraz potem dały się słyszeć kroki i przytłumiony głos
służącej - Monique.
Drishka Dmtiejewna próbowała powstrzymać napływające do
jej oczu łzy. Jak mogła opuścić swoich opiekunów. Czy, gdyby nie ten wyjazd do
Florencji monsieur Villeau pozostałby przy życiu? Może za mało poświęcono mu
opieki. Kto podawał mu leki i zmieniał opatrunki? A dieta nakazana przez
doktora D’Adreagne? Madame Giselle mogła coś ominąć, nie dopatrzyć, po prostu
zapomnieć. Gdyby tak wrócić do dnia, gdy Drishka po raz ostatni widziała
swojego opiekuna. Marc Juste był pogodny i pełen opanowania. Jego rysy
złagodniały podczas choroby i stały się tak wrażliwe… Jego twarz wyginała się z
bólu przy każdym dotyku. Obraz cierpiącego człowieka. Przekrwione oczy o barwie
orzechów laskowych, kępka jasnych włosów i blada skóra, która każdego dnia
stawała się bardziej przeźroczysta. Tak go zapamiętała Drishka, gdy przyszła
pożegnać się z nim… po raz ostatni.
„ Żegnaj, moja mała różyczko. Niech moja kochana dziewuszka
bezpiecznie dojedzie do tej Florencji. Tylko proszę, nie płacz. Jestem pod
opieką Giselle, dziewczynek i Theodore’a. Zobaczysz, jak wrócisz jeszcze
rozegramy partię brydża. Czuję się dużo lepiej, Drishko. A teraz już jedź…
Wierzę, że nie pożałujesz tej decyzji. Czeka tam na ciebie coś, czego się nawet
nie spodziewasz. Opiekuj się naszą kochaną panną Estelle i… Maxime’em.” – W
uszach Rosjanki wciąż brzmiały ostanie słowa, jakie usłyszała od monsieur
Villeau.
Łzy spływały srebrzystym strumieniem po jej rumianych
policzkach. Coraz większe i coraz bardziej gorzkie. W pewnej chwili myślała, że
się w nich utopi. Nie pomogły chusteczki, ani gorąca, miętowa herbata. Tylko
ciepły uścisk Cyrila dawał poczucie bezpieczeństwa, trochę nadziei, że koniec
czyjegoś życia może być nowym rozdziałem dla innej duszy.
Chevalier Popolovynsky spotkał się z madame Villeau, która
z serdecznością go powitała . Wiadomość o zaręczynach swojej wychowanki była dla niej małą osłodą w czasie żałoby po
ukochanym mężu. Wyraziła zgodę na ich ślub, choć pewnie, gdzieś w
podświadomości, miała cichą nadzieję na związek panny Drishki ze swoim synem.
Również nie była przeciwna ich przyszłej podróży do Rosji. Giselle musiała pogodzić
się z faktem, iż jej mała Rosjanka stała się młodą damą, która ma prawo
decydować o swoim losie. Choć gdzieś w sercu był żal, że przyszła pora, aby się
rozstać, próbowała ułożyć sobie w głowie wizję dalszego życia bez Marc’a, teraz
bez Drishki, a potem pewnie i bez Maxime’a. Kobieta była bowiem świadoma, iż
jej syn także niedługo będzie chciał się usamodzielnić. Przez ostatnie trzy
lata mieszkał w Warszawie u ojca, do Paryża przyjeżdżał tylko na wakacje lub
święta. Co dalej? Czy i on gdzieś wyjedzie w ten świat i całkowicie ją opuści?
Zostały jeszcze córki; trzynastoletnia Jacqueline i
dziewięcioletnia Charlotte. One są jeszcze za małe, nie zostawią tak szybko
matki, ale trzeba zapewnić im opiekę i dobre warunki. Oto nowe zmartwienie
pojawiło się na jej drodze.
- Drisho… - szepnęła cicho madame Villeau, gdy ujrzała
swoją wychowankę z Cyrilem. Kobieta właśnie ułożyła do snu córki, a teraz
późnym wieczorem mogła spokojnie porozmawiać z dziewczyną i jej narzeczonym. –
Zapewne jesteś na mnie zła…
- Za co? Proszę, tak nie mówić. To właśnie ja chciałam
przeprosić, gdybym nie pojechała do Florencji…
- Nie, Drisho. To ja pozwoliłam na ten wyjazd, a teraz
masz do mnie pretensje, dlaczego na to się zgodziłam. Otóż, chyba najwyższa
pora na wszelkie wyjaśnienia. - Kobieta
oparła obolałe ciało na miękkiej sofie. Byli w niedużej bawialni obok pokoju
dziewczynek. Na podłodze leżały porozrzucane zabawki, a na stoliku pod oknem
można było zobaczyć stertę różnego rodzaju książek.
- Wyjaśnienia… - powtórzyła Drishka, rozchylając drżące
usta.
- Ja za wszelką cenę chciałam, abyś tam pojechała. Tak, akurat do Florencji, tam,
gdzie hrabianka Estelle!
- Dlaczego? Tutaj byłam bardziej potrzebna…
- Nie mogłaś, nie mogłaś żyć w tej niewiedzy! – przerwała
jej szybko Giselle. – Obiecałam to twojej matce!
- Mamie… - Rosjanka nie kryła zdziwienia i mocniej
przytuliła się do Cyrila, który głaskał przez cały czas jej zziębnięte dłonie.
- Owszem, właśnie jej. Gdy przybyłaś do mnie po śmierci
Nadii znalazłam w twojej walizce kartkę napisaną przez nią. Prosiła mnie, abym,
zaopiekowała się tobą oraz, gdy będziesz dorosła, pozwoliła na spotkanie z
ojcem.
- Zapewne miała na myśli Dmitrieja… Minęło tyle czasu,
ciekawe, co się z nim stało. A mój młodszy braciszek Misha? Gdy ostatni raz go
widziałam był pięcioletnim dzieckiem… - westchnęła Drishka.
- Nie, Nadia chciała, żebyś dowiedziała się, kim jest
twój prawdziwy ojciec. Wiesz, ona ożeniła się z Dmitriejem, gdy była już w
ciąży… Jesteś córką księcia Antoniego
Jabłonowskiego.
- Stryj Maxime’a miał rację – szepnęła cicho dziewczyna.
Jej twarz nieco przybladła, a w oczach znów stanęły krople łez.
- Poznałaś go… To dobry człowiek i naprawdę bardzo kochał
twoją matkę. Ciebie na pewno już też pokochał. Jesteś do niego podobna,
Drishko.
Młoda Rosjanka uśmiechnęła się blado, po czym z płaczem
rzuciła się w objęcia madame Villeau. Kobieta przytuliła ją z matczyną
czułością i zaczęła szeptać jak bardzo ją kocha, głaszcząc hebanowe włosy
dziewczyny. Giselle przywiązała się przez te lata do Drishki, a jako jej
opiekunka traktowała młodą Rosjankę jak własne dziecko. Obie zawsze były dla
siebie oparciem w trudnych chwilach i zawsze były gotowe oddać wszystko dla
dobra swoich bliskich.
- Pisz do mnie często, drogie dziecko. Jestem pewna, że
będziesz szczęśliwa w Petersburgu. Panie Popolovynsky, proszę dbać o moją
Drishkę.
- Zrobię dla niej wszystko, madame.
To był wyjątkowo pochmurny dzień. Od rana padało i tylko momentami zza chmur
wyłaniały się nieśmiałe promyki słońca, ocieplające wrześniową słotę. Chłodny
wiatr zrywał z głów dostojnych dam
atłasowe kapelusze i przysłaniał ich oczy barwnymi liśćmi, które to
porwane z przydrożnych drzew topiły
ulice w odcieniach brązu, żółci i czerwieni.
Młoda hrabianka,
ubrana w prostą, czarną suknię z krynoliny i szyfonowy płaszcz o tej samej
barwie, ostatni raz zerknęła przez okno na posiadłość państwa Villeau. Co teraz
się stanie z tym pięknym domem, gdzie spędziła najpiękniejsze chwile swojego
dzieciństwa? Estelle miała wciąż przed oczami sceny, w których bawiła się
lalkami z córkami swojej sąsiadki i Drishką. Niemalże słyszała śmiech
dziewczynek i czuła zapach malinowej herbaty, którą przygotowywała dla nich
madame Giselle. Nie tylko ona była tam częstym gościem. Pamiętała, jak nieraz z
Louisem i Maxime’em grała w karty lub rozgrywała partię szachów. Oczami
wyobraźni powracała do upalanych dni z minionych wakacji, które spędzała w
ogrodzie madame Villeau. Bywała na piknikach, urodzinach i przyjęciach. Estelle
miała sentyment do zabaw w ogrodzie. Berek, gra w klasy oraz całe godziny
spędzone na drewnianej huśtawce przy stawie.
W pewnym momencie zaśmiała się cicho na wspomnienie,
które najbardziej utkwiło jej z tego okresu. Któregoś dnia, jako
dziesięcioletnia dziewczynka bujała się na ulubionej huśtawce, gdy nagle
podbiegł do niej wówczas jedenastoletni Maxime.
- Może troszkę wyżej? – spytał przyjaciółkę.
Zanim padła
odpowiedź hrabianki, szarpnął mocniej linkę i z całej siły wypchnął do góry
dziewczynę. Przestraszona, w pierwszej chwili , pisnęła i poczuła, jak
drewniana kładka traci kontakt z jej ciałem. Estelle gwałtownie chwyciła się
linki, lecz po chwili upadła na twardą ziemię.
Maxime zaczął się głośno śmiać, a ona z gniewem w oczach
wypłakiwała swoja złość.
- Jak śmiałeś! – pisnęła i z krzykiem rzuciła się na
niego. Szarpała ze złością jego kasztanową czuprynę i drapała jego policzki
ostrymi paznokciami.
- Przestań! To boli. – Maxime próbował wyrwać się z jej
uścisku.
- Zapamiętaj! Nigdy nie śmiej się z dziewczynki, gdy
spadnie z huśtawki, tylko złap ją, aby nie zrobiła sobie krzywdy!
To mówiąc, puściła go i z płaczem pobiegła do swojego
domu. Następnego dnia przeprosiła Maxime’a za swoje zachowanie, co ciekawe,
usłyszała w zamian, że cała wina jest po jego stronie i już nigdy nie będzie
się z nikogo śmiać. Od tej pory przyjaciel Estelle zawsze chronił mademoiselle
de Lilas-Chavriere, a także nikomu innemu nie pozwolił ją skrzywdzić.
Właśnie wtedy Estelle uświadomiła sobie coś bardzo
ważnego. Otóż nie dorosła z chwilą, gdy po raz pierwszy opuściła Paryż, ani nie
będzie to dzień jej osiemnastych urodzin. Dorosła właśnie teraz, gdy zaczęła
dostrzegać brak miejsc i ludzi, którzy tworzyli jej świat dzieciństwa.
Popołudnie spędziła na Cimetière* de Passy, gdzie wraz z
wujostwem pożegnała po raz ostatni swojego sąsiada, monsieur Marc Juste’a
Villeau. Łzy płynęły po jej policzkach za każdym razem, gdy ukradkiem
spoglądała na madame Giselle i jej dzieci. Rudowłosa kobieta w czarnej sukni i
woalce na twarzy ocierała wilgotną twarz jedwabną chustką, a dziewczynki;
Jacqueline i Charlotte, przytulone do matki, próbowały zachować powagę. Wśród
osób, które przyszły na pogrzeb, znalazł się także Louis Bintaulie. Wysoki
młodzieniec razem z braćmi i siostrą ustawił się pod kaplicą. Jego rodzice trzymali
w ręku wiązankę chryzantem owiniętą czarną wstążką. Louisowi towarzyszyła
niewysoka szatynka o fiołkowych oczach. Estelle nie miała pojęcia kim jest owa
dziewczyna, gdyż jej przyjaciel nigdy wcześniej o niej nie wspominał. Mimo to,
owa filigranowa postać w szarej sukni wydała się hrabiance de Lilas-Chavriere
znajoma. Nagle dziewczyna przypomniała sobie, gdzie ujrzała jego towarzyszkę.
Była to lady Virginia Kindleton. Partnerka Louisa z Balu w Operze Wiedeńskiej.
Parę miesięcy po debiucie w Wiedniu przeprowadziła się z rodzicami i starszą
siostrą do Paryżą. Jej siostra miała niedługo wyjść za mąż za kuzyna Estelle,
Julesa D’Ardeagne. Jednak przed tym wydarzeniem Jules zamierzał ukończyć studia
prawnicze w Londynie.
Również Drishka z Cyrilem obserwowali w głębokiej zadumie
tłum ludzi, który zebrał się pod kaplicą. Wśród nich była też markizostwo de
Saint-Blaune, którzy zaraz po rodzinie Villeau, złożyli swój wieniec na trumnie
Marc Juste’a.
Córka markiza de Saint-Blaune, Eloise, nie była razem z
rodzicami i rodzeństwem. Stała parę metrów dalej na początku brzozowej alejki,
którą miał przejść kondukt pogrzebowy do miejsca pochówku. Dziewczyna,
wystrojona w granatowy płaszcz podbity lisim futrem, chroniła swoje blond loki
pod koronkowym parasolem, który trzymał nad nią Maxime.
- Teraz, to już na pewno się pobiorą. – Estelle usłyszała
za sobą głos pomarszczonej staruszki. Kobietę przytrzymywała inna, posunięta już w latach, dama w
kapeluszu ze strusimi piórami.
- Doprawdy? – podchwyciła jej towarzyszka. – Jeszcze w
tamtym roku pierwszą kandydatką na jego żonę była hrabianka de Lilas-Chavriere…
- Ciszej, przyjaciółko. Ta młoda panienka chyba stoi
przed nami. Po za tym, masz rację. Tak mówiła cała paryska arystokracja po jej
debiucie na balu w Operze Wiedeńskiej. Podobno rubryka towarzyska uznała ją za
jedną z najlepszych partii we Francji.
- Cóż, widać, że jej ciotka to dobrze wykorzystała –
prychnęła dama w kapeluszu. – Od tego czasu de Lilas-Chavriere bywała na
większości przyjęć organizowanych przez hrabiów i książąt. Zaś sama Mathilde
D’Ardeagne, jako prawna opiekunka dziewczyny, urosła do rangi najznamienitszych
kobiet w Paryżu i w krótkim czasie zdążyła zaręczyć swoją córkę. Cornelie
D’Argeagne zostanie baronową de Bonneval.
- A jej syn, Jules D’Ardeagne? – spytała staruszka. – Po
tym, jak partnerował swojej kuzynce na debiucie, powinien także ożenić się z jakąś arystokratką.
- Bądź o niego spokojna. Wszystkie matki panienek z
dobrego domu wiedzą, jakimi sztuczkami zwabić tak dobrego kandydata na męża.
Póki co, młodzieniec studiuje prawo w Londynie i nie jest chętny do żeniaczki.
Choć, prawdę powiedziawszy, od czasu do czasu, pojawiają się wzmianki o lady
Georgianie Kindleton…
Damy nagle zamilkły, ponieważ msza właśnie dobiegła
końca, a rodzina zmarłego wyszła przed kaplicę. Po chwili staruszka rzekła
cicho do damy w kapeluszu.
- Największym wydarzeniem i tak będzie ślub młodej de
Lilas-Chavriere. Mogłabym postawić mój cały majątek, że wyjdzie za jakiegoś
księcia lub hrabiego. To ostatnia z
nazwiskiem tak dobrego rodu z Paryża. Już jej ciocia zadba o dobry mariaż. Ta
mademoiselle na pewno nie popełni mezaliansu jak jej ojciec…
Estelle już dłużej nie mogła tego znieść. Dlaczego
staruszki, których nigdy wcześniej nie widziała, bez żadnych wyrzutów sumienia,
mają czelność komentować wszystko za jej plecami. A nawet gdyby popełniła
mezalians jak ojciec? Czyż miłość nie jest ważniejsza od rangi społecznej i
bogactw? Oczywiście miały rację, co do cioci Mathilde, która chciałaby utrzymać
wszystko i wszystkich w bon-ton. Jednak czasem lepiej pójść za głosem serca niż
rozumu…
Po dalszej części uroczystości żałobnej, kiedy ludzie na
cmentarzu zaczęli składać kondolencje rodzinie i ozdabiać grób zmarłego
barwnymi kwiatami, młoda hrabianka postanowiła odbyć samotny spacer po cmentarzu.
Zamierzała odwiedzić jeszcze grób swojej dawnej guwernantki i pomodlić się w
ciszy za dusze innych zmarłych, którzy tworzyli jej świat dzieciństwa.
~*~
Słowniczek
* rue de Passy - jedna z ulic w XVI dzielnicy Paryża
* Gare D'Orsay - dworzec kolejowy w Paryżu, teraz mieści się tam muzeum.
* Gare D'Orsay - dworzec kolejowy w Paryżu, teraz mieści się tam muzeum.
* Cimetière - cmentarz [fr]
[fr] - z języka francuskiego
________________________________________________
Od Autorki:
To już 2 lata jak publikuję to opowiadanie na łamach bloga.
Serdecznie dziękuję Wszystkim, którzy odwiedzają tą stronę i komentują!
Wasze opinie są dla mnie najważniejsze, bez Was nie powstało by już tyle rozdziałów :)
Wprowadzam zmiany na blogu: słowniczek będzie znajdował się pod każdym rozdziałem,
a wszystkie rozdziały umieściłam w dziale " Spis Treści". Mam jeszcze jedna dla Was niespodziankę.
Powstała strona http://ask.fm/ironiedusort na której możecie zadawać pytania odnośnie mojego opowiadania, a także bezpośrednio do mnie czyli Autorki.
Dziękuję Wam bardzo za to, że jesteście! Śledźcie dalsze losy bohaterów, bo zbliżamy się wielkimi krokami do zakończenia I Tomu.
Rozdział lekki i przyjemny, choć muszę Ci się przyzyznać, że czytałam go od poniedziałku tak na raty :) Na poczatku bardzo chciałam żeby Maxme i Estelle byli razem, ale teraz ... No cóż skoro najwyrażniej nie jest nią zainteresowany, czy też to jest jakaś podła gra z jego strony, to może lepiej, żeby ona była z Alissio.A może jakiś inny kandydat? Albo lepiej, niech ona oleje facetów, bo jak życie pokazuje z nich więcej jest szkofy niż pożytku :D No, ale w końcu to Twoje opowiadanie i Ty zdecydujesz. Ciekawi mnie również rozwój kariery zawodowej Cyrila, a to dlatego, że nwprost przepadam za doktorkam i chciałabym bardzo zostać jednym z nich!
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz :)
OdpowiedzUsuńJestem tu nowa, i ten rozdział bardzo mi się spodobał :)
Ja też piszę..książkę.
Zaczęłam pod koniec czerwca, i mam dopiero połowę 2 rozdziału.
Życzę miłego dalszego pisania :)
Obserwuję, i mam zamiar tu zostać, bo bardzo fajnie piszesz. :)
Jak byś chciała, to wpadaj do mnie czasami. :P
Piękny rozdział! Lekko się go czytało. Klaniam się nisko i zazdroszczę talentu.
OdpowiedzUsuńAle mimo wszystko, wkradł Ci się mały błąd. W tekście napisalas, że jaką kobieta OŻENIŁA SIĘ z mężczyzna, którego imienia nie pamiętam. Ale, z tego co mi wiadomo, to owa przedstawicielka płci pięknej powinna WYJŚĆ ZA MĄŻ xD
Co jeszcze... Hmm... Cudowną scena między Maxim'em i Estelle w pociągu,to było doprawdy cudowne. No i jak czytam o Drishce i Cyril'u (?) to coś mnie normalnie z zazdrości ściska xd