Rozdział XV
Nowa szansa
Kolejne dni lipca upływały młodej
hrabiance na pozowaniu do obrazu Alessio. Od kiedy młodzieniec odkrył
kłamliwość mademoiselle de Saint-Blaune, postanowił, że jego kolejne dzieło
będzie przedstawiać tą, dzięki której przejrzał na oczy i poznał, gdzie kryje
się prawdziwe dobro i piękno.
- Nie ruszaj się… Tak, o to mi
chodziło, droga Estelle – powiedział Alessio, delikatnie unosząc podbródek
dziewczyny. – Pamiętaj, jesteś ucieleśnieniem wszelkich ideałów. Bądź pewna
siebie, ale nie wyniosła. Ukaż swoje zalety, swoją czystą duszę i nieziemską
urodę. Ten obraz będzie zawierał część ciebie…
- Chcesz mnie uwięzić w swoim
obrazie? – zaśmiała się Estelle, szybko trzepocząc rzęsami.
- Och… mademoiselle! Prosiłem,
nie możesz drgnąć!
- Wybacz, Alessio. Jednak trochę
mnie bawi twój perfekcjonizm w wiernym uchwyceniu moich rysów. Nie zrozum mnie
źle. Naprawdę doceniam to wszystko, tylko nie bardzo wiem, co zamierzasz
przekazać malując właśnie mój wizerunek?
- Estelle… – zaczął młodzieniec,
odkładając na drewnianą półkę słoik z czerwoną farbą. – Już dawno powinienem
zabrać się za ten obraz… Początkowo wszystko było jedną wielką rywalizacją
pomiędzy mną i Maxime’em . Jednakże dzięki tobie mogłem wszystko sobie
przemyśleć i dojść do wniosku, że żadna z naszych kłótni nie miała sensu.
Przeszłości nie da się zmienić, a przyszłość to ironia losu, wynikająca z
naszych wcześniejszych decyzji.
- A jakie miejsce zajmuje
teraźniejszość?
- Ona rozdziela te dwie, dając
nadzieję. Wiedz bowiem, że przyszłość nie może być nadzieją. Ona jest z góry
ustalona, więc ani ty, ani ja nie możemy przewidzieć szczęśliwej lub
niekorzystnej przyszłości. Wiem tylko, że jest czymś pomiędzy satysfakcją, a
nieszczęściem czyli ironią. Teraźniejszość to stan obecny; to co możesz
określić za pomocą zmysłów. Znajdziesz w niej nadzieję, bo nie możesz być
niczego pewna, to co się wydarzy lada moment to twoje przewidywania pełne
wiary, niosące pewne oczekiwania. Teraźniejszość to Ty! – skwitował, obracając
w palcach długi pędzel, którym zakreślił po chwili czarną linię na płótnie.
- Malujesz mnie, bo jestem dla
ciebie teraźniejszością… - szepnęła Estelle, której umysł nie mógł pojąć
dedukcji przyjaciela.
- Nie tylko, jesteś dla mnie
bardzo ważną osobą. Tak ważną jak moja matka i stryj. Oni zawsze wskazywali mi
właściwą drogę w życiu, to dzięki nim jestem niespełnionym artystą, który
będzie musiał i tak zostać żołnierzem. Jednak to także dzięki nim dostałem
szansę, cień nadziei. Zupełnie tak jak ty, która dałaś mi nadzieję, że są na
świecie ludzie, łączący w sobie piękno jako wygląd zewnętrzny i wygląd
wewnętrzny.
- Naprawdę mogę być twoją bratnią
duszą? Po tym wszystkim, dalej uważasz
mnie za przyjaciółkę? Myślałam, że przez to, co powiedziała Eloise…
- Ci… Eloise, tak jak Maxime, to
przeszłość. A co powiedziałem o przeszłości? Nie można zmienić wydarzeń, które
już miały miejsce.
- Eloise i Maxime są zatem…
- Czymś na co już nie mam wpływu.
Jednak ty jesteś osobą, od której może zależeć mój dalszy los… Nie jesteś moją
bratnią duszą, ty jesteś moją duszą. Dlatego cię maluję. Mój obraz wyraża mnie
poprzez ciebie.
- Nawet w moim portrecie kryje
się symbolizm. Nigdy bym tak nie pomyślała – westchnęła Estelle, próbując
zachować wyprostowaną postawę. Czuła jednak, że z każdą chwilą zaczyna odczuwać coraz bardziej intensywny
ból w lędźwiowej części swojego kręgosłupa. – Alessio, wystarczy na dzisiaj.
Jestem zmęczona i bolą mnie plecy.
- Przepraszam, chcę tylko jak
najszybciej ukończyć swoje dzieło.
- Doskonale to rozumiem. Wybacz,
jest już późna pora, ale zjawię się jutro koło południa – odparła młoda
hrabianka, zmierzając do drzwi.
Pomieszczenie, w którym spędziła
ostatnie trzy godziny było duszne, a unoszący się zapach olejnych farb i
rozpuszczalników, wywoływały w niej torsje, które musiała powstrzymywać
zapachem fiołkowych perfum, znalezionych
w kieszeni koronkowej sukienki.
- Adieu, Alessio – pożegnała
młodego księcia, po czym, nie czekając na jakikolwiek gest z jego strony,
wyszła z pomieszczenia do ogrodu przy willi Niccolini.
Wracając do domu wujostwa Ellard,
młoda hrabianka natknęła się na Louisa, który ujrzawszy dziewczynę zdobył się
na szczery uśmiech. Jego pociągła twarz promieniała radością, a oczy lekko
rozszerzyły się, jak u dziecka, które ożywia się na widok nowej zabawki.
- Estelle! Właśnie miałem okazję
u ciebie gościć…
- Naprawdę? – przerwała mu. –
Jaka szkoda, że nic nie wiedziałam o twojej wizycie. Na pewno byłabym w domu.
Czy były to odwiedziny w jakimś konkretnym celu?
- Tak, Maxime zaprasza ciebie i
twoje wujostwo na swoje urodziny – odparł Louis. – Wiesz dobrze, że od kiedy
jego sercem i umysłem zawładnęła mademoiselle Eloise, wybacz mi, że to powiem…
Maxime postanowił już więcej się do ciebie nie odzywać. Zatem nie mógł wręczyć
ci zaproszenia osobiście.
- To dlaczego mnie zaprasza?
- Tylko przez wzgląd na swojego
stryja, który jest przyjacielem twojego wujostwa. Oprócz tego książę
Jabłonowski dowiedział się o talencie Drishki. Z racji, iż do tej pory jeszcze
nie miał przyjemności poznać jej, postanowił urządzić na urodzinach Maxime’a
jej recital.
- Wspaniale! – Estelle
uśmiechnęła się na myśl, że ktoś docenia
jej przyjaciółkę. – Kiedy są urodziny Maxime’a?
- Zapomniałaś? Przez cztery lata
świętowaliśmy razem urodziny Maxime’a w Paryżu. Pamiętasz jeszcze smak
czekoladowego tortu madame Villeau z jego trzynastych urodzin, którym to
poplamiłaś nową sukienkę ? – zaśmiał się młodzieniec. – Maxime pobrudził cię
ciastem, zdmuchnąwszy na ciebie świeczki i polewę.
- To była bardzo niezręczna
sytuacja! Wyglądałam jak brudna świnka, która ledwo wyszła z błota. Ciebie to
bawi, Louisie?! Miałam ochotę zrobić kulistą papkę z tortu i z całej siły
rzucić nią w Maxime’a.
- Estelle! Jesteś taka
pamiętliwa…
- Do dziś mu tego nie wybaczyłam!
– powiedziała stanowczo, robiąc nadąsaną minkę.
- Nawet na balu debiutanckim w
Operze Wiedeńskiej…
- Dosyć! Nie o tym mieliśmy
mówić, prawda? Przeszłości nie da się zmienić.
- Proszę o wybaczenie,
mademoiselle. – Louis próbował być poważny, lecz na jego pogodnym obliczu
pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Nie patrz tak na mnie!
Przypominasz mi Cyrila, który czasem tak zerka na Drishkę, gdy się z nią
droczy. Ostatnio stwierdził, że nasza przyjaciółka ślicznie wygląda, gdy się
rumieni, więc takim spojrzeniem onieśmiela ją, by zobaczyć, jak jej policzki
pokrywają się purpurą.
- Coś mi mówi, że ta dwójka
jeszcze nas zaskoczy. Gdy wychodziłem byli w siebie zapatrzeni jak w obrazek –
odparł Louis. – Cóż, mademoiselle Estelle, żegnam i do zobaczenia wkrótce na
urodzinach Maxime’a.
- Czekaj! Nie odpowiedziałeś mi,
kiedy to będzie… - krzyknęła za nim dziewczyna, lecz postać przyjaciela
zniknęła za najbliższym zakrętem, jakby rozpłynęła się w soczystej zieleni
przydrożnych cyprysów.
Estelle stanęła pod hebanowymi
drzwiami od pokoju gościnnego, gdzie Drishka wraz z ciocią Juliette codziennie
ćwiczyły naukę gry na skrzypcach. Z małego buduaru wydobywała się czysta
melodia jednego z utworów operetki „Wesoła wdówka”. Przez jakiś czas, zasłuchana
w piękną muzykę, nie miała pewności czy powinna wejść do środka i przeszkodzić w
lekcji. Jednakże ciocia nieraz pozwalała jej przysłuchiwać się ich grze,
dlatego dziewczyna nacisnęła mosiężną klamkę i poruszyła skrzypiące drzwi.
Jakie było jej zdziwienie, gdy
zamiast cioci ujrzała Cyrila Popolovinsky, który nie tylko słuchał uważnie gry
ciemnowłosej dziewczyny, ale także delikatnie muskał wąskimi ustami jej drobną
szyję. Byli tak pochłonięci sobą, że nawet nie zauważyli, że do pomieszczenia
weszła Estelle. Wtem, popatrzyli po sobie ze zdziwieniem, Cyril przełknął ślinę
i zagryzł wargę. Zawstydzona Drishka zarumieniła się, jak dojrzałe jabłko i
natychmiast przerwała grę, a Estelle czując, że weszła w najmniej odpowiednim
momencie, natychmiast udała się do wyjścia.
Młoda hrabianka była tak zaskoczona
tym, co ujrzała, że przez parę chwil nie mogła dość do siebie. Jej serce biło z
szybkością rozpędzonego pociągu, a na czole poczuła drobne krople potu.
„Wiedziałam, że nie należało tam
wchodzić!” – pomyślała, ocierając czoło jedwabną chusteczką, gdy znalazła się
już w swoim pokoju. - Louis miał rację… - szepnęła cicho, powróciwszy do
wydarzeń z wypadku Drishki, gdy to Cyril po raz pierwszy ujrzał Rosjankę.
Nagle przed Estelle stanęła smukła
postać ciemnowłosej dziewczyny, która nerwowo szarpiąc kosmyki kędzierzawych
włosów, w końcu zdobyła się na parę bełkoczących słów.
- Estelle! – Wzięła głęboki oddech.
– Jest mi tak głupio, wiem, że źle postąpiłam…
- Jak to, droga Drishko? Dlaczego
źle? Przecież odnalazłaś swoje szczęście. Moje gratulacje! – młoda hrabianka
uścisnęła przyjaciółkę. – Chevalier Popolovinsky to wspaniała partia dla
ciebie.
- Nie! Estelle, jak możesz ?
Dobrze wiesz, że to nie jest człowiek, którego mogłabym pokochać.
- Mon Dieu, Drishko! Przecież
dzisiaj…
- To co widziałaś… - Oczy Drishki
napełniły się łzami. – Nie było tym, co zapewne przyszło ci na myśl. Ja go nie
kocham. Moje serce zawsze należało do Maxime’a. Wiesz dobrze, od kiedy
zamieszkałam z rodziną jego matki, pokochałam go i nie wyobrażam sobie życia
bez niego. Nawet teraz, gdy zapewne oświadczy się mademoiselle Eloise. Ma ami,
on mnie też kochał. Ja wiem, że jeszcze jest nadzieja… W środę mam recital na
jego urodzinach. Zagram utwór, który tak bardzo lubi. Ćwiczyłam po nocach i
teraz wiem, że potrafię go zagrać bez najmniejszego fałszu. Gdy usłyszy ową
melodię, zrozumie, jak bardzo go kocham…
- Drishko, ale uważasz, że to już
na nic się nie zda? Ona zawładnęła nim całkowicie. Nie sądziłam, że tak rozważnego
człowieka mogłaby zaintrygować tak próżna osoba, ale sama pomyśl… On nie
zasługuje na ciebie!
- Nie masz racji, moja droga
Estelle! On mnie kocha. Jestem tego pewna i zobaczysz, że jeszcze na swoich
urodzinach poprosi mnie o rękę. Madame Villeau na pewno by tego chciała,
zwłaszcza teraz, gdy jej mąż może umrzeć. Kto zaopiekuje się przyrodnimi
siostrami Maxime’a? Ona sama nie da rady.
- Maxime jest księciem, a ty
zwykłą służącą! – wybuchła, lecz po chwili zagryzła wargi. – Przepraszam,
Drishko, ja nie chciałam…
- Wiem, masz rację. Jestem tylko
zwykłą służącą, przyjaciółką z dzieciństwa, którą zgodziła się wychowywać jego
matka. Zatem wielkim szczęściem powinno być dla mnie, że chevalier Cyril Popolovinsky, wywodzący się z arystokracji,
okazał się na tyle łaskawy by mnie pokochać – syknęła Rosjanka i sięgnęła po
skrzypce, aby urwać struny.
- Co ty wyprawiasz! Drishko!
Zacznij doceniać to, co przygotował dla ciebie los. Nawet nie wiesz, jak bardzo
ci zazdroszczę…
- Ty z nim tańczyłaś na balu
debiutanckim!
- Dalej nie możesz mi tego
zapomnieć. Drishko, pamiętaj, że nic nie dzieje się przypadkiem.
- Zapewne – szepnęła, odkładając
instrument. – Zagram na urodzinach Maxime’a. To taki mój pożegnalny prezent.
- Wyjeżdżasz?!
- Nie, spróbuje pokochać Cyrila.
Dziękuję, Estelle – powiedziała Drishka i rzuciła się w objęcia przyjaciółki.
Estelle uśmiechnęła się blado. Tak samo ona musiała przed paru laty zapomnieć o
synu barona, Xavierze Gajeckim. Estelle poznała go, gdy nie wiedząc nic o swoim
pochodzeniu, była pastereczką na folwarku jego rodziców. Byli dziećmi, lecz
między nimi istniała tajemnicza więź, którą Estelle określała zakochaniem.
Niestety chłopak nie odwzajemniał jej uczuć, a rodzice wyznaczyli mu na
przyszła żonę Rychezę Ignacjewicz, córkę bogatego Żyda z Łodzi. Estelle zastanowiła się przez chwilę.
„Przecież on mnie widział na balu
debiutanckim sprzed roku. Już wie, że jestem hrabianką, zatem dlaczego dalej ją
kocha… Byłabym lepsza partią!”
Dziewczyna westchnęła ciężko i
otarła małą łzę, która poczuła na swoim bladym policzku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz