Próba

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział XX


Rozdział XX

Śmierć początkiem nowego życia



Był ponury, wrześniowy poranek, gdy młoda hrabianka de Lilas-Chavriere po raz pierwszy ujrzała znajome, paryskie budynki. Miasto nie wiele zmieniło się od czerwca. Jedynie piękne, letnie barwy zielonych alejek i kolorowych bulwarów zostały zastąpione odcieniami czerwieni i brązu. Na rue de Passy* wciąż tętniło życie; mieszkańcy szesnastej dzielnicy śpieszyli się do pracy, wszędzie można było dostrzec mijające się nawzajem połatane surduty i znoszone palta. Człowiek przy człowieku, ramię przy ramieniu. Tłoczno jak w ulu, szpilki nie wetkniesz.
 W tak zabieganej, paryskiej rzeczywistości mademoiselle Estelle próbowała przejechać powozem do domu wujostwa. Dziewczyna była bardzo zmęczona po uciążliwej podróży pociągiem. Miała podkrążone oczy i bladą cerę. Młoda hrabianka nie marzyła o niczym więcej, jak tylko o powrocie do swojego przytulnego pokoiku na poddaszu, gdzie mogłaby spokojnie zmrużyć oczy. Przez całą drogę z dworca kolejowego Gare D’Orsay* rozmyślała o minionej  podróży pociągiem, w której uczestniczyli również jej przyjaciele.
Siedziała w jednym przedziale w towarzystwie Drishki i Maxime’a. Razem z nimi był także Cyril, który postanowił wybrać się do Paryża, aby poprosić madame Villeau o zezwolenie na jego przyszły ślub z Drishką oraz planowaną przez nich podróż za granicę. Dzień przed wyjazdem z Włoch, chevalier Popolovynsky otrzymał list od swojej ciotki, która postanowiła udostępnić mu mieszkanie w rodzinnym Petersburgu na czas studiów. Nie tylko Cyril był uradowany tą informacją, ale także Drishka. Dziewczyna miała nadzieję, iż uda jej się odnaleźć młodszego brata i ojca. Chociaż, znając już prawdę o swoim pochodzeniu, Drishka, powinna uważać się teraz za córkę księcia Antoniego Jabłonowskiego, to  jednak, gdyby miało dojść do jej ślubu z Cyrilem, chciała mieć również błogosławieństwo drugiego męża swojej matki. Rosjanka nie widziała ich od kiedy Dmitrij wysłał ją w wieku siedmiu lat do madame Villeau. Mimo to, dziewczyna, nie miała wątpliwości, iż jej rodzina ciągle mieszka w starej kamienicy przy Towarowej.
Osiemnastoletnia Rosjanka rozważała także podjęcie nauki na jednej z wyższych szkół muzycznych. Było to możliwe, ponieważ  Antoine postanowił zapisać jedynemu dziecku cały swój majątek i zapewnić odpowiednią edukację. W tym celu opłacił studia Drishki na Akademii Muzycznej w Petersburgu.
- Jak to miło, gdy wszystko dobrze się układa… - pomyślała Estelle owego dnia, gdy z przyjaciółmi wracała pociągiem do Paryża.
Dziewczyna spoglądała ukradkiem na Drishkę i Cyrila, którzy dyskutowali o planach podróży do Rosji. Młoda hrabianka chciała także włączyć się do ich rozmowy, ale nie znając za dobrze miejsc w Petersburgu, na których to temat toczyła się wymiana zdań, postanowiła jedynie przysłuchiwać się urywkom ich dialogów.
Jaka szkoda, że nie mógł z nimi jechać Louis. Młodzieniec również otrzymał list od matki, z którego dowiedział się o śmierci monsieur Villeau i miał pojawić się na pogrzebie w Paryżu, ale zdążył już wykupić bilet na inny pociąg do Francji i wyruszył w podróż przed ich wyjazdem. Estelle nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Wcześniejszy wyjazd Louisa oznaczał, iż została skazana na towarzystwo Maxime’a podczas drogi powrotnej do Paryża. Młodszy z książąt Jabłonowskich, pasierb zmarłego monsieur Villeau, wykupił bilet na pociąg, którym wracała Estelle z Drishką i Cyrilem, dlatego postanowił im towarzyszyć podczas podróży.
Młodzieniec  nie odzywał się za wiele. Początkowo Estelle myślała, iż jest to spowodowane przygnębieniem z powodu śmierci jego ojczyma. Jednakże, gdy zauważyła, że Maxime śmiało włącza się do rozmowy z Drishką i Cyrilem, szybko przekonała się o jego ignorującym stosunku dla jej osoby. Młody książę w konwersacjach z przyjaciółmi bywał nadzwyczaj elokwentny. Z takim zapałem opowiadał o wycieczce z ojcem do Rosji i miejscach, które szczególnie spodobały mu się w Petersburgu, że Drishka z Cyrilem zaczęli być nieco zirytowani jego nachalnością, a po pewnym czasie postanowili spokojnie porozmawiać sami w wagonie restauracyjnym. Maxime już miał udać się za nimi, lecz Estelle nie pozwoliła mu na to.
- Maxime! – krzyknęła, rzucając w jego stronę ostrzegawcze spojrzenie.
- Przepraszam, Estelle, ale chciałbym teraz zamówić kilka słów z naszymi przyjaciółmi…
- A nie pomyślałeś, że może nie mają ochoty na twoje towarzystwo?
- Niby dlaczego? Uraziłem ich?
- Rozmawiałeś z nimi przez dwie godziny, a właściwie to wygłaszałeś swój monolog! Nie dałeś im nawet dojść do słowa, myślę, że mogło to ich urazić – wytłumaczyła młoda hrabianka.
Maxime nic nie odpowiedział pannie de Lilas-Chavriere, tylko zabrał się za lekturę jakiejś gazety. Estelle nie miała pojęcia, co ją skłoniło, aby tak zareagować, ale czuła, iż Maxime jeszcze długo się do niej nie odezwie. Co więcej książę Jabłonowski usiadł obok niej i rzecz ciekawa, gdy skończył czytać artykuł w gazecie, wziął bez pytania z niewielkiego stoliczka tom „Wojny i pokoju”, który należał do hrabianki.
Dziewczyna siedziała cicho w zadumie, próbując nie dać po sobie poznać, iż cokolwiek przejęła się tym i nawet nie zaprotestowała, gdy Maxime sięgnął po jej książkę, a nawet osobiście podała mu  dzieło Tołstoja. Usłyszała w zamian niewyraźne : „Dziękuję” i poczuła na swoim ramieniu jego oddech… Oddech, który sprawił, że poczuła dreszcz.  Znów napełniło ją to dziwne uczucie, którego nie potrafiła zakwalifikować do znanych jej emocji.  Serce mocniej zabiło, do uszu napływały fale gorąca…
„ Boże, co się ze mną dzieje!” – pomyślała Estelle, nerwowo spoglądając na Maxime’a, który w wielkim skupieniu czytał książkę.
Cisza, która ich dzieliła jeszcze nigdy nie była dla niej tak głośna, jak w tej chwili. Tak niezręczna i ciągnąca się w nieskończoność… Ile jeszcze będzie trwać ta podróż? Czyż nie powinni być już przy granicy francuskiej?
Teraz, znów wspominając ową scenę, ciągle czuła przeszywające jej ciało dreszcze. Przez chwilę zdawało jej się, że policzki są muskane przez niespokojny oddech Maxime’a. Jednak był to tylko powiew wrześniowego wiatru; chłodne powietrze, które wdzierało się do środka powozu przez nieduże okienko, delikatnie szczypało twarz młodej hrabianki, pozostawiając uczucie zimna.
Chwilę później Estelle ujrzała wyłaniający się zza rogu dom z niewielkim ogrodem. Elegancka rezydencja państwa d’Ardeagne przyciągała swoją uwagę kamiennymi gzymsami w stylu klasycystycznym i marmurowymi rzeźbami lwów, które tworzyły łuk nad drzwiami wejściowymi.
- Nareszcie! – pisnęła dziewczyna, gdy powóz zatrzymał się przy posesji jej wujostwa.

Podziękowawszy stangretowi za pomoc przy bagażach, Estelle natychmiast zakołatała do drzwi. Zaraz potem  dały się słyszeć kroki i przytłumiony głos służącej - Monique.

~*~



Drishka Dmtiejewna próbowała powstrzymać napływające do jej oczu łzy. Jak mogła opuścić swoich opiekunów. Czy, gdyby nie ten wyjazd do Florencji monsieur Villeau pozostałby przy życiu? Może za mało poświęcono mu opieki. Kto podawał mu leki i zmieniał opatrunki? A dieta nakazana przez doktora D’Adreagne? Madame Giselle mogła coś ominąć, nie dopatrzyć, po prostu zapomnieć. Gdyby tak wrócić do dnia, gdy Drishka po raz ostatni widziała swojego opiekuna. Marc Juste był pogodny i pełen opanowania. Jego rysy złagodniały podczas choroby i stały się tak wrażliwe… Jego twarz wyginała się z bólu przy każdym dotyku. Obraz cierpiącego człowieka. Przekrwione oczy o barwie orzechów laskowych, kępka jasnych włosów i blada skóra, która każdego dnia stawała się bardziej przeźroczysta. Tak go zapamiętała Drishka, gdy przyszła pożegnać się z nim… po raz ostatni.
„ Żegnaj, moja mała różyczko. Niech moja kochana dziewuszka bezpiecznie dojedzie do tej Florencji. Tylko proszę, nie płacz. Jestem pod opieką Giselle, dziewczynek i Theodore’a. Zobaczysz, jak wrócisz jeszcze rozegramy partię brydża. Czuję się dużo lepiej, Drishko. A teraz już jedź… Wierzę, że nie pożałujesz tej decyzji. Czeka tam na ciebie coś, czego się nawet nie spodziewasz. Opiekuj się naszą kochaną panną Estelle i… Maxime’em.” – W uszach Rosjanki wciąż brzmiały ostanie słowa, jakie usłyszała od monsieur Villeau.
Łzy spływały srebrzystym strumieniem po jej rumianych policzkach. Coraz większe i coraz bardziej gorzkie. W pewnej chwili myślała, że się w nich utopi. Nie pomogły chusteczki, ani gorąca, miętowa herbata. Tylko ciepły uścisk Cyrila dawał poczucie bezpieczeństwa, trochę nadziei, że koniec czyjegoś życia może być nowym rozdziałem dla innej duszy.
Chevalier Popolovynsky spotkał się z madame Villeau, która z serdecznością go powitała . Wiadomość o zaręczynach swojej wychowanki  była dla niej małą osłodą w czasie żałoby po ukochanym mężu. Wyraziła zgodę na ich ślub, choć pewnie, gdzieś w podświadomości, miała cichą nadzieję na związek panny Drishki ze swoim synem. Również nie była przeciwna ich przyszłej podróży do Rosji. Giselle musiała pogodzić się z faktem, iż jej mała Rosjanka stała się młodą damą, która ma prawo decydować o swoim losie. Choć gdzieś w sercu był żal, że przyszła pora, aby się rozstać, próbowała ułożyć sobie w głowie wizję dalszego życia bez Marc’a, teraz bez Drishki, a potem pewnie i bez Maxime’a. Kobieta była bowiem świadoma, iż jej syn także niedługo będzie chciał się usamodzielnić. Przez ostatnie trzy lata mieszkał w Warszawie u ojca, do Paryża przyjeżdżał tylko na wakacje lub święta. Co dalej? Czy i on gdzieś wyjedzie w ten świat i całkowicie ją opuści?
Zostały jeszcze córki; trzynastoletnia Jacqueline i dziewięcioletnia Charlotte. One są jeszcze za małe, nie zostawią tak szybko matki, ale trzeba zapewnić im opiekę i dobre warunki. Oto nowe zmartwienie pojawiło się na jej drodze.
- Drisho… - szepnęła cicho madame Villeau, gdy ujrzała swoją wychowankę z Cyrilem. Kobieta właśnie ułożyła do snu córki, a teraz późnym wieczorem mogła spokojnie porozmawiać z dziewczyną i jej narzeczonym. – Zapewne jesteś na mnie zła…
- Za co? Proszę, tak nie mówić. To właśnie ja chciałam przeprosić, gdybym nie pojechała do Florencji…
- Nie, Drisho. To ja pozwoliłam na ten wyjazd, a teraz masz do mnie pretensje, dlaczego na to się zgodziłam. Otóż, chyba najwyższa pora na wszelkie wyjaśnienia. -  Kobieta oparła obolałe ciało na miękkiej sofie. Byli w niedużej bawialni obok pokoju dziewczynek. Na podłodze leżały porozrzucane zabawki, a na stoliku pod oknem można było zobaczyć stertę różnego rodzaju książek.
- Wyjaśnienia… - powtórzyła Drishka, rozchylając drżące usta.
- Ja za wszelką cenę chciałam, abyś  tam pojechała. Tak, akurat do Florencji, tam, gdzie hrabianka Estelle!
- Dlaczego? Tutaj byłam bardziej potrzebna…
- Nie mogłaś, nie mogłaś żyć w tej niewiedzy! – przerwała jej szybko Giselle. – Obiecałam to twojej matce!
- Mamie… - Rosjanka nie kryła zdziwienia i mocniej przytuliła się do Cyrila, który głaskał przez cały czas jej zziębnięte dłonie.
- Owszem, właśnie jej. Gdy przybyłaś do mnie po śmierci Nadii znalazłam w twojej walizce kartkę napisaną przez nią. Prosiła mnie, abym, zaopiekowała się tobą oraz, gdy będziesz dorosła, pozwoliła na spotkanie z ojcem.
- Zapewne miała na myśli Dmitrieja… Minęło tyle czasu, ciekawe, co się z nim stało. A mój młodszy braciszek Misha? Gdy ostatni raz go widziałam był pięcioletnim dzieckiem… - westchnęła Drishka.
- Nie, Nadia chciała, żebyś dowiedziała się, kim jest twój prawdziwy ojciec. Wiesz, ona ożeniła się z Dmitriejem, gdy była już w ciąży… Jesteś córką  księcia Antoniego Jabłonowskiego.
- Stryj Maxime’a miał rację – szepnęła cicho dziewczyna. Jej twarz nieco przybladła, a w oczach znów stanęły krople łez.
- Poznałaś go… To dobry człowiek i naprawdę bardzo kochał twoją matkę. Ciebie na pewno już też pokochał. Jesteś do niego podobna, Drishko.
Młoda Rosjanka uśmiechnęła się blado, po czym z płaczem rzuciła się w objęcia madame Villeau. Kobieta przytuliła ją z matczyną czułością i zaczęła szeptać jak bardzo ją kocha, głaszcząc hebanowe włosy dziewczyny. Giselle przywiązała się przez te lata do Drishki, a jako jej opiekunka traktowała młodą Rosjankę jak własne dziecko. Obie zawsze były dla siebie oparciem w trudnych chwilach i zawsze były gotowe oddać wszystko dla dobra swoich bliskich.
- Pisz do mnie często, drogie dziecko. Jestem pewna, że będziesz szczęśliwa w Petersburgu. Panie Popolovynsky, proszę dbać o moją Drishkę.

- Zrobię dla niej wszystko, madame.
~*~



To był wyjątkowo pochmurny dzień.  Od rana padało i tylko momentami zza chmur wyłaniały się nieśmiałe promyki słońca, ocieplające wrześniową słotę. Chłodny wiatr zrywał z głów dostojnych dam  atłasowe kapelusze i przysłaniał ich oczy barwnymi liśćmi, które to porwane z przydrożnych drzew  topiły ulice w odcieniach brązu, żółci i czerwieni.
 Młoda hrabianka, ubrana w prostą, czarną suknię z krynoliny i szyfonowy płaszcz o tej samej barwie, ostatni raz zerknęła przez okno na posiadłość państwa Villeau. Co teraz się stanie z tym pięknym domem, gdzie spędziła najpiękniejsze chwile swojego dzieciństwa? Estelle miała wciąż przed oczami sceny, w których bawiła się lalkami z córkami swojej sąsiadki i Drishką. Niemalże słyszała śmiech dziewczynek i czuła zapach malinowej herbaty, którą przygotowywała dla nich madame Giselle. Nie tylko ona była tam częstym gościem. Pamiętała, jak nieraz z Louisem i Maxime’em grała w karty lub rozgrywała partię szachów. Oczami wyobraźni powracała do upalanych dni z minionych wakacji, które spędzała w ogrodzie madame Villeau. Bywała na piknikach, urodzinach i przyjęciach. Estelle miała sentyment do zabaw w ogrodzie. Berek, gra w klasy oraz całe godziny spędzone na drewnianej huśtawce przy stawie.
W pewnym momencie zaśmiała się cicho na wspomnienie, które najbardziej utkwiło jej z tego okresu. Któregoś dnia, jako dziesięcioletnia dziewczynka bujała się na ulubionej huśtawce, gdy nagle podbiegł do niej wówczas jedenastoletni Maxime.
- Może troszkę wyżej? – spytał przyjaciółkę.
 Zanim padła odpowiedź hrabianki, szarpnął mocniej linkę i z całej siły wypchnął do góry dziewczynę. Przestraszona, w pierwszej chwili , pisnęła i poczuła, jak drewniana kładka traci kontakt z jej ciałem. Estelle gwałtownie chwyciła się linki, lecz po chwili upadła na twardą ziemię.
Maxime zaczął się głośno śmiać, a ona z gniewem w oczach wypłakiwała swoja złość.
- Jak śmiałeś! – pisnęła i z krzykiem rzuciła się na niego. Szarpała ze złością jego kasztanową czuprynę i drapała jego policzki ostrymi paznokciami.
- Przestań! To boli. – Maxime próbował wyrwać się z jej uścisku.
- Zapamiętaj! Nigdy nie śmiej się z dziewczynki, gdy spadnie z huśtawki, tylko złap ją, aby nie zrobiła sobie krzywdy!
To mówiąc, puściła go i z płaczem pobiegła do swojego domu. Następnego dnia przeprosiła Maxime’a za swoje zachowanie, co ciekawe, usłyszała w zamian, że cała wina jest po jego stronie i już nigdy nie będzie się z nikogo śmiać. Od tej pory przyjaciel Estelle zawsze chronił mademoiselle de Lilas-Chavriere, a także nikomu innemu nie pozwolił ją skrzywdzić.

Właśnie wtedy Estelle uświadomiła sobie coś bardzo ważnego. Otóż nie dorosła z chwilą, gdy po raz pierwszy opuściła Paryż, ani nie będzie to dzień jej osiemnastych urodzin. Dorosła właśnie teraz, gdy zaczęła dostrzegać brak miejsc i ludzi, którzy tworzyli jej świat dzieciństwa.

~*~



Popołudnie spędziła na Cimetière* de Passy, gdzie wraz z wujostwem pożegnała po raz ostatni swojego sąsiada, monsieur Marc Juste’a Villeau. Łzy płynęły po jej policzkach za każdym razem, gdy ukradkiem spoglądała na madame Giselle i jej dzieci. Rudowłosa kobieta w czarnej sukni i woalce na twarzy ocierała wilgotną twarz jedwabną chustką, a dziewczynki; Jacqueline i Charlotte, przytulone do matki, próbowały zachować powagę. Wśród osób, które przyszły na pogrzeb, znalazł się także Louis Bintaulie. Wysoki młodzieniec razem z braćmi i siostrą ustawił się pod kaplicą. Jego rodzice trzymali w ręku wiązankę chryzantem owiniętą czarną wstążką. Louisowi towarzyszyła niewysoka szatynka o fiołkowych oczach. Estelle nie miała pojęcia kim jest owa dziewczyna, gdyż jej przyjaciel nigdy wcześniej o niej nie wspominał. Mimo to, owa filigranowa postać w szarej sukni wydała się hrabiance de Lilas-Chavriere znajoma. Nagle dziewczyna przypomniała sobie, gdzie ujrzała jego towarzyszkę. Była to lady Virginia Kindleton. Partnerka Louisa z Balu w Operze Wiedeńskiej. Parę miesięcy po debiucie w Wiedniu przeprowadziła się z rodzicami i starszą siostrą do Paryżą. Jej siostra miała niedługo wyjść za mąż za kuzyna Estelle, Julesa D’Ardeagne. Jednak przed tym wydarzeniem Jules zamierzał ukończyć studia prawnicze w Londynie.
Również Drishka z Cyrilem obserwowali w głębokiej zadumie tłum ludzi, który zebrał się pod kaplicą. Wśród nich była też markizostwo de Saint-Blaune, którzy zaraz po rodzinie Villeau, złożyli swój wieniec na trumnie Marc Juste’a.
Córka markiza de Saint-Blaune, Eloise, nie była razem z rodzicami i rodzeństwem. Stała parę metrów dalej na początku brzozowej alejki, którą miał przejść kondukt pogrzebowy do miejsca pochówku. Dziewczyna, wystrojona w granatowy płaszcz podbity lisim futrem, chroniła swoje blond loki pod koronkowym parasolem, który trzymał nad nią Maxime.
- Teraz, to już na pewno się pobiorą. – Estelle usłyszała za sobą głos pomarszczonej staruszki. Kobietę przytrzymywała  inna, posunięta już w latach, dama w kapeluszu ze strusimi piórami.
- Doprawdy? – podchwyciła jej towarzyszka. – Jeszcze w tamtym roku pierwszą kandydatką na jego żonę była hrabianka de Lilas-Chavriere…
- Ciszej, przyjaciółko. Ta młoda panienka chyba stoi przed nami. Po za tym, masz rację. Tak mówiła cała paryska arystokracja po jej debiucie na balu w Operze Wiedeńskiej. Podobno rubryka towarzyska uznała ją za jedną z najlepszych partii we Francji.
- Cóż, widać, że jej ciotka to dobrze wykorzystała – prychnęła dama w kapeluszu. – Od tego czasu de Lilas-Chavriere bywała na większości przyjęć organizowanych przez hrabiów i książąt. Zaś sama Mathilde D’Ardeagne, jako prawna opiekunka dziewczyny, urosła do rangi najznamienitszych kobiet w Paryżu i w krótkim czasie zdążyła zaręczyć swoją córkę. Cornelie D’Argeagne zostanie baronową de Bonneval.
- A jej syn, Jules D’Ardeagne? – spytała staruszka. – Po tym, jak partnerował swojej kuzynce na debiucie, powinien także  ożenić się z jakąś arystokratką.
- Bądź o niego spokojna. Wszystkie matki panienek z dobrego domu wiedzą, jakimi sztuczkami zwabić tak dobrego kandydata na męża. Póki co, młodzieniec studiuje prawo w Londynie i nie jest chętny do żeniaczki. Choć, prawdę powiedziawszy, od czasu do czasu, pojawiają się wzmianki o lady Georgianie Kindleton…
Damy nagle zamilkły, ponieważ msza właśnie dobiegła końca, a rodzina zmarłego wyszła przed kaplicę. Po chwili staruszka rzekła cicho do damy w kapeluszu.
- Największym wydarzeniem i tak będzie ślub młodej de Lilas-Chavriere. Mogłabym postawić mój cały majątek, że wyjdzie za jakiegoś księcia lub hrabiego. To ostatnia  z nazwiskiem tak dobrego rodu z Paryża. Już jej ciocia zadba o dobry mariaż. Ta mademoiselle na pewno nie popełni mezaliansu jak jej ojciec…
Estelle już dłużej nie mogła tego znieść. Dlaczego staruszki, których nigdy wcześniej nie widziała, bez żadnych wyrzutów sumienia, mają czelność komentować wszystko za jej plecami. A nawet gdyby popełniła mezalians jak ojciec? Czyż miłość nie jest ważniejsza od rangi społecznej i bogactw? Oczywiście miały rację, co do cioci Mathilde, która chciałaby utrzymać wszystko i wszystkich w bon-ton. Jednak czasem lepiej pójść za głosem serca niż rozumu…
Po dalszej części uroczystości żałobnej, kiedy ludzie na cmentarzu zaczęli składać kondolencje rodzinie i ozdabiać grób zmarłego barwnymi kwiatami, młoda hrabianka postanowiła odbyć samotny spacer po cmentarzu. Zamierzała odwiedzić jeszcze grób swojej dawnej guwernantki i pomodlić się w ciszy za dusze innych zmarłych, którzy tworzyli jej świat dzieciństwa.



~*~


Słowniczek


rue de Passy - jedna z ulic w XVI dzielnicy Paryża
* Gare D'Orsay - dworzec kolejowy w Paryżu, teraz mieści się tam muzeum.
* Cimetière - cmentarz [fr]

[fr] - z języka francuskiego

________________________________________________

Od Autorki:

To już 2 lata jak publikuję to opowiadanie na łamach bloga.
Serdecznie dziękuję Wszystkim, którzy odwiedzają tą stronę i komentują!
Wasze opinie są dla mnie najważniejsze, bez Was nie powstało by już tyle rozdziałów :)
Wprowadzam zmiany na blogu: słowniczek będzie znajdował się pod każdym rozdziałem,
a wszystkie rozdziały umieściłam w dziale " Spis Treści". Mam jeszcze jedna dla Was niespodziankę.
Powstała strona http://ask.fm/ironiedusort na której możecie zadawać pytania odnośnie mojego opowiadania, a także bezpośrednio do mnie czyli Autorki.
Dziękuję Wam bardzo za to, że jesteście! Śledźcie dalsze losy bohaterów, bo zbliżamy się wielkimi krokami do zakończenia I Tomu.


3 komentarze:

  1. Rozdział lekki i przyjemny, choć muszę Ci się przyzyznać, że czytałam go od poniedziałku tak na raty :) Na poczatku bardzo chciałam żeby Maxme i Estelle byli razem, ale teraz ... No cóż skoro najwyrażniej nie jest nią zainteresowany, czy też to jest jakaś podła gra z jego strony, to może lepiej, żeby ona była z Alissio.A może jakiś inny kandydat? Albo lepiej, niech ona oleje facetów, bo jak życie pokazuje z nich więcej jest szkofy niż pożytku :D No, ale w końcu to Twoje opowiadanie i Ty zdecydujesz. Ciekawi mnie również rozwój kariery zawodowej Cyrila, a to dlatego, że nwprost przepadam za doktorkam i chciałabym bardzo zostać jednym z nich!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie piszesz :)
    Jestem tu nowa, i ten rozdział bardzo mi się spodobał :)
    Ja też piszę..książkę.
    Zaczęłam pod koniec czerwca, i mam dopiero połowę 2 rozdziału.
    Życzę miłego dalszego pisania :)
    Obserwuję, i mam zamiar tu zostać, bo bardzo fajnie piszesz. :)
    Jak byś chciała, to wpadaj do mnie czasami. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny rozdział! Lekko się go czytało. Klaniam się nisko i zazdroszczę talentu.
    Ale mimo wszystko, wkradł Ci się mały błąd. W tekście napisalas, że jaką kobieta OŻENIŁA SIĘ z mężczyzna, którego imienia nie pamiętam. Ale, z tego co mi wiadomo, to owa przedstawicielka płci pięknej powinna WYJŚĆ ZA MĄŻ xD
    Co jeszcze... Hmm... Cudowną scena między Maxim'em i Estelle w pociągu,to było doprawdy cudowne. No i jak czytam o Drishce i Cyril'u (?) to coś mnie normalnie z zazdrości ściska xd

    OdpowiedzUsuń