Rozdział XVII
Magiczne sztuczki
Cyril spojrzał łagodnie na młodą dziewczynę,
haftującą kwiecisty wzorek na lnianej serwetce. Ciemnowłosa postać o morskich
oczach, które przypominały wzburzone fale, z niezwykłą precyzją przeciągała
kolorowe nitki przez ucho igielne, po czym tworzyła z nich barwne krzyżyki,
układające się z pewnej odległości w płatki różane i smukłe kielichy tulipanów.
- Panno Drishko - wyszeptał
chevalier Popolovinsky, podchodząc bliżej dziewczyny, która nie przerywała
swojej roboty. – Wysłuchaj mnie … - Spróbował ponownie, jednak Rosjanka nie
miała zamiaru spojrzeć w jego oblicze. – Proszę…
- Cyril! – jęknęła, przerywając
haftowanie, gdy tylko poczuła palce młodzieńca na swoim policzku.
- Ja… Przepraszam, to było
nietaktowne zachowanie. Wybacz… nie
powinienem... – mówił szybko przerywanymi słówkami, cofając dłoń. – Uraziłem
panienkę…
- Nie, chevalier Popolovinsky. To
ja proszę o wybaczenie… - powiedziała cicho, spuszczając głowę. Tak
wiele ci zawdzięczam, a wciąż w pełni nie potrafię zaufać.
- Nie żywię do panienki żadnej urazy,
moja droga Drishko. Wiem, że kochasz Maxime’a… Estelle mi powiedziała, gdy czekałem, aż się
ockniesz. Myślałem, że zemdlałaś na wieść, że książę Antoni Jabłonowski jest
twoim ojcem. Jednakże nigdy bym nie pomyślał, że bardziej przeraził cię fakt,
iż Maxime to twój kuzyn. Zatem będziesz go mogła poślubić. Małżeństwa wśród
kuzynostwa są często spotykane, zwłaszcza u rodzin arystokratycznych, a wiemy
już, że twoja matka była ze szlacheckiego rodu…
- Proszę, Cyril… - Dziewczyna natychmiast przerwała jego wypowiedź. - Może sobie coś imaginowałam, ale teraz to już jest pewne, iż Maxime ożeni się z
mademoiselle de Saint-Blaune…
- Słusznie, u kuzynów mogą
wystąpić powikłania, choroby, a ich dzieci prawdopodobnie umrą przedwcześnie –
podjął chudy blondyn. - A zatem chcesz powiedzieć, że przyjęłabyś moje uczucie
tylko z litości. – Młodzieniec przegryzł wargę, ale po chwili ciężko westchnął
i, próbując złagodzić swoje rozdrażnienie, przemówił spokojnie do Drishki,
która strasznie pobladła. - Jesteś najrozsądniejszą panną jaką znam. Tyle
zalet; dobroć, pracowitość, lojalność, a przy tym jesteś muzycznie uzdolniona
i twoją urodę mogliby wychwalać w pieśniach średniowieczni trubadurzy, gdybyś
żyła w tamtych czasach. Byłbym twoim rycerzem, walczyłbym z każdym, kto by
tylko wywołał twój smutek i niezadowolenie. Jakże pięknie byłoby umrzeć z twoim
imieniem na ustach… - mówił jak natchniony, a Rosjanka poczuła mocny uścisk
dłoni Cyrila, na swoich delikatnych palcach. - Panno Drishko… - Chevalier
Popolovinsky uklęknął przed dziewczyną, która wstała, by powstrzymać go od tego
czynu. - Jeśli mnie nie kochasz, rzeknij tylko słowo, a zniknę jak cień.
Jednak, jeśli żywisz do mnie choć trochę sympatii, pozwól mi chociaż być twoim
sługą, wiernym przyjacielem. Uczynię dla ciebie wszystko, bo na to zasługujesz.
Możesz kochać Maxime, jako kuzyna, jako przyjaciela z dawnych lat, a nawet
miłością, z której rodzi się pożądanie. Jednak czy będziesz szczęśliwa? Czy
trwając przy swoich ideałach będziesz potrafiła znieść cierpienie nieodwzajemnionego
uczucia? Maxime jest zakochany w mademoiselle Eloise i jestem przekonany, że
gdyby miał nagle poślubić ciebie, zrobiłby to, bo karze mu rodzina. Wierzę, że
byłby dobrym i czułym mężem, ale jego serce wciąż należałoby do Eloise. A nie
ma nic gorszego, niż kochać kogoś, kto już dawno serce stracił. Możesz mieć
jego ciało, ale bez serca. Czy o tym marzyłaś? Wiem, iż nigdy nie będę dla
ciebie tak ważny jak Maxime, ale proszę pozwól mi dalej cię uwielbiać… Drisho,
droga panno Alexandrine Dmitriejewno, tak bardzo cię kocham…
Rosjanka nie mogła się ruszyć z
miejsca. Czuła się jakby nie miała jednej zwichniętej nogi, lecz obie złamane i
unieruchomione w grubej warstwie gipsu, która uniemożliwiała każdą próbę
przesunięcia kończyn. Ciemne plamy pojawiły się przed jej oczami, a do głowy
uderzały fale gorąca. Była pewna, że zaraz zemdleje, lecz oto zrozumiała, czym
jest prawdziwa miłość.
„Dziękuję, Estelle” – przeszło
jej przez myśl. Przypomniała sobie bowiem ostatnia rozmowę z przyjaciółką.
Młoda hrabianka nie była tego dnia obecna,
ponieważ pojechała z wujostwem do Fiesole na powitanie
markiza de Saint- Blaune i jego rodziny. Rodzice mademoiselle Eloise
przyjechali do Italii, aby zabrać córkę do Paryża. Dziewczynie bardzo zależało
na tym, aby jej najbliżsi poznali bliżej książąt Jabłonowskich. Zatem tydzień
po urodzinach Maxime miało dojść do spotkania między ich rodzinami oraz
zaprzyjaźnioną arystokracją.
Drishka jeszcze raz podziękowała w duchu Estelle, po czym
otworzyła niepewnie malinowe usta. Drżała na całym ciele, lecz mimo to,
próbowała przemówić z całym opanowaniem, na jaki w tej chwili mogła się zdobyć.
- Cyril, mój drogi. Jest mi
niewymownie głupio. Żyłam w jakimś wyimaginowanym świecie, gdzie wszystko miało się układać jak
w bajce. Rzeczywistość jest inna. Po co
komu ideały, wzorce czy inne nierealne marzenia, jak można mieć to, co
prawdziwe… Wiem jedno, twoja miłość jest najprawdziwsza, a ty zawsze będziesz
moim oddanym przyjacielem. To tak wiele dla mnie znaczy, jeszcze nikt nigdy nie
okazał mi tyle, ile tobie zawdzięczam. Cyrilu, proszę cię tylko o jedno…
- Mów, co pragniesz, a rozkoszą
będzie dla mnie to spełnić.
- Cyrilu Władimirowiczu Popolovinsky,
czy mogłabym sobie wyobrazić wspanialszego męża? Ufać komuś bardziej, niż tobie? Chcę, abyś
był moim rycerzem, a ja zostanę panią twojego serca już po wszystkie dni mojego
życia, dlatego proszę wybacz mi. Wybacz mi wszystko, w czym ci zawiniłam. Nie
jestem godna, aby choć szepnąć jak bardzo cię kocham…
- Naprawdę nie mam ci czego wybaczać! Kocham moją Drishkę całym sercem i jak
najbardziej jest ona mnie godna. Życie bym poświęcił dla niej! Modlę się w duchu, aby ta cudowna chwila
trwała wiecznie. Alexandrine Dmitriejewno, czy zostaniesz moją żoną?
- Tak… – rzekła Drishka, niemalże
płacząc, a Cyril nałożył na jej palec pierścionek zaręczynowy. Małe, diamentowe oczko błyszczało, niczym
tysiące gwiazd.
- Już zawsze będziemy razem, Drisho
– szepnął chudy blondyn, składając na
ustach wzruszonej dziewczyny namiętny pocałunek.
W tej samej chwili, gdy Drishka
przyjmowała zaręczyny Cyrila, siedemnastoletnia Estelle siedziała cicho przy
dębowym stole w salonie markizy de Saint-Blaune. Pomieszczenie, gdzie starsza
pani przyjmowała gości z arystokracji, było przestrzenne i urządzone z wielkim
przepychem. Same marmurowe ściany i terakotowa posadzka zdawały się lśnić
bardziej od srebrzystej tafli lustra, a do tego dochodziły liczne zdobienia
przy oknach, sztukaterie i cała kolekcja małych portrecików członków rodziny,
których to wizerunki były oprawione w mosiężne ramy. Charakterystyczne dla
markizów de Saint-Blaune zaokrąglone rysy twarzy i piwne oczy wykrzywiały swoje
nadęte oblicza, jakby w grymasie niezadowolenia. Estelle czuła się wśród nich
jak intruz i nie miała najmniejszej ochoty, aby zapoznać się osobiście z całą familią. Dziewczyna
spojrzała w górę, szukając pomocy. Jednak poczuła jeszcze większy strach,
zauważywszy monumentalne malowidło.
- Młodą hrabiankę zaciekawił nasz
barokowy fresk? – spytała Simonetta de Saint-Blaune.
- Jest niesamowity… - wyszeptała
dziewczyna, pomyślawszy, iż fragment obrazu może lada chwila spaść na jej
głowę.
- Mitologiczny obraz zdobi ten sufit
od pokoleń. Przedstawia Amora i Psyche.
- Doprawdy przepiękny – wtrąciła
się Juliette. – A kiedy wreszcie ujrzymy
rodzinę pani syna?
- Są na spacerze w ogrodzie razem
z księciem Antonim Jabłonowskim. Héloïse i Maximilien przygotowują
niespodziankę dla nich oraz zaproszonych gości, dlatego zabronili im przebywać
w willi. – odparła Simonetta.
- Zatem czyż i my nie powinniśmy
do nich dołączyć? – zapytał Eduard, zerkając nerwowo na małego Mathieu, który
bujał się na krześle.
- Héloïse była tak bardzo
zauroczona pani grą na skrzypcach podczas przyjęcia u książąt Jabłonoskich, iż
zapragnęła, aby droga madame coś zagrała dla jej rodziny.
- A to niespodzianka! – jęknęła
Juliette. – Mogła mnie uprzedzić wcześniej, nie mam ze sobą skrzypiec…
- Jak to? Przecież wysłałam pani
wiadomość razem z zaproszeniem. – Zagryzła wargę starsza dama. - Zatrzymałam was tutaj myśląc, że zaraz
zacznie droga madame swoja próbę…
- Przykro mi, nie dostałam żadnej
wiadomości – odparła Juliette. – Zapewne zagubiła się na poczcie. Bez skrzypiec
nie zagram! Będę musiała przeprosić mademoiselle de Saint-Blaune .
- Proszę się nie martwić, kochana
ciociu – odezwała się Estelle. – Do Florencji nie jest stąd daleko! Mogę
pojechać po skrzypce do domu. Wystąpi ciocia…
- Nasz powóz już dawno odjechał.
Stangret obiecał wrócić po nas dopiero za cztery godziny – posmutniała
Juliette.
- A jednak to wspaniały pomysł,
mademoiselle Estelle! – Klasnęła w dłonie Simonetta. – Mój samochód jest przed bramą
wjazdową… Weź pięć lirów – rzekła, wyjmując pieniądze z eleganckiej portmonetki.
– Poszukaj mojego służącego - Biaggio, pamiętasz go? Poproś w moim imieniu, aby
pojechał z tobą do Florencji, a liry przyjął za fatygę.
- Grazie, signora de Saint-Blaune. Obiecuję,
że przyjadę na czas!
Młoda hrabianka pobiegła przed
willę, aby odnaleźć młodzieńca. Dobrze znany samochód markizy znajdował się,
tak jak powiedziała przed bramą, lecz po Biaggio ani śladu. Dziewczyna
westchnęła cicho i miała już wracać do madame de Saint-Blaune po konkretne wskazówki
znalezienia służącego, gdy wtem ujrzała opalonego młodzieńca, który nucił coś
pod rozłożystym cyprysem.
- Biaggio! – Młodej hrabiance
zabłysły oczy.
- Signorina Estelle… -
Młodzieniec rozpoznał młodą hrabiankę. – W czym mogę służyć?
Estelle uśmiechnęła się
promiennie i zaczęła tłumaczyć mu, jak miałby jej pomoc, aby dostała się szybko
do domu.
Zaraz po tym, jak Estelle opuściła
salon, w pomieszczeniu zaczęli gromadzić się zaproszeni goście, którzy zostali
poproszeni przez Maxime’a, aby tam poczekali zanim zacznie się występ.
– A… bambino mio! – radośnie
krzyknęła Simonetta, zobaczywszy we drzwiach syna.
- Mamma! – Uradowany mężczyzna o
piwnych oczach, ucałował jej pomarszczoną
dłoń.
Był to markiz Yves de Saint-Blaune. Po przywitaniu się z matką, podszedł
do Juliette Ellard i jej rodziny.
- Bonjour , madame – powiedział, skłoniwszy
głowę. – Jak miło, że zawitaliście do Fiesole.
- Dziękujemy za zaproszenie. Myślałam, że przybył pan z małżonką.
- Ależ oczywiście, ona też tu jest. Genevieve! Oto i ona –
uśmiechnął się postaci, która po chwili przekroczyła próg salonu.
Do pomieszczenia weszła wysoka
kobieta w bladoróżowej sukni i naszyjniku z drobnych pereł. Miała pociągłą
twarz o regularnych rysach. Cienkie, piaszczyste kosmyki włosów układały się w
misterny kok według najnowszej mody, a krwistoczerwone usta poruszały się
szybko, gdy wymieniała grzeczności z teściową i gośćmi. Nie brak jej było
pewności siebie i dumy. Wyniośle spojrzała po wszystkich twarzach zgromadzonych
w salonie.
- Bonjour! Miło znów ujrzeć
szanownych przyjaciół naszej rodziny. Jaki śliczny chłopiec – pogłaskała po
głowie Mathieu, który wstał ze swojego miejsca i grzecznie przywitał się z
markizą. – Czyż nie jest u państwa na wakacjach bratanica? Dlaczego nie
przyjechała, aby nas przywitać?
- Estelle… - zaczęła niepewnie
Juliette. – Spóźni się, może zdąży na koniec przyjęcia.
- Czy coś się stało?
- Zaniemogła ostatnio, a nie
chcieliśmy jej przemęczać – skłamał Eduard. Zrobił to, ponieważ nikt nie mógł
wiedzieć o tym, że nie dotarła wiadomość o koncercie Juliette. Genevieve nie
była lubiana przez państwo Ellard i ich rodzinę, dlatego taka sytuacja mogłaby
się szybko obrócić przeciwko nim.
- Quel dommage! – rzekła
lakonicznie, gdyż usłyszała głos swojej najmłodszej córki.
- Maman! Maman! – krzyknęła mała
dziewczynka, która mogła mieć najwyżej dziesięć lat. Jej kręcone włosy o barwie
pszenicy falowały delikatnie, gdy wbiegła do salonu. Była ubrana w liliową
sukienkę do kolan, a na głowie miała jedwabną kokardkę.
- Hyacinthe! Jesteś wśród gości,
przywitaj się grzecznie!
- Pardon, maman… - odparło
dziecko, po czym dygnęło w stronę ludzi zebranych w salonie.
- Co się stało, kruszynko? –
spytał dziewczynkę ojciec.
- Eloise i Maxime serdecznie
zapraszają wszystkich do sąsiedniego pokoju na występ. To będzie coś
specjalnego! – odparła, radośnie skacząc.
- Zaraz tam będziemy. A Hélène i Blaise dalej spacerują po ogrodzie?
- Non. Razem z Hugo i Claire
zajęli już miejsca… Tylko na was czekamy.
- Cóż, moi państwo. Zobaczmy, co
przygotowały dla nas nasze dzieci.
Ustawione w trzech rzędach
krzesła czekały już na gości. Jako pierwsza weszła Simonetta de Saint- Blaune,
której podał ramię Maxime. Młodzieniec był ubrany jedwabny frak o ciemnej barwie, a jego głowę ozdabiał
cylinder. Kobieta z jego pomocą zajęła miejsce w pierwszym rzędzie, przed
którym znajdował się niewielki stolik z taliami kart i kolorowymi wstążkami.
Była tam też mała skrzynka z żelaznym okuciem, której przyglądała się
zaciekawiona panna Eloise. Wystrojona w morelową sukienkę, której falbany
sięgały do kostek, nachylała się coraz bliżej tajemniczego przedmiotu.
- Jeszcze nie teraz. – Pogroził
palcem Maxime. – Zaczekaj na przedstawienie…
- Co w niej jest? – spytała
blondynka, uśmiechając się słodko.
- Wkrótce się dowiesz, a teraz
dołącz do widowni – odparł młodzieniec, biorąc do ręki talię kart.
- Czy już wszyscy zajęli miejsca?
– spytał Hugo, pierworodny syn markiza de Saint-Blaune. Mężczyzna posiadał
podobną do matki wydłużoną twarz oraz oczy barwny piwnej, takie same jak młodsza
siostra - Eloise. Tuż obok niego siedziała Claire, jego młoda żona.
Kobieta bawiła się złotym medalionem, który zdobił
jej smukłą szyję, a co jakiś czas zerkała w stronę przybyłych gości swoimi
wielkimi, błękitnymi oczami. Nie była lubiona w rodzinie de Saint-Blaune.
Wszyscy uważali, że jest za spokojna i cicha. Według Genevieve byłoby dla niej
lepiej, gdyby została mniszką lub pustelnicą. Wtedy jej syn nigdy by się nie
ożenił z tą „nieśmiałą ropuchą”. Jednak, jak miała się nie zgodzić na to
małżeństwo, skoro Claire jest jedyną córką wicehrabiego de Valois – wpływowego arystokraty,
który dał ukochanemu dziecku w posagu trzy wioski na południu Francji, mały
dworek i sto tysięcy franków.
Tak jak markiza była przeciwna
małżeństwu syna, tak bardzo popierała związek najstarszej córki z amerykańskim
przedsiębiorcą o francuskich korzeniach. Blaise FitzNelaine uważał się za
wnuka francuskiej hrabiny, która rzekomo
zapisała mu w spadku milion dolarów. Nikt jednak nie był do końca pewny, jakie
jest jego prawdziwe pochodzenie. Mężczyzna oczarował markizów de Saint-Blaune
wysoką kulturą osobistą, szarmanckim zachowaniem oraz pieniędzmi, które wciąż
inwestował. Hélène, będąc najstarszą córką, skupiała na sobie całą uwagę matki.
Markiza rozpieszczała córkę i nieraz wyraźnie dawała do zrozumienia pozostałym
dzieciom, jak bardzo ważne jest dla niej szczęście oraz spełnienie każdej
zachcianki ukochanej córki. Lène, bo tak nazywała ją pieszczotliwie matka,
wyrosła na piękną dziewczynę, lecz próżną i zadufaną w sobie. Żyjąc w
przekonaniu, że należy jej się wszystko od życia, nie raz wywyższała się i
pogardliwie traktowała rodzeństwo, a zwłaszcza młodszą o dwa lata siostrę,
Eloise. Dziewczyna, dorastając w cieniu starszej siostry, nauczyła się walczyć
o swoje oraz zawsze starała się robić
wszystko, by matka także zwróciła na nią uwagę.
- Madame Ellard! – Do Juliette podbiegła
mademoiselle de Saint-Blaune.
- Eloise. Jak miło cię widzieć… -
odparła nieco zdenerwowana Juliette.
- Czy uświetni pani nasz występ
swoją grą na skrzypcach? Babcia wysłała wiadomość, prawda?
- Oczywiście, mademoiselle.
Pozwól, że zagram na końcu, aby uwaga gości mogła skupić się na waszych
występach.
- Bene, dziękujemy madame Ellard!
– odparła uradowana Eloise.
„ Oby Estelle zdążyła…” –
pomyślała w duchu Juliette, zajmując swoje miejsce obok męża i synka.
- Nie denerwuj się – pocieszył ją
Eduard, odgadując jej myśli. – Niebawem tu będzie…
Gdy tylko wszyscy zajęli miejsca
w pokoju, Maximilien uroczyście powitał gości oraz zaprowadził markizów de
Saint-Blaune na honorowe miejsca. Rodzice Eloise otrzymali ogromne bukiety
kwiatów, a mała Hyacinthe zaśpiewała dla nich piosenkę. Wszyscy byli zachwyceni
głosem dziewczynki, która nieco zawstydzona, szybko usiadła obok matki.
- A teraz, drodzy państwo… proszę
o wielkie brawa dla magika Maxime’a! – Klasnęła w dłonie Eloise, prezentując
młodzieńca w czarnej pelerynie, który ukłonił się publiczności, zdejmując
kapelusz.
- Mesdames et Messieurs. Zaraz
odgadnę każą kartę, którą ktoś wskaże z widowni… Czy są chętni?
- Ja! – pisnął mały Mathieu,
unosząc rękę do góry.
- Zapraszam na scenę! –
uśmiechnął się młodzieniec.
Maxime odgadł bez trudu kartę,
którą wskazał maluch oraz te, które następnie wskazali markiz de Saint-Blaune i
Blaise FitzNelaine. To było nieprawdopodobne, aby młodzieniec szybko i
poprawnie odgadywał karty. Ostatecznie zdobył sobie uznanie, gdy wskazywała karty
Simonetta.
Przez cały występ młodzieńca
Genevieve bacznie obserwowała stosunek młodzieńca do swojej drugiej córki.
Miała nadzieje, że podczas pobytu Eloise zdołała już na tyle zainteresować sobą
młodego księcia, aby w nieodległej przyszłości bez wahania poprosił ja o rękę.
Zaciekawiona na ile udało się to jej córce, postanowiła zabrać ją do Paryża, by
ta rozłąka jeszcze bardziej rozpaliła uczucie miłości u Maxime’a.
„ Ten uśmiech, spojrzenie… Tym
razem to nie de Lilas-Chavriere odbierze coś co powinno należeć do de Saint-Blaune.
Byłam pełna obaw po balu w Operze Wiedeńskiej, a tu proszę… Dziewczyna nawet
się nie zjawiła i dobrze! Nie ujrzy jak Maxime ostatecznie udowodni swoją
miłość do mojej córeczki. W jego sercu jest tylko ona! Jaka szkoda, że Lène nie jest w jego wieku… Piękna byłaby z
nich para…” – rozmyślała, przyglądając się młodemu księciu, który wyjął z
kapelusza białego króliczka i posadził go na kolanach Eloise.
- Cher prince! – odezwała się
nagle Genevieve. – Tak pięknie odgadujesz karty… A czy potrafiłbyś rozpoznać
którąś z osób w tym pokoju zaledwie po uścisku dłoni?
- To trudne zadanie, madame, ale
jednak spróbuję.
- Wspaniale! – Zasłoń mu oczy
atłasową wstążką, Eloise, a mała Hyacinthe wybierze kogoś… - dodała,
rozglądając się po pomieszczeniu.
„ Tak ją kocha, że każdą kobiecą
dłoń nazwie panną Eloise! Kogo by tu wybrać… Lène? Nie upokorzę tak
najukochańszego dziecka… A może ropuchę Claire? Mogłaby się dowartościować!” –
myślała w duchu.
Wtem drzwi lekko uchyliły się, a
do pomieszczenia weszła nieśmiało Estelle, niosąc skrzypce cioci.
„ Idealnie! A jednak zjawiła się!
On nie wie, że przyszła więc, tym większe poczuje rozczarowanie, słysząc, jak
nazywa ją Eloise! W ten sposób raz na zawsze de Lilas-Chavriere przestanie być
konkurencją dla mojej córki…” – Ironiczny uśmieszek pojawił się przez moment na
jej twarzy, po czym szepnęła do najmłodszej córki.
- Hyacinthe, podaj Maxime’owi
rękę tamtej dziewczyny.
- Oui, maman – odparło dziecko,
podchodząc do Estelle.
Najmłodsza z rodziny de
Saint-Blaune pociągnęła ją za rękę i podała młodemu księciu, który
zdezorientowany stał na środku pokoju. W lewej dłoni trzymał cylinder, a prawą
wyciągnął, czekając na podanie.
Gdy poczuł lekki uścisk, przez
moment znieruchomiał i zadrżał na całym ciele… Eloise? Dotyk jej miękkiej dłoni
nigdy jeszcze nie wywołał w nim tyle emocji… Czyżby wreszcie poczuł prawdziwą
miłość do córki markiza? Wcześniej wszystko było rywalizacją pomiędzy nim, a
Alessio. Teraz mógł naprawdę się w niej zakochać. Jednak miał dziwne przeczucie,
że to nie może być jego ukochana. Dłoń była drobna, także lekko drżąca i…
nasuwała mu na myśl pewne wydarzenia z przeszłości. Do kogo należy ta
dziewczęca dłoń? Pierwszy raz poczuł coś takiego, jakby nagle uderzył w niego
piorun… Czy dlatego, że ich ręce drżały niespokojnie. Wyładowania elektryczne,
plus i minus. Zupełnie różne charaktery, a gdy zbliżą się do siebie… iskrzy.
„ Już… To Eloise! Tylko o niej myślisz!
Kochasz ją!” – krzyczała w myślach Genevieve, bacznie obserwując całą sytuację.
Pozostałe osoby także nie odrywały wzroku od nich.
- E… Estelle – szepnął w końcu
Maxime, uśmiechając się lekko.
Witam :) Blog o Czarownicach jest zawieszony i niedokończony, ale cieszę się, że mnie znalazłaś, bo tylko ja z nas dwóch (bo we dwie z koleżanką pisałyśmy tamten blog) ciągnę 'karierę' blogową xd
OdpowiedzUsuńBądź pewna, że powrócę do czytania Twojej historii, gdy tylko wrócę do domu, a będzie to dziś wieczorem ^_^
Osobiście zapraszam na swoje blogi, które są o tematyce narutowskiej, ale to w SPAM'ie.
Pozdrawiam,
Rina :)
Ło Jezu! Dziewczyno, zaskakujesz z każdym kolejnym akapitem (w ogóle mogłabyś je wstawić, bo tekst wtedy wygląda estetyczniej). Mam nadzieję, że Maxime będzie z Estelle, bo... Eloise nie lubię, no! xd
UsuńA Drishka to naprawdę piękna dziewczyna (jeżeli zdjęcie w bohaterach ją odzwierciedla), chyba najbardziej mi się podoba z tych wszystkich bohaterów.
Obiecałam, że przeczytam?
Wiem, że trochę się spóźniłam, no ale cóż... xd
Pozdrawiam,
Rina!
Końcówka świetna! Tylko, że czuję się strasznie zniecierpliwiona bo nie mogę sie już doczekać kolejnego rozdziału. Jak zwykle zadziwiasz. :) Brawo!
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie na Rozdział 012 „ tajemnice” na adres http://pokochac-lotra.blogspot.com! Życzę przyjemnej lektury!
OdpowiedzUsuńP.s. nowy rozdział mam co nadrabiać i biorę się za niego!
Czuję się trochę nieswojo czytając tylko ostatni rozdział, ale nadrobię. :) Jak na razie bardzo podoba mi się twój sposób pisania. Myślę, że zostanę tu na dłużej.
OdpowiedzUsuńZapraszam również na nowego bloga mojej koleżanki wysniony-swiat.blogspot.com
Pozdrawiam,
Hekate♥
Zaskoczyłaś mnie tymi rozdziałami, nie sądziłam, że panna Drishka jest kuzynką braciszków Jabłonowskich. W sumie to nie dziwię się jej rozpaczy na wieść, że jej ukochany jest jej kuzynem. Załamała się dziewczyna, to w pełni zrozumiałe. A to co potem się wydarzyło ( mam na myśli oświadczyny Cyrila) naprawdę romantyczna scena. Choć ja przyznam szczerze nie przepadam za ckliwymi historiami z cyklu " Żyli długo i szczęśliwie" uwielbiam dramaty, bo dla mnie życie samo w sobie jest już dramatem " Raz na wozie, raz pod wozem" jak głosi przysłowie. No i Maxime ... Czyżby wreszcie przejrzał na oczy ...? :)
OdpowiedzUsuńWitaj kochana.
OdpowiedzUsuńW końcu wpadłam do Ciebie.
Aj podobały mi się oświadczyny Cyrila.
Naprawdę nie spodziewałam się że do nich w końcu dojrze.
No i Maxime... hmmm zaintrygował mnie na końcu.
Czyżby coś planował?
Aż jestem ciekawa jak to wszystko poprowadzisz.
zapowiada się dość intrygująca akcja.
osobiście nie mogę się doczekać dalszej części.
pozdrawiam i zapraszam na NN u mnie