Rozdział II
Casa dels somnis
15 grudzień 1911, Paryż
Nieznaczny
uśmiech pojawił się na bladej twarzyczce młodej hrabianki. Dziewczyna,
przewracając kolejne kartki w kajecie, zaczęła powracać w myślach do wspomnień
z minionej podróży. Jakże była uradowana z faktu, iż będzie mogła zwiedzić
Hiszpanię. Podobny dreszcz emocji poczuła w czerwcu, gdy po raz pierwszy
opuszczała Paryż. Zazwyczaj nic już nie jest takie samo, jak za pierwszym
razem. Każde kolejne wydarzenie, chociażby było bardzo podobne i tak zostawi
inny ślad w pamięci… A jednak podróż do Barcelony miała coś wspólnego z
wyjazdem do Włoch. Niosła ze sobą taką samą nadzieję, wiarę w to, że będzie
lepiej. Jedyną różnicą była tylko
świadomość wolności. Od tej pory sama decydowała o swoim losie, a dzięki
obiecującym znajomościom, które zawarła w pociągu, nie musiała się o nic
martwić w nowym otoczeniu.
Młoda
hrabianka przypomniała sobie dzień, w którym przyjechała z rodzinami Leschamps
i Darteaux do Barcelony. Był to późny wieczór i ogarniało ją straszne zmęczenie
po uciążliwej podroży koleją, ale mimo to czuła, iż musi zapamiętać ten
przełomowy moment w jej życiu. Oto sama dotarła do Hiszpanii, magicznego miejsca,
gdzie liczyła na spełnienie swoich marzeń i całkowitą odmianę dotychczasowego
życia.
Z pamiętnika
Estelle…
27.09.1911
Czy mój sen o
wolności właśnie się spełnia? Jestem w Hiszpanii... Zapadł już zmrok, a w
zasięgu mojego wzroku znajdują się tylko niewyraźne cienie rzucane przez
zabytkowe kamienice, które mijam jadąc powozem do pensjonatu. Moje serce jest
przepełnione radością i ekscytacją. Zaraz będę mogła odpocząć, oddać się
marzeniom sennym o pięknej Barcelonie. Co los mi przyniesie? Czy to tutaj
odnajdę swoje szczęście? Będę mogła zapomnieć o tym, co było i na nowo odrodzić
się? Daj Boże, aby był to najpiękniejszy czas w moim życiu. Chcę być nareszcie
sobą…
Powóz się
zatrzymał, jesteśmy na miejscu. Przed oczami ukazuje mi się piękny, drewniany budynek
z niedużym ogrodem. Jest już późny
wieczór. Srebrzysty księżyc zabłysł na niebie, a tysiące migoczących gwiazd,
niczym lampiony, rzucają światło na dróżkę do bramy wjazdowej. Casa dels somnis - głosi metalowy szyld. Marielle tłumaczy mi,
że to po katalońsku oznacza Dom snów.
-
Hiszpania składa się z regionów, tak jak Francja. W tej części kraju
ludzie szczególnie dążą do utrzymywania niezależności językowej i kulturalnej –
wyjaśnił Eugène. W jego głosie dało się zauważyć zmęczenie.
W miejscu, o tak pięknej nazwie,
jakże przyjemniej będzie można oddać się marzeniom sennym. Jedno wygodne łóżko
i może szklanka mleka na dobranoc. Nic więcej nie pragnę po tak długiej podróży.
Po chwili
zjawia się starsza kobieta o bardzo wyrazistych, piwnych oczach. Poznaje od
razu przybyłych gości. To zapewne znajoma Lechampsów i Darteaux.
- Bona tarda*! – przywitała się,
ściskając po kolei moich nowych przyjaciół i ich matki.
Na koniec spojrzała na mnie i rzekła nieco oschłym głosem:
- Służące mają pokój na ostatnim
piętrze. O świcie widzę cię w kuchni! – Jej łamany francuski trochę mnie
rozbawił, ale próbowałam do końca zachować powagę. Nie byłam już teraz głupią
panienką, która przyjechała na wakacje, tylko służącą, osobą na równi z nią.
Gdy tylko odeszła w stronę
pensjonatu z paniami Leschamps i Darteaux, Marielle, nie mogła wytrzymać i
parsknęła śmiechem.
- Za każdym razem rozbawia mnie
jej akcent! – powiedziała, gdy dostrzegła poirytowanie na twarzy Eugène’a. –
Sam przyznaj, że ona nigdy nie wymawia poprawnie nawet naszych imion. Co innego
nasz kochany Ricard.
- Kim jest Ricard? – zapytałam.
- To syn właściciela pensjonatu.
Jego matka chodziła do jednej klasy z moją maman i ciocią Sidonie. Dlatego
możemy pozwolić sobie co roku na wakacje za granicą. Czy panienka Estelle była
kiedyś po za Francją?
- Tak, we Włoszech – odparłam.
- To musiała być piękna
wycieczka, gdzie panienka znalazła pracę?
Już miałam
zdobyć się na kolejne kłamstwo, na temat mojego życiorysu, gdy nagle stanął
przed nami wysoki młodzieniec o smagłej cerze i oczach tak ciemnych jak gorzka
czekolada. Jego równie ciemne włosy targał chłodny wiatr. Skłonił się grzecznie
pannie Marielle, po czym uśmiechnął się w moją stronę.
- Ricard! – Mademoiselle
Leschamps klasnęła w dłonie.
- Hola, señoritas*! Miło mi znów
ujrzeć panienkę Leschamps. Widzę, że tym razem towarzyszy ci nowa służąca.
- To panna Estelle – odparł Eugène.
- Aa..monsieur Darteaux… Hola, el meu amic*! – Młodzieniec uścisnął
dłoń szatyna. – Witamy w Barcelonie! Niech nasi goście już pójdą odpocząć, a ja
zabiorę wasze walizki. – dodał, po czym odszedł w stronę powozu, który w
dalszym ciągu stał pod bramą.
- Jak zwykle szarmancki i uroczy
– szepnęła mi na ucho Marielle. Dziewczyna, zakręcając wokół palców rude
kosmyki włosów, posłała Ricardowi ten rodzaj uśmiechu, który moja ciotka
uznałaby za zbyt śmiały, a może wręcz uwodzicielski. - Jego postura! Mógłby
pozować jako dyskobol samemu Myronowi! – zachwycała się dalej panna Leschamps,
patrząc na mnie znacząco.
- Wezmę bagaż podręczny panienki
– odparłam szybko, czując, że moje policzki pokrywają się purpurą. Sugestie
Marielle wywoływały we mnie zażenowanie, choć sama nie wiedziałam dlaczego.
- Ja pomogę! – Usłyszałam po
chwili głos Eugène’a. – Panna Estelle nawet nie wie, gdzie są nasze pokoje.
Skinęłam głową, faktycznie nie
miałam pojęcia, gdzie zanieść skórzaną torbę panny Leschamps. Monsieur Darteaux
odebrał delikatnie z moich rąk bagaż i kiwnął wolną dłonią, abym poszła za nim.
- Marielle… Zechcesz nam
towarzyszyć?
Panna o lazurowym spojrzeniu,
zapatrzona w postać Hiszpana, który właśnie przeszedł koło niej, nawet nie
odwróciła się w stronę przyjaciela. Gdy, Eugène, ponownie zadał jej
pytanie, westchnęła żałośnie i
poprawiwszy jedwabny kapelusz, podeszła do nas.
- Drugie piętro, panno Estelle –
rzuciła lakonicznie Marielle. Nie odrywając wzroku od niknącej w mroku nocy
postaci. Weszła po marmurowych schodkach do pensjonatu i powoli zamknęła za
sobą hebanowe drzwi.
Kolacja dla
gości składała się z owoców morza; soczystych homarów o jeszcze drżących
szczypcach i małych sardynek, które tworzyły barwne kompozycje na srebrnych
półmiskach. Do tego każdy mógł spróbować sałatki z owczym serem i czarnymi
oliwkami oraz wypić musujące, czerwone wino, nazywane cavą.
Jako służąca, dostałam jedynie
soczysty kawałek melona i szklankę wody. Musiałam także zadowolić się
niewygodną pryczą w ciasnym pokoiku dla służby.
„ Jak tu nieprzyjemnie!” –
przeszło mi przez myśl, gdy po dwóch godzinach przewracania się z boku na bok,
wciąż nie mogłam zmrużyć oczu. Do tego dawał się mi we znaki nienapełniony
żołądek, który coraz głośniej domagał się ciepłego posiłku.
A może źle postąpiłam decydując
się na samotną podróż. Zachciało mi się być służącą, z nadzieją, że zobaczę Barcelonę, a tymczasem jedyne, co widzę to zakurzone zakamarki pokoju na
poddaszu. Może jutro wreszcie opuszczę tę norę? Gdy przyjdzie nowy dzień,
zjawią się nowe marzenia. Świt zawsze niesie ze sobą wiarę w lepsze jutro. A ja
tak bardzo chcę ujrzeć cel mojej podróży.
~*~
28.09.1911
Uwielbiam
poranki. Słońce, nieśmiało przedzierające się do wnętrza mieszkania, delikatnie
muska moją twarz złotymi promieniami. Czuję się tak dobrze, gdy po chwili do
moich uszu dociera melodia wygrywana na gitarze. Natychmiast zrywam się z
niewygodnej pryczy i wyglądam przez okno.
Dopiero teraz
mam okazję przyjrzeć się okolicy. Wczoraj, pod osłoną nocy, nie byłam w stanie
dokładnie pooglądać pensjonatu. W blasku słońca widzę niewielki plac, na którym
wznosi się pensjonat. Cały teren jest ogrodzony żelaznym murem z dużą bramą wjazdową.
Zaraz dalej dostrzegam brukowaną uliczkę, prowadzącą w stronę miasta. Jesteśmy
na obrzeżach Barcelony, z dala od centrum miasta. Dowiedziałam się wczoraj od Eugène, że
znajdujemy się w dzielnicy Sant Martí, która do 1897 roku była samodzielną nadmorską
miejscowością Sant Martí de Provençals.
Gdy tylko
zaglądnęłam przez okno, do moich uszu dobiegły piski mew. Rzeczywiście byłam w
pobliżu morza, jednak nie na tyle blisko, aby usłyszeć szum fal. Gdybym dostała
mieszkanie od północnej strony pensjonatu, mogłabym dostrzec Morze Śródziemne.
Jednak mimo, iż nie widziałam lazurowych fal, miałam okazję podziwiać
najprawdziwsze bursztyny. Oczy Ricarda błyszczały niczym drogocenne kamienie, które po wyrzuceniu na brzeg piaszczystej plaży, przyciągają spojrzenie. Wyrażały jego ogromną radość i
zadowolenie z życia. W dobrym humorze wygrywał katalońską balladę, pociągając struny
gitary.
Muzyka była
piękna i czysta. Nasuwała mi na myśl Drishkę, która równie znakomicie grała na skrzypcach.
Och, gdybym tylko mogła do niej napisać. Niestety bycie uciekinierką ma to do
siebie, że nikomu nie możesz powiedzieć o tym, gdzie teraz jesteś, a nawet co
czujesz. Wysłanie listu do panny Drishki świadczyłoby o mojej lekkomyślności i
przyprawiłoby mi sankcje w postaci pojawienia się ciotki Mathilde. Nie mogłam
teraz zrezygnować z moich marzeń o wolności… Nie, nie powinnam się poddać,
chodź wspomnienie kochanej Drishki sprawiło, iż zatęskniłam za Paryżem. A jeśli
w mym umyśle zagościła stolica Francji, to automatycznie zobaczyłam dom
wujostwa na rue de Passy oraz… dom Maxime’a!
Nie mogłam
uwierzyć, że madame Villeau mogłaby sprzedać ten piękny, obrośnięty bluszczem
budynek. To miejsce, które przypomina mi o mojej przeszłości, a każda rzecz z
przeszłości jest szczególnie droga mojemu sercu! To także dotyczy osób, a
Maxime’a szczególnie! Choć, wiem, ze być może nigdy go już nie spotkam i nie po
wiem mu, co przez ten cały czas czułam, to mam chociaż nadzieję, że jest teraz
szczęśliwy. Gdy tylko minie żałoba złoży mademoiselle de Saint-Blaune przysięgę
małżeńską w katedrze Notre-Dame. A wtedy na zawszę będę musiała o nim
zapomnieć. Tylko jak? Przecież to niemożliwe, aby wymazać z pamięci człowieka,
która stał się częścią mnie samej.
- Aa.. señorita Estella! –
Młodzieniec przestał grać.
Jego słowa wyrwały mnie z
zadumy. Uśmiechnęłam się, po czym nieco
speszona, zniknęłam za jedwabną zasłonką. Szybko ubrałam się i zeszłam do
kuchni, gdzie, jako służąca, miałam pomóc w przygotowaniu śniadania.
- Spóźniłaś się, leniwa krowo! –
syknęła tęga kucharka o przenikliwych, zielonych tęczówkach. Kobieta rzuciła w moją
stronę czepek i fartuch. – Twoja sukienka jest nieodpowiednia do pracy w
kuchni! To nie spacerek po parku, porcelanowa laleczko!
- Przepraszam.. – jęknęłam.
Wybierając się do Hiszpanii nie
wiedziałam przecież, że zostanę służącą. Zabrałam ze sobą moje elegancie
sukienki. Wszystkie w pastelowych barwach z koronkami i falbanami. Jednak na
całe szczęście jedna z nich była szara i dość prosta. To dziwne, że nawet ten
strój nie spodobał się kucharce.
Gdy nakryłam do stołu, otrzymałam
trochę ciepłego mleka i dwie drożdżowe bułeczki z rodzynkami. Następnie,
wiedząc iż nie jestem dłużej potrzebna w kuchni, wyszłam na zewnątrz by
zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Czemu się schowałaś? –
usłyszałam głos Ricarda. – Chciałem ci zagrać jeszcze jedną piosenkę.
Poczułam uderzające do głowy fale
gorąca. Serce zaczęło niespokojnie drzeć. Dlaczego nie potrafiłam zachować
spokoju, gdy dotknął mojej dłoni…
- Zbyt delikatna i biała –
stwierdził. – Dlaczego kłamiesz, że jesteś służącą?
- Nie, nie… Ja jestem..
- Panienką z dobrego domu! –
skwitował. – Prawdziwe dziewki z gminu, które pracują dla bogatych rodzin, mają
czerwone i szorstkie ręce. Ty nigdy nie pracowałaś na czyjeś usługi..
- Mylisz się! Tam, skąd pochodzę
cierpiałam głód i biedę! Byłam służącą na dworze i zajmowałam się wypasem
owiec!
- Nawet jeśli to prawda… Było to parę lub paręnaście lat temu. Gdybyś ciągle pracowała, twoje dłonie nie
byłyby nawet w połowie tak jasne i miękkie! Miałyby wówczas wiele zadrapań…
- Przestań! – krzyknęłam dość
ostro. – Czemu ma to służyć?
Ricard spojrzał na mnie
podejrzliwie. Po czym nie co złagodniał i uśmiechnął się szelmowsko.
- O to samo mógłbym ciebie
zapytać, panno Estello. Już samo twoje imię jest zbyt piękne i wzniosłe, abyś
mogła być obywatelką z prostego ludu. Dlaczego ukrywasz swoją prawdziwą
tożsamość? Kim jesteś i dlaczego zgodziłaś się tak upokorzyć, aby tylko znaleźć
się w Barcelonie?
Nie mogłam mu odpowiedzieć na to
pytanie. Coraz ciężej oddychałam i z większą obawą przyglądałam się postaci
Hiszpana, który skrzyżował ręce i zaczął bacznie mi się przypatrywać.
Odwróciłam się od niego i
zaczęłam biec w stronę kuchni.
- Taka gratka… To musi być
arystokratka! – zdążyłam usłyszeć za swoimi plecami, gdy zniknęłam za drzwiami.
Minąwszy rozzłoszczoną kucharkę, która karciła
jedną ze służących, znalazłam się na schodach prowadzących do kolejnych pięter
pensjonatu.
- Estelle! Zaczekaj! – zawołała za
mną Marielle. – Wybieramy się dziś nad morze i bardzo pragniemy z Eugène, abyś
nam towarzyszyła. Maman i ciocia też uważają, że to dobry pomysł.
- Jak sobie życzysz, panienko
Leschamps – odparłam, po czym odetchnęłam z ulgą.
Myśl o tym,
aby wybrać się nad morzem w tak pogodny dzień, była najlepszą rzeczą, która
mogła mnie dzisiaj spotkać. Po nieprzyjemnej rozmowie z Ricardem przydałaby mi się chwila, aby odetchnąć i pomyśleć o przyszłości. Kto wie co przyniosą kolejne
dni i czy moi nowi przyjaciele poznają mój sekret. Bardzo chciałbym jednak, aby
nigdy nie mieli okazji dowiedzieć się, kim naprawdę jestem.
~*~
Słowniczek
* Bona tarda - Dobry wieczór [cat.]
* Hola, señoritas. - Witajcie, panienki. [cat.]
* Hola, el meu amic! - Witaj. mój przyjacielu! [cat.]
_______________________________________________________
Od Autorki
Wiem, że długo to trwało, ale na nareszcie udało się napisać II Rozdział :)
Zmieniłam też szablon, choć nie do końca spełnia moje oczekiwania.
Oczywiście najserdeczniejsze podziękowania kieruję do Was, moi drodzy czytelnicy!
Bez Was nie byłoby tego opowiadania :* Dziękuję pięknie za Wasze odwiedziny i komentarze :)
Wykonam twoje zamówienie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Katherine z Imperium Grafiki xoxo
Dziękuję! :)
Usuńhttp://katherineig.deviantart.com/art/Szablon-72-pooprawka-413176607?ga_submit_new=10%253A1384275850 może być tym razem? C:
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję, jesteś cudowna! <3
UsuńTwoje opowiadanie jest świetne! Naprawdę genialna fabuła, bardzo mi się podoba. <3
OdpowiedzUsuńA mam jeszcze takie pytanie. Weszłam w bohaterów (swoją drogą najlepsze ich wykonanie spośród wszystkich blogów jakie czytałam) i zastanawiam się jak to zrobiłaś. W sensie, że po naciśnięciu przenosi nas na kartę bohatera. Dodałaś jakoś stronę?
Bardzo dziękuję za tak miły komentarz <3
UsuńUtworzyłam osobne posty z charakterystykami bohaterów, a następnie skopiowałam ich adresy url i dodałam jako hiperłącze do poszczególnych nazw postaci :)
Mam nadzieję,że pomogłam, w razie pytań śmiało pisz ;)
Pozdrawiam :)
Nie ma za co, tylko napisałam prawdę. :)
UsuńA jak zrobiłaś, że tych postów z poszczególnymi bohaterami nie widać? W sensie tak normalnie na blogu. Tylko dopiero jak klikniesz w link, to do nich przenosi.
To tak jak tłumaczyłam wyżej. Najpierw wiadomo tworzysz osobny post/podstronę o nazwie " Bohaterowie/ Postacie" i wypisujesz sobie ich imiona. Potem klikasz utwórz nowy post, tytułujesz go np. imieniem poszczególnego bohatera i gdy skończysz pisac wiadomo publikujesz. Gdy ten post wyświetli się w stronie posty jako opublikowany, klikasz pod nim "wyświetl". To jest ten właśnie osobny post do danej postaci i kopiujesz u góry jego adres url czyli np. "www.nazwabloga.blogspot.com/dyyfiif..." potem wchodzisz na wcześniej utworzony post "Bohaterowie/Postacie", gdzie chcesz dodać odnośnik i w edycji tego postu po zaznaczeniu imienia postaci klikasz u góry " Link" i w pustym białym polu wklejasz skopiowany adres, klikasz aktualizuj i gotowe ;)
UsuńRozdział jak zawsze znakomity, dlatego tym bardziej martwi mnie, że nie dodałaś jeszcze nowego posta. Chociaż w sumie jestem ostatnią osobą by Ci takie rzeczy wypominać. Nie było mnie tu tyle, że pewnie pomyślałaś już, że o Tobue zapomniałam. No cóż, ostatnio po prostu nie miałam głowy do blogowania. Musisz zrozumieć. Matura za pasem! Taaa ... :)
OdpowiedzUsuń